"Habit siostry nosi ślady zbrodni"

"Wybawiciele ze Wschodu" okazali się być potworami".

Zakonnica ocaliła młode dziewczyny przed radzieckimi żołnierzami w czasie II wojny światowej.

Sama została zgwałcona i zamordowana w bestialski sposób. Adelgund – nieustraszona zakonnica – świadomie oddała życie za niewinnych.

Siostra Adelgund Tumińska to jedna z prawdziwych bohaterek książki "Wojenne siostry" Agaty Puścikowskiej.

Adelgund Tumińska była pracowita, wymagająca, zorganizowana, ambitna i odważna. Jej dramatyczna, heroiczna śmierć, dopełniła całości jej życia.

Siostra Adelgund to jedna z zapomnianych czy wręcz nieznanych bohaterek, którym Agata Puścikowska poświęciła książkę "Wojenne siostry" (wyd. Znak).

Bestialsko zamordowana, do niedawna pozostawała zapomniana. Dlaczego tak się stało? Co wpłynęło na utajenie jej historii? Dlaczego jej męczeństwo przez tyle lat było tematem tabu?

Młodość

Kunegunda, bo takie imię otrzymała na chrzcie, urodziła się 24 lipca 1894 roku, w Kwiekach koło Czerska. Była czwartym z dwanaściorga dzieci Julianny i Bronisława Tumińskich.

Ojciec był nauczycielem w miejscowej szkole. Za jego patriotyczną postawę władze pruskie zmusiły go do opuszczenia Kwieków. Przeniesienie było częstą formą represji, w konsekwencji, osoby nią objęte, były skazane na gorsze warunki życiowe i trudności w utrzymaniu najbliższych.

Mimo grożących dotkliwych sankcji, rodzina słynęła z pielęgnowania polskości, i wartości chrześcijańskich.

Młoda Kunegunda wielokrotnie doświadczała straty bliskich osób. Gdy miała 4 lata, odeszły młodsze siostry bliźniaczki. Później zmarł jej pięcioletni brat, następnie siostra Waleria. Po dramatycznych wydarzeniach, matka Kunegundy, urodziła jeszcze czworo dzieci.

"Dziewczyny Sprawiedliwe"

Od 1910 roku Tumińska była uczennicą i pensjonarką Szkoły Gospodarstwa Domowego w Chojnicach, którą prowadziły franciszkanki. Do placówki o podobnym profilu uczęszczała później w Remagen.

Po ukończeniu nauk, w 1919 roku Kunegunda, wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Pokuty i Chrześcijańskiej Miłości. Decyzja o pójściu do zakonu nie wzbudziła żadnego sprzeciwu, raczej była oczywista, a wręcz oczekiwana przez rodziców.

W 1921 roku rozpoczęła nowicjat, otrzymała habit i imię zakonne: Adelgund. Działalność u franciszkanek obejmowała nie tylko naukę i modlitwę, ale również stawiano na praktyczne umiejętności: Adelgund uczestniczyła w kursie szycia, i była zatrudniona w klasztornej szwalni.

Potem pracowała w różnych miejscach i na różnych stanowiskach. W tamtym czasie częste podróże i podejmowanie się wciąż nowych zadań przez kobietę, były raczej niespotykane.

"Trzydziestoletnia siostra Adelgund, w 1924 roku, wraca do Chojnic. Przez kolejne dziesięć lat pracuje w tej miejscowości na różnych stanowiskach, ale też – co ważne – podróżuje i zakłada nowe instytucje i dzieła".

"Pracuje między innymi jako instruktorka w Szkole Gospodarstwa Domowego, ochroniarka, czyli przedszkolanka, w Ochronce Zakładu Świętego Karola Boromeusza. Prowadzi również oddział ochronki miejskiej (…).

Wojna

Podczas wakacji 1939 roku, Adelgund przebywała w Zamku Bierzgłowskim, gdzie zastała ją wojna. Siostry były zmuszone uciekać przed Niemcami do Warszawy. Wróciły po siedmiotygodniowej tułaczce, ale dom zastały zajęty przez okupanta.

Adelgund, wraz z innymi siostrami, wyjechała więc do Chojnic. Niedługo potem udała się do klasztoru w Zamartem, gdzie była przełożoną między 1941 a 1944 rokiem.

