Boże Narodzenie na Lubelszczyźnie

Zwyczaje ludowe w lubelskiej wiosce, z której się wywodzę, były atrakcyjne i wielowiekowe. 

W czasie wigilii przed Bożym Narodzeniem, ustawiano pod stołem maselnicę, sierp i lemiesz żelazny do pługa, aby w przyszłym roku było, co jeść, czym kosić zboże i orać. Na rogu stołu stawiano wolne nakrycie dla dusz zmarłych. Bo wierzono, że w tę wyjątkową noc, dusze bliskich zmarłych, mogą odwiedzać żywych.

W centralnym miejscu na stole leżał biały opłatek, przy nim był czosnek i miód. W pierwszych gminach chrześcijańskich, po domach wiernych roznoszono chleby ofiarne - jako pokarmy dla ducha i ciała - na znak zgody, miłości i jedności. Boże Narodzenie było traktowane, jako święto pojednania, umacniania i odradzania więzi międzyludzkich.

Oprócz białych opłatków były także różowe. Różowe służyły dla zwierząt, wypiekano je jeszcze przed II wojną na Lubelszczyźnie. Po posiłku w domu, gospodarz zanosił je bydłu razem z resztkami ze stołu wigilijnego. 

Opowiadano potem, że w noc wigilijną można usłyszeć, co mówią zwierzęta, że woda zaczerpnięta ze studni może zmienić się w wino, a dzień wigilijny jest zapowiedzią przyszłych wydarzeń na cały nowy rok - aż do następnej wigilii.

Wierzono, że tego dnia nie można zaspać, aby nadchodzący nowy rok był pomyślny i by nie brakowało ochoty do pracy. Z postawy i zachowania domowników wróżono, jacy oni będą cały rok, więc tego dnia dzieci powinny być grzeczne, gospodarze pracowici, a wszyscy dla siebie mili i życzliwi.

Już od rana wypatrywano osoby płci męskiej, co miało związek z oczekiwaniem na Narodzenie Jezusa. O świcie można było słyszeć za oknem pukanie. To mali kolędnicy - chłopcy "szczęściarze" chodzili po wsi z świątecznymi życzeniami od domu do domu. Wynagradzani datkami, nie szczędzili sił w wygłaszaniu starych, tradycyjnych oracji i dobrych życzeń domownikom.

Od samego rana zabawiano się różnymi dobrymi wróżbami:
1) Kiedy dziewczyna kichnęła - przybędzie cieliczka, gdy chłopak - byk lub źrebak.
2) Przez cały dzień nie wolno nic pożyczać - bo cały rok będzie w domu ubywać.
3) Zakazane było szycie, aby nie zaszyć rozumu z materiałem.
 

4) Nie wolno było spać i drzemać w ciągu dnia - wróżyło to nowy rok niemrawy i chwasty na polu.

Wszyscy w domu cały dzień, aż do pierwszej gwiazdki, mieli pełne ręce roboty - zajęci przygotowaniami do Wigilii. Zwykle też przez cały dzień wigilijny poszczono – często chodzili o chlebie i wodzie - lub wyrzekali się i tego, bo w takim dniu nic nie jest zbyt trudne, gdy się czeka na tak upragnioną, cudowną noc. Wypatrując na niebie pierwszej gwiazdy, wnioskowano po pogodzie, jaki będzie urodzaj w najbliższym roku. Ludowe porzekadło głosiło: "Jak na niebie jasno to w stodole ciasno".

W okolicach Biłgoraja i u nas, w wigilię spożywano przy stole tradycyjnym, odświętnym, który symbolizował odświętność, czystość, wyjątkowość. Słowo "święto" pochodzi od hebrajskiego "kadosz" - "inny". Dzień Święty - dzień wigilijny - jest inny od wszystkich pozostałych dni w roku.

Przy opłatku na świątecznym stole leżał także czosnek i stał miód. Wierzono, że czosnek i miód zapewniały zdrowie, a sam czosnek chronił przed pchłami i od "złego". Czasem sadzono go później w polu lub w ogrodzie, aby burza nie zniszczyła zasiewów.

Czasem, w wianuszek z czosnku, wstawiano jedną z potraw wigilijnych, aby zapewnić jego urodzaj. Miód jedzony razem z opłatkiem miał zapewnić szczęście i powodzenie. Do wigilijnej wieczerzy siadano według starszeństwa i pozycji w rodzinie: najpierw dziadkowie, potem gospodarze, goście, dzieci. Zwykle wieczerzy wigilijnej przewodniczył ojciec rodziny albo najstarszy mężczyzna, w przypadku braku, najstarsza kobieta.

Gdy zabłyśnie pierwsza gwiazdka, ojciec lub matka łamali się ze wszystkimi opłatkiem i składali życzenia. Miały one zazwyczaj tradycyjną formę i formułę: "Na wieczną pamiątkę narodzenia Jezusa Chrystusa, w betlejemskiej stajence, życzę Wam szczęścia, wszystkiego dobrego i zdrowia dobrego, powodzenia, a po śmierci dusznego zbawienia".

