"Ja tam byłem nikim"

"Historia niewolnika spod Legnicy ma ciąg dalszy".

Mikołaj Jerofiejew, przez ponad 23 lata był traktowany jak niewolnik i zmuszany do pracy, za którą nie otrzymywał wynagrodzenia - pisze Tomasz Pajączek w onet.pl.

Jego koszmar trwał na fermie drobiu pod Legnicą. Kiedy uciekł, wyglądał, jakby dopiero opuścił Auschwitz. W sądzie długo opowiadał o tym, co go spotkało.

Właścicielka fermy, oskarżona o handel ludźmi, odmówiła składania zeznań. Obok niej na ławie oskarżonych miał zasiąść jej mąż, ale zmarł przed rozpoczęciem procesu, który nie mógł ruszyć od ponad dwóch lat.

"Ja tam byłem nikim". Historia niewolnika spod Legnicy, ma ciąg dalszy "Interwencja" Polsat

Mikołaj Jerofiejew

– Ja tam byłem nikim, tylko do roboty – wyznał przed sądem 62-letni Mikołaj Jerofiejew.

Rosjanin z polskim paszportem, ze szczegółami opowiedział, o swoim pobycie na fermie u państwa Ś.

Właściciele fermy od czasu do czasu zabierali go do sklepu. Raz w roku do fryzjera. Sami z góry za wszystko płacili. On nie miał żadnych pieniędzy. Kiedy potrzebował, zawozili go do lekarza, a gdy na fermie odbywały się kontrole, zamykali go w kotłowni lub ukrywali w lesie.

W dniu ucieczki z fermy, na której był przetrzymywany przez 23 lata, Mikołaj Jerofiejew miał na sobie klapki, krótkie spodenki i podartą koszulkę. To był cały jego majątek.

Od ponad trzech lat znów jest traktowany jak człowiek. Ponad dwa lata czekał na rozpoczęcie procesu właścicieli fermy, którzy zmuszali go do niewolniczej pracy.

Ma 62 lata. Jest Rosjaninem. W zeszłym roku otrzymał polskie obywatelstwo.

Mikołaj Jerofiejew podczas nadania mu obywatelstwa

Oskarżeni o handel ludźmi Jan i Alicja Ś. długimi miesiącami przedstawiali zaświadczenia o chorobach, które miały uniemożliwiać im uczestniczenie w rozprawach. Bez ich obecności prokurator nie mógł odczytać aktu oskarżenia, a sąd rozpocząć procesu.

W końcu jednak sytuacja się zmieniła i na październikowej rozprawie w sądzie w Legnicy pojawiła się Alicja Ś. Sprawa jej męża z powodu śmierci została umorzona.

Czytaj>>> Rozdali głosującym na Jagodnie 300 pizz. Memem odpowiadają na hejt

Niewolnik spod Legnicy

Mikołaj Jerofiejew długo opowiadał w sądzie o traktowaniu go jak niewolnika i zmuszaniu do pracy, za którą nie otrzymywał wynagrodzenia.

Przyjechał do Polski z okolic Smoleńska. Był 1989 rok. Miał 28 lat. Jako spawacz obsługiwał wtedy żołnierzy Armii Czerwonej, którzy stacjonowali pod Bolesławcem.

Gdy w 1993 r. wojska radzieckie opuściły Polskę, Jerofiejew pozostał w kraju. Przez cztery lata pracował na fermie drobiu, później trafił na fermę Jana i Alicji Ś. w Lisowicach pod Legnicą. Poprzedni gospodarz, u którego pracował, zawiózł go tam, gdy pojawiły się plotki, że obcokrajowcy pracujący na czarno, będą deportowani.

To właśnie w Lisowicach przeżył koszmar. Za pracę na fermie państwa Ś. miał dostawać 350 zł miesięcznie. Do tego jedzenie, papierosy i dach nad głową. Jak mówił przed sądem – zapłaty nigdy nie dostał i często chodził głodny. Średnio pracował po 16 godzin dziennie.

Robił wszystko, co mu kazali. Palił w kotłowni, łapał kury do uboju, wyrzucał gnój, sprzątał, zamiatał. Zajmował się też myciem samochodu i trzepaniem dywanów.

– Ja tam byłem nikim, tylko do roboty – wyznał. Podkreślał, że był przez szefostwo poniżany, często słyszał, że jest debilem albo baranem. Szarpali go też za ubranie, ale nie był bity.

Spał w brudnym, ciasnym i śmierdzącym pomieszczeniu bez okien, na pryczy z materacem. Miał tam swój stolik, telewizor i farelkę. Do jedzenia otrzymywał resztki ze stołu. Czasami zgniłe i spleśniałe.

– Jak pierwszy raz przyszedł do naszej kancelarii, to wyglądał tak, jakby dopiero opuścił Auschwitz. Był wychudzony, miał zapadnięte policzki, szczudlaste nogi i styrane ręce, umięśnione jedynie poprzez ciężką pracę – mówił nam mec. Dominik Góra, pełnomocnik Mikołaja Jerofiejewa, podczas naszej pierwszej rozmowy w 2021 r.

Czytaj>>> Mroczny zakątek. Duszenie, topienie, rażenie paralizatorem. Tak wyglądał terror w więzieniu w Barczewie.

Przed ucieczką paraliżował go strach

Rosjanin bał się uciec w obawie przed deportacją. Nie znał nikogo, a ludzie, u których pracował, zabrali mu dokumenty pod pretekstem zalegalizowania jego pobytu. Tak się jednak nie stało. Z powrotem nigdy ich nie otrzymał.

Gdyby nie inni pracownicy fermy, którzy także mieli być zastraszani, Jerofiejew przez lata nie miałby się do kogo odezwać.

Właściciele fermy od czasu do czasu zabierali go do sklepu. Raz w roku do fryzjera. Sami z góry za wszystko płacili. Sam nie miał żadnych pieniędzy. Kiedy potrzebował, zawozili go do lekarza, a gdy na fermie odbywały się kontrole, zamykali go w kotłowni lub ukrywali w lesie.

Gehenna Jerofiejewa skończyła się na początku sierpnia 2020 r., gdy małżeństwo Ewa i Krzysztof Tyszkiewiczowie zaaranżowali jego ucieczkę, a potem dali schronienie na swoim gospodarstwie.

Wcześniej jego historię opowiedziała im Jolanta Matejko, która pracowała z nim na fermie. Gdy uciekł, był wrakiem człowieka. W ciągu roku zmienił się nie do poznania. Przybrał na wadze, skrócił włosy i zgolił brodę.

U Tyszkiewiczów Jerofiejew mieszka i pracuje do dziś. By nie czuł się samotny, dostał od nich psa ze schroniska. Opowiadając przed sądem swoją historię, w pewnym momencie zasłabł.

– Serce zaczęło go boleć, gdy przywoływał złe wspomnienia. Sędzia na chwilę przerwał rozprawę – słyszę od mec. Dominiki Góry.

Czytaj>>> PiS może stracić władzę na Dolnym Śląsku. Opozycja kalkuluje, co jej się bardziej opłaca.

Walka o odszkodowanie

Alicja Ś. odmówiła składania zeznań i odpowiadania na pytania. W czasie śledztwa wszystkiego się wyparła. Kolejne rozprawy odbędą się w grudniu.

Niezależnie od sprawy karnej, kancelaria reprezentująca Jerofiejewa na drodze cywilnej, domaga się także od oskarżonej, odszkodowania i zadośćuczynienia. – Kwota liczona jest w milionach – zaznacza mec. Dominika Góra (Onet.pl).

Oprac. Stanisław Cybruch
adwokat, byłem nikim, ciąg dalszy, Góra, historia, Jerofiejew, niewolnik, Legnica, lekarz, 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Milionerka z PiS musi szukać nowej pracy"

"Kontrowersyjne nagranie z policjantem"

"Morawiecki kłamał?"