"Nie wyznaję kultu ciała"

"Nie ćwiczyłam nigdy, specjalnie po to, żeby dobrze wyglądać".

Anita Sokołowska uważa, że po czterdziestce wygląda lepiej, niż kiedyś.

Ale lepiej się także w swoim ciele czuje. Kult ciała jest jej obcy, równowaga pomiędzy ciałem, głową i sposobem myślenia, daje jej poczucie kobiecości. Kiedyś miała kompleksy i - jak wspomina - szerokie ramiona, jak enerdowska pływaczka. Dzisiaj uwielbia nosić bluzki na ramiączkach z dekoltem, a metryka jej nie ogranicza. Ruch towarzyszy jej przy okazji pracy i macierzyństwa, ale wynika też z wrodzonej dynamiki.

Anita Sokołowska jest aktorką i reżyserką. Jej ostatnim dużym sukcesem, było wygranie programu, 'Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami'.

Jak postrzegamy własne ciało? Po co i jak z ciałem pracujemy? Jak radzimy sobie z upływem czasu i sił? Do rozmów wokół tego tematu zaprosiłam znane osoby, podejście, których do cielesności wyjątkowo mnie ciekawi. Pierwszą, otwierającą cykl rozmówczynią została Małgorzata Rozenek-Majdan, do kolejnej rozmowy zaprosiłam projektanta mody i jurora "Top Model", Dawida Wolińskiego. W trzecim spotkaniu, towarzyszyłam opowieści o jej fizyczności, aktorce i reżyserce Anicie Sokołowskiej.

Skąd się bierze forma i wygląd twojego ciała? Mam wrażenie, że powstają jakoś tak przy okazji, w niewymuszony sposób, bez katorżniczych ćwiczeń. Miałam też myśl, że może to zasługa genów?

Myślę, że to efekt mieszanki. Moja mama bardzo ładnie się starzeje. Ma 76 lat, twarz bez wielu zmarszczek, ale nie ma sportowej sylwetki. Nigdy zresztą żadnego sportu nie uprawiała. Babcia w wieku 80 lat miała tylko zmarszczki mimiczne, może dlatego, że całe życie twarz myła mlekiem i nie używała kremów.

Rzeczywiście ruch i myślenie o ciele są u mnie niewymuszone. Nie wyznaję kultu ciała, nie ćwiczyłam nigdy specjalnie po to, żeby dobrze wyglądać. Kiedy skończyłam 43 lata, pojawiła się w moim życiu wspinaczka na ściance i skałkach. Ale nie dlatego, że chciałam pracować nad mięśniami, tylko po to, żeby robić coś sportowego.

- Wspinaczka świetnie rozbudowuje wewnętrzne mięśnie, więc zmiana sylwetki pojawiła się, przy okazji. Wspinacze nie są atletyczni, to raczej ładne kontury ciała, siła, wspaniale wyrzeźbione mięśnie pleców. Cudownie się patrzy na takie ciała.

Anita Sokołowska na zdjęciu sprzed 24 lat. Witalność, energia, dynamika towarzyszą Sokołowskiej od dziecka. Tu na zdjęciu z 2011 r.

Poza tym późno, bo w wieku 37 lat, zostałam mamą. Mój syn Antek, nie pozwala mi się zestarzeć – jeżdżę z nim na rowerze, hulajnodze, chodzę na basen. Muszę mieć w sobie energię i być aktywna. Także mój zawód, wymaga ode mnie pewnych umiejętności, role opowiadam przez fizyczność. Kiedy grałam monodram, to po półtorej godziny, byłam tak zmęczona ruchem scenicznym, wpisanym w narrację spektaklu, tak mi nogi drżały, że ledwo byłam w stanie się ukłonić.

- Zawsze byłam bardzo ruchliwym i sprawnym dzieckiem, u dziadków na wsi, łaziłam po drzewach – byłam chłopcem w spódnicy, takim ciekawskim jajem, które wszędzie musi wejść, wszystkiego dotknąć, sprawdzić. Lubię wyzwania i całe moje dzieciństwo takie było.

To, jak dzisiaj wyglądam – szczególnie po "Tańcu z gwiazdami" – jest wypadkową wszystkiego, co się we mnie dzieje od dawna.
Małgorzata Rozenek-Majdan nie wyobraża sobie siebie bez aktywności sportowej.
Małgorzata Rozenek: Trzykrotnie zmusiłam ciało do niemożliwego.
Zastanawiam się, czy gwiazdy biorą udział w tym programie, także po to, żeby treningami osiągnąć metamorfozę ciała?

Nie wiem, czy tak kalkulują. Ale rzeczywiście, kiedy już było wiadomo, że będę tańczyć, rozmawiałam ze znajomymi, którzy byli w programie. Mówili: zobaczysz, jak ci się ciało zmieni.

W moim przypadku nie było to celem, na wejściu, miałam sportową sylwetkę. Przy okazji, w siódmym odcinku złapałam się na tym, że legginsy ze mnie spadają, że nie mam wałeczków na brzuchu. Zdziwiło mnie to, bo nie zrobiłam ani jednego brzuszka, wszystko zadziało się, przy okazji ćwiczeń układów.

Jako dziecko trenowałaś jakąś dyscyplinę sportu?

Chodziłam na zajęcia taneczne, w ramach Społecznego Ogniska Baletowego w Lublinie, ruch był obecny w moim życiu i dość regularny. Z baletem to jednak niewiele miało wspólnego. Mieliśmy zajęcia z rytmiki, tańców ludowych: krakowiaka, oberka, kujawiaka – umiem robić hołubce – były baletowe ćwiczenia, zajęcia ze stepu, warsztaty z tańca współczesnego, taniec neapolitański, hiszpański, klasyczny. Tańczyłam w podstawówce i do połowy liceum, na poziomie bardzo amatorskim. Potem pojawił się już teatr i taniec na 30 lat zniknął.

"Tym bardziej zaskoczyło mnie, ile moje ciało potrafi dzisiaj zrobić w tańcu. Mam świadomość, że to także wynik czterech lat wspinania się – na ściance nabrałam świadomości ruchu, działania mięśni, struktury ruchowej. Na skałkach się skacze, trzeba wykonywać sekwencje ruchów".

Wspinaczkę przerwało, niestety zerwanie więzadła, przez zły zeskok ze ścianki. Przez prawie dwa lata, po operacji bardzo uczciwie się rehabilitowałam, żeby odzyskać dawną sprawność. W moim zawodzie nigdy nie wiadomo, czy nie będę miała do zagrania roli policjantki, która biega i robi przewroty. Po tym czasie dopiero przekonałam się, co to znaczy mieć bardzo silne nogi. (weekend.gazeta.pl).

Oprac. Stanisław Cybruch
amator, balet, ciało, dzieciństwo, mięśnie, Lublin, operacja, rozmowa, rytmika, ścianki, taniec, wiadomo, więzadła, zawód, 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Milionerka z PiS musi szukać nowej pracy"

"Awarie dystrybutorów" Orlenu, problemy z tankowaniem karetek"

"Niemoralni politycy PiS. Rozwiedzeni, drugie żony, kochanki"