Musisz być premierem


 

O, Ty!
Co jesteś
Biskupów pieszczochem

I ojca Tadzia.
A niech Cię bratanica Madzia…

 

Nam po Twym bracie

Ciekły łzy jak grochy

A Ty nawet jednej żeś nie stracił.

Wiatr na gruzowisku groźnie grał,

Ty żeś jak posąg chłodny stał

I w grozie lasu groźby słał.

 

W geście przyjaźni
Premiera Putina,
Kiedy utkwił premier nasz,

Ty nie chciałeś gestu współczucia,

Miałeś kamienną twarz.

Nie dochowałeś zasad mamony,

O, pardon! Masz swoje bon tony.

Wtedy i dziś jednaką nutę grasz,

Serwując te same androny,

O wrogim Tusko-ruskim uścisku,

O mgle, zamachu, spisku.

 

Tkwisz wciąż w ciasnej pętli
Morderczej masy podejrzeń, złości,
Obłudy, szczucia i kłamstwa tyle…

Gromisz i gonisz wrogów w koło,

Ciągle ich masz mnogo,

I nie dasz wrogom

Spokoju, ni chwili,

Więc im na nerwach grasz.

W bagnie awantur cel swój masz

I czujesz się z tym błogo.

Kłam, więc, łgaj,
Wal w twarz, strasz!
I idź tą wrogą drogą!

 

Dążysz do celu

Odważnie, śmiało,

Głośno, podstępem, po trupach.

Chcesz, by pół Polski się bało,

Gdy grzmisz z trybun
Lub piszesz listy, pouczasz,
Rżniesz męża stanu

I politycznego głupa.

Więc, gdy krzyczysz i straszysz,

Lęk siejesz jak faszyzm!

 

Wszystkie szyderstwa,

Kłamstwa, oszczerstwa,

Wszystkie te mocne szpile,

Które Cię kłują niby punkty sporne,

To są intrygi wrogiej Platformy.

 

A przecież Tyś oaza życia,
Wulkan spokoju, anioł,
(Powiem to wszystkim paniom),

Cierpiętnik, ascetyk, dobry duch

A nawet jego siła.

Ogromną siłę stanowi Was dwóch:

Wierny przyjaciel, Zbychu

I na dodatek Jola miła.

A, gdy się czasem wolny czas wykroi,

Siłę stanowi Was troje.

 

Masz talent mówcy

Niemal jak Cycero;

Nawet lepszy, bo nasz, a on był obcy.

Tylko nikczemne szkodzi Ci „zero”,

I wtedy jest problem

I jesteś w kropce.

Jak mu dokopać – dumasz?

Wtem wpadasz w myśl na czasie:

- Rzucę weń bombą lub petardą,

Jeno tak wróg pokonać da się!
No chyba, że ma skórę twardą…

 

Mową, dobrocią,

Buzią miłą, ciepłym okiem,

Potrafisz pieścić i głaskać nawet gada.

Tylko, czy gada wypada?

A jak już masz wrogów pod bokiem,

Och, wrogom wtenczas na pewno biada…

Zrobisz z nich mięso, kotlet, o rany!

A taki, na co dzień jesteś trusia,

Że przyłóż wprost do rany.

 

Wszystkie szyderstwa,

Kłamstwa, oszczerstwa,

Wszystkie te ostre szpile,

Które Cię kłują jako punkty sporne,

To są intrygi wrednej Platformy.

Ty przecież wiesz, że

Zalet w Tobie tyle…

Na pęczki, ćwierci, mile,

Więc wybacz, za słowa me szczere.

Nikt Ci tego nie powie, a ja

Nie będę sobą, jeśli nie powiem,
- Musisz być premierem.

 

28 stycznia 2011 Stanisław Cybruch

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Milionerka z PiS musi szukać nowej pracy"

"Kontrowersyjne nagranie z policjantem"

"Morawiecki kłamał?"