Rozstrzygnie sąd
Był płot, pałac i tłum. A on był dumny jak paw na gumnie. W głowie szumiał mu rum, Więc czynił i wrzeszczał nierozumnie. Nacierał, forsował zagrodę, Miał wszystko i wszystkich gdzieś. Krzyczał, wzywał: chodźcie z narodem! A ty pajacu z pałacu, w d… mi wleź. Bez ludzkich hamulców, bez kultury. Żadnych ostrzeżeń i uwag. Stróż porządku - dureń, Ubek, ZOMO, komuna. Wrzawa, rwetes, pyskówa. Naciera wataha na służby. Przeszkody z płotu forsuje, Szarża poselska silna się czuje. Ludziska patrzą: któż by to któż by? Czyżby to piskie szczuje? Siła mięśni, gęby rozdarte, Ręce do płotu przywarte, Nogi do góry zadarte, Czerwone w nerwach twarze. Tak pragną składać hołdy, I kwiaty, idolowi Leszkowi, Wyznawcy i politycy PiS czołowi, Na przypałacowym trotuarze. Wtem wielka wrzawa i brawa, Ktoś pokonał przeszkodę płotu. Ruszyła szarpanina z idiotą, Który ma gdzieś przepisy prawa. Wściekła wymiana słów, Padają pogróżki groźnym głosem. Obyś człeku był zdrów, I uszedł z prostym nosem. Nie ma końca podję