W klasztorze, przez całą wojnę rezydowali esesmani, więc siostry żyły w ciągłym strachu i napięciu. Wkrótce zdecydowały się, podjąć konkretne kroki, w celu udzielania pomocy potrzebującym. W klasztorze założyły obóz przejściowy dla kapłanów wywożonych do obozów.

W 1944 roku Adelgund skończyła swoją kadencję przełożonej i powróciła do Chojnic, gdzie pracowała w biurze lekarskim Szpitala Świętego Karola Boromeusza. Tam przebywały również franciszkanki przez całą okupację.

Męczeństwo

Na początku 1945 roku, niemieccy żołnierze stacjonujący na terenie szpitala, opuścili placówkę, aby uniknąć konfrontacji z Armią Czerwoną. Zmęczona wieloletnią okupacją, miejscowa ludność, liczyła na okres spokoju i powrotu do względnej normalności.

Żołnierze radzieccy przejęli budynek i zmuszali siostry, aby towarzyszyły im w "inspekcjach" szpitala. W jednej z nich, 14 lutego 1945 roku, uczestniczyła Adelgund. Wraz z inną siostrą, oprowadzała uzbrojonych mężczyzn, po salach placówki. Nie wiadomo jak dokładnie przebiegał obchód ani o czym rozmawiano.

Jednak jak się okazało, w budynku pozostały pracownice szpitala, które w trakcie wojny pomagały w szpitalnej kuchni. Młode i bezbronne – stanowiły łatwy łup dla radzieckich żołnierzy.

Rano 15 lutego rozległ się krzyk dziewczyn napastowanych przez żołnierzy. Zagonili je do szpitalnej kuchni. Siostry usłyszały głośne błagania o pomoc. Przełożona klasztoru wydała polecenie opuszczenia budynku. Jedyną, która postanowiła wrócić i je uratować, była Adelgund.

Jej rozmowy z Sowietami musiały być na tyle skuteczne, że młodym pracownicom szpitala udało się uciec. Potem było słychać jedynie zduszone krzyki, szamotaninę i nagły strzał…

Zakonnice, po opuszczeniu szpitala i rozproszeniu się, straciły ze sobą kontakt, dlatego nikt nie wiedział, co stało się z Adelgund. Co stało się w kotłowni? "Adelgund Tumińska została w bestialski sposób, prawdopodobnie najpierw zgwałcona, a następnie zamordowana."

Wybawiciele ze Wschodu' przeszyli ją na wskroś, wielokrotnie, bagnetami, o czym świadczą cięcia na zachowanym do dziś szkaplerzu siostry". Po kilku dniach, ciało zostało znalezione przez ks. Brunona Riebanda, który w czasie wojny pracował w szpitalu.

"Siostra Adelgund Tumińska została pospiesznie i potajemnie pochowana przez księdza Riebanda w ogródku klasztornym przed figurą świętego Franciszka. Przed pochówkiem jedna z sióstr zdjęła szkaplerz zamordowanej – poorany bagnetami zabójców.

Pamięć

W kolejnych latach, mimo bohaterskiej śmierci, o Adelgund mówiło się niewiele. Dlaczego? W czasach powojennych piętnowano zbrodnie niemieckie, ale radzieckie konsekwentnie wyciszano. Do członków rodziny Tumińskiej przychodzili funkcjonariusze UB i grozili represjami.

Po wojnie nie zbierano informacji na jej temat, a świadectwa uratowanych dziewczyn, nie zachowały się. Mimo to pamięć o niej przetrwała, a zdarzenia z 15 lutego 1945 roku, wyszły na jaw. Niedawno odkryto zapiski z 1947 roku, z których wynika, że Adelgund, w momencie śmierci, miała przebitą głowę i usta…

W tekście wykorzystano fragmenty książki Agaty Puścikowskiej "Wojenne siostry", która ukazała się niedawno, nakładem wydawnictwa Znak.

Źródło: ksiazki.wp.pl.

Oprac. Stanisław Cybruch

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Milionerka z PiS musi szukać nowej pracy"

"Kontrowersyjne nagranie z policjantem"

"Morawiecki kłamał?"