Grabież miliardów złotych, aby wygrać wybory?

Polacy na oszczędzaniu pieniędzy na funduszach emerytalnych stracili podwójnie.

Okazało się, że ostatecznie nie będą im służyły, a ponadto pojęli wreszcie, że nie są to ich oszczędności, tylko polityków.

Sprawa prywatnych środków ponad 2,5 mln Polaków, którzy w 2014 roku podjęli decyzję o pozostawieniu swoich oszczędności w Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE), była w okresie "dobrej zmiany", wyciszana i marginalizowana.

Politycy PiS doskonale wiedzieli, że po powszechnej krytyce reformy rządów PO-PSL, OFE nie mają już przyszłości. Jednak nikt z przedstawicieli obozu władzy, nie miał odwagi na jednoznaczną deklarację, że trzeba je zlikwidować, a pozostające w funduszach środki przenieść do ZUS, by wsparły budżet państwa.

W zwlekaniu, co z tym fantem zrobić, była metoda. Pomagała dobra sytuacja gospodarcza kraju i bardzo dobre efekty, tzw. uszczelnienia systemu podatkowego. Były one de facto, prowadzeniem permanentnej kontroli przedsiębiorców, na nieznaną dotąd skalę.

Co jakiś czas premier Morawiecki lub jego najbliżsi współpracownicy, m.in. Piotr Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR), wprawdzie wspominali, że sprawę OFE będzie trzeba jakoś rozwiązać, ale nikomu nie zależało, by ten temat był specjalnie nagłaśniany.

W końcu w 2014 roku, PiS najgłośniej krzyczało, że to grabież prywatnych oszczędności Polaków, więc by to samo powtórzyło się za rządów partii Jarosława Kaczyńskiego, co do zasady nie wchodziło w grę. Ale do czasu.

Pogłębiające się problemy z sfinansowaniem głośnych i szumnych zapowiedzi socjalnych, prezesa PiS - nazwanych "Piątką Kaczyńskiego" - zapewne nieskonsultowanych z główