Grecka wiosna (cz. II)
Wczoraj napisałem o greckiej wiośnie (część I) 1986 roku. Byłem w greckich Salonikach, jako wysłannik "Głosu Wybrzeża" z elbląskiego Orbisu, od 30 kwietnia do 13 maja.
Wspomniałem, że dyrektor Orbisu proponował mi, nie brać ze sobą żadnego ubioru ciepłego, bo wtedy w Elblągu i w całej Polsce, był cały kwiecień bardzo ciepły, a co dopiero w Grecji.
Powiedział mi: jak tam zajedziesz, będzie nie tylko ciepło, ale nawet gorąco. Nie chciało mi się w to wierzyć, ale dobrze - pomyślałem.
30 kwietnia, gdy szykowałem się do wyjazdu do Warszawy, a stamtąd samolotem w nocy do Grecji. Cały dzień był u nas chłodny, wietrzny i co chwila drobił drobny deszczyk.
Samolot na Okęciu, do Grecji, był mocno spóźniony, ale w końcu odlecieliśmy. Po dwóch godzinach lotu wylądowaliśmy.
Przez całą podróż, stewardesy zwijały się jak w ukropie, żeby pasażerom jak najlepiej dogodzić.
Najpierw była suta kolacja - pachnący kurczak z ziemniakami piure z sałatką. Potem herbata lub kawa do wyboru.
Następnie serwowano (bez przerwy) wino wytrawne, około 4,5 % alkoholu, w buteleczkach 250 mililitra. Ja byłem chciwy, więc prosiłem o 3 buteleczki, dla mojej żony. Dostałem.
Wczoraj, bym zapomniał wyjaśnić, dlaczego miałem w walizce, 14 koszul z krótkim rękawem.
Chodziło o to, żeby codziennie zakładać świeżą, perfumowaną, nową. Nikt przecież nie wiedział, czy będą warunki - prać, suszyć, prasować, itp. Ale były...
Nawet w pokoju była wanna, i przez okrągłą dobę pracowały wentylatory, choć cały czas (dzień i noc) mieliśmy otwarte okna. Z lotniska w Salonikach (nad Morzem Egejskim) zawieziono nas w nocy autokarem do hotelu nadmorskiego. I poszliśmy spać.
Rano wyruszyliśmy w daleką trasę - po 250 km - kierowca stanął przy przydrożnym sklepie. Żar lał się z nieba. Odeszliśmy kilka kroków na bok - poprosiłem kolegę z Lublina - który był w takiej roli jak ja - dziennikarz tamtejszej gazety.
Stanąłem na brzegu pola, w tle za moimi plecami, legendarny Olimp, połyskiwał w słońcu szczytami lodu i śniegu (widać to na zdjęciu).
Każdego ranka (ok. g. 9), wyjeżdżaliśmy gdzieś w daleką trasę mercedesem klimatyzowanym, w celu zwiedzania zabytków, a Grecja - jak wiadomo - stoi na zabytkach.
Nawet miasto Saloniki (315 tys. mieszkańców) to piękny i bogaty zabytek (liczebnie drugie miasto po Atenach) - nazwa jego nosi imię ślicznej żony pewnego króla Grecji.
Jechaliśmy jeszcze 150 km, aby dotrzeć do krainy, gdzie są jedyne w świecie skały piaskowca, sięgające chmur. Grecy mówią - "zawieszone w chmurach" Meteory - wyrosły na ponad 500 metrów. Autokar jechał tak, żeby dotrzeć asfaltem z wycieczką, aż na szczyt.
Mam ze szczytu zdjęcie: ja - pierwszy z lewej, pierwsza z prawej - kobieta Szczecin Orbis, w środku prezes Orbisu w Warszawie. Stoimy na szczycie greckich Meteorów - "zawieszonych w chmurach". Tak nazywają Grecy te historyczne dziwy przyrody.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich moich znajomych z Facebooka.
Życzę wam ślicznego, słonecznego, dobrego dnia.
Stanisław Cybruch
ciepło, deszcz, Elbląg, Facebook, Grecja, przyroda, Saloniki, Warszawa, wiosna, zieleń,
Komentarze
Prześlij komentarz