Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2011

Musisz być premierem

  O, Ty! Co jesteś Biskupów pieszczochem I ojca Tadzia. A niech Cię bratanica Madzia…   Nam po Twym bracie Ciekły łzy jak grochy A Ty nawet jednej żeś nie stracił. Wiatr na gruzowisku groźnie grał, Ty żeś jak posąg chłodny stał I w grozie lasu groźby słał.   W geście przyjaźni Premiera Putina, Kiedy utkwił premier nasz, Ty nie chciałeś gestu współczucia, Miałeś kamienną twarz. Nie dochowałeś zasad mamony, O, pardon! Masz swoje bon tony. Wtedy i dziś jednaką nutę grasz, Serwując te same androny, O wrogim Tusko-ruskim uścisku, O mgle, zamachu, spisku.   Tkwisz wciąż w ciasnej pętli Morderczej masy podejrzeń, złości, Obłudy, szczucia i kłamstwa tyle… Gromisz i gonisz wrogów w koło, Ciągle ich masz mnogo, I nie dasz wrogom Spokoju, ni chwili, Więc im na nerwach grasz. W bagnie awantur cel swój masz I czujesz się z tym błogo. Kłam, więc, łgaj, Wal w twarz, strasz! I idź tą wrogą drogą!   Dążysz do celu Odważnie, śmiało, Głośno, podstępem, po trupach. Chcesz, by pół Polski się bało, Gdy grzm

Prosta rzecz – idźcie precz!

  Motto: O, Wy! Którzy chcecie ode mnie Mięsa i krwi Niewinnych ministrów I ich świętych żon - Poszli won! (Marian Załucki)   Sejm zieje nienawiścią, Dwie partie prawicy Leją się, czym mogą. To dla lewicy z korzyścią - Grześ zaciera dłonie - W zwycięstwie mu pomogą.   Prezes grzmoci premiera, Premier ciosy odpiera. Prezes: tracimy wolność! Czujność! Godności brak! Hańba! Kłamstwo! Zaprzaństwo! A, niech to jasny szlag!   Miała być debata - Nastała trwała bitwa. Jedni, że to banda, Drudzy – że zakała i sitwa. - Polska sprzedana! - Rosja nami włada! - Prezes powiada. Och, potrzeba by bata Na te skurczybyki I wychłostać nim pół „świata” Polskiej polityki.   Przyznaję, Moi Mili, Będę tu otwarty i szczery: Ruszyła polityczna gorączka I gonitwa za premierem. Są gotowi gonić go Po śniegu na nartach, Pociągiem i rowerem - Jarek, Mariusz, Jacek, Elka, Beata I Zbychu zwany zerem.   Przez smoleńską tragedię, Przez krzyże pod Pałacem I marsze z pochodniami, Posłowie stali się tacy, Jakby im brakło

POKŁOSIE RAPORTU MAK

  Była styczniowa środa. Emocje nie znały granic! W nerwach, na dzień ten, czekano. Niestety, nerwy nie zdały się, na nic! Moskwa, konferencja, Anodina. Komisja międzynarodowa MAK - Dziennikarzom raport referowano. Coraz mocniej nam na nosie grano. A, niech to jasny szlag…   Wkrótce leci w świat Wieść, która z nóg powala. Nie rozbierze pies, ani sobaka, Czemu wieść taka. Za tragedię smoleńską Winę ponoszą nasi: Pierwszy Pasażer I generał Błasik. Nie wiadomo, Który po ile? Wiadomo, ile generał Miał promili.   Były poseł – zgred, nie zgred - Napisze na blogu wnet: „Na pokładzie wszyscy pili, Atmosfera była bojowa. Wszyscy nas ośmieszyli… Spoczęli na Wawelu, nie w rynsztoku, A tam należało ich pochować”.   Posłanka, z gadką śląskiej przekupki, Na konferencji wywala: - Rządzący jak głupki, Nie uchronili młota ani kowala. I władzom ostro przygrzała: - To był medialny strzał W tył głowy generała!   Polska ze szczęścia oniemiała, Gdy premier Putin Objął premiera Tuska - Pisze Janusz, europose

KATASTROFA

  Dla jednych problem To many many, Dla innych - katastrofa. Jarek miał takie plany, By katastrofą przebić Kłopoty finansowe Madofa.   Tego jeszcze nie było - Jak świat światem - Przebił, więc przypadkiem, Podsmoleńskim upadkiem Samolotu z bratem.   I tego też nie zna świat: Na Wawelu leży brat A w Warszawie - grób jego. Tam królowie go strzegą A tu - Jarek z kolegą…   Przez przypadek czy traf - Kancelista, czyli graf, Niejaki Jakub Opara, Dziś mocno się stara, Dumając – warto – nie warto - Odkryć straszną rzecz? Warto premiera zohydzać, Wcześniej odkrytą kartą Przez innego widza. Buszuje w pokładach pamięci, I snuje o smoleńskim lotnisku, Po dziewięciu miesiącach blisko, Opowieść straszną o prezydencie: Leżał na niebieskim brezencie Dwanaście godzin w błocie…   Och, moi złoci. Mój wspaniały narodzie! Czy on był godzien? Leżeć w błocie? Czemu nie był Okryty biało-czerwoną? Wytykam to hienom i wronom. Wyrzucam nieludzkim Ruskom! I polsko-ruskim Tuskom!   Na domiar złego, Obok niego leża