Wieczerza wigilijna składała się z ustalonego zestawu potraw. Mama gotowała zawsze nieparzystą ich ilość: 7, 9 lub 13. W niektórych wsiach zwracano uwagę, aby przy stole było zawsze osób do pary, gdyż sądzono, że liczba nieparzysta wróżyła komuś z ich grona, śmierć. Zapraszano, więc kogoś od sąsiadów, aby dopełnić liczby parzystej.

Do najbardziej popularnych dań wigilijnych, w naszej wiosce należały między innymi: barszcz z grzybami, kasza gryczana z sosem grzybowym, kapusta z grochem, pierogi z grzybami, mięso drobiowe, mięso wieprzowe, pieczona na smalcu lub gotowana ryba, kutia z pszenicy z cukrem, miodem i orzechami, kompot z suszonych jabłek i śliwek oraz suszonych malin i jeżyn.

Niektóre potrawy wigilijne mają ciekawą swoją przeszłość. Kutia jest pradawną, słodką potrawą obrzędową. Stanowiła ona jeden z najstarszych i najbardziej ulubionych przysmaków naszych dziadków. Pierwotną kutię przygotowywano bardzo prosto. Zmiażdżone ziarna pszenicy mieszano z miodem a następnie gotowano. Kutia dzisiejsza niewiele różni się od dawnej.

Za moich czasów, gdy byłem małym chłopcem, wśród uczestników wieczerzy, skracając czas oczekiwania na Pasterkę - w kulminacyjny moment nocy wigilijnej - opowiadano różne piękne legendy i opowieści ludowe, oparte o wątki biblijne. 

Mówiły one o ucieczce przed groźnym Herodem Matki Bożej z Narodzonym Dziecięciem. Jedną z nich jest stara opowieść, z dawnych wieków o sianiu pszeniczki, wyśpiewywana przez naszych ojców w pastorałkach.

Wiadomo, czemu na naszym wigilijnym stole pojawia się pszenica i koniecznie w tradycyjnej kutii. W lubelskich wsiach łyżkę kutii rzucano o powałę, ile ziaren przykleiło się do belek, tyle miało być snopów w przyszłym roku. Śpiewano w czasie kolacji wigilijnej kolędy, jedzono kolejne potrawy, opowiadano wigilijne opowieści i wróżono dla zabawy.

Zwracano też uwagę, aby ani na chwilę, nikt nie odkładał łyżki, by głód nie doskwierał w ciągu nadchodzącego roku i nikomu nie łupało w krzyżu. Po kolacji, dziecko w rodzinie, które pasało krowy, zbierało ze stołu wszystkie łyżki i wiązało je rzemykiem, aby bydło nie rozbiegało się po pastwisku.

Szczególnym elementem wigilijnej nocy, który wyraźnie świadczył o wyjątkowym charakterze, jaki w niej panował były tzw. psoty. Do zwyczaju należało, że chłopcy po wigilijnej kolacji lub w drodze na pasterkę, rozrzucali słomę dookoła chałupy i wieszali ją na płotach i drzewach. 

Także starsi bawili się na równi z młodymi. W tę noc działy się różne dziwne rzeczy i wszystko było w domu inaczej, niż zwykle. Gospodarze rozmawiali ze zwierzętami i drzewami, co przestały rodzić owoce.

W tę noc podobno nawet pszczoły rozmawiały ludzką mową. Dlatego też budzono je pukaniem w ule i przemawiano do nich pobożnymi słowami. Oprócz wyszukanych zabaw i wróżb, najchętniej w ten czas śpiewano polskie kolędy i pastorałki. 

Z kolędami zapoznaliśmy się od dzieciństwa, pokochaliśmy je i zżyliśmy się z nimi. Były to cudne utwory poezji ludowej, pisarzy, artystów, księży i kapelanów - pełne wdzięku i naturalnego prostego słowa.

W kolędach naszych, jak w zwierciadle odbijała się dusza polska, pełna fantazji, miłości Boga i swojej Ojczyzny, pojawiała się też swoista barwa narodowa. Stąd Betlejem, gdzie narodził się Jezus jest na naszej ziemi, a w stajence roi się od polskich Maćków, Staszków i Wojtków - wszystko jest przedstawione po naszemu - słowami z polskiej tradycji i dawnych barwnych obyczajów (niedziela.pl).

Oprac. Stanisław Cybruch
Betlejem, BożeNarodzenie, kolacja, kolęda, kutia, Lublin, pszenica, stajenka, wigilia, wioska, zabawa, 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Milionerka z PiS musi szukać nowej pracy"

"Kontrowersyjne nagranie z policjantem"

"Morawiecki kłamał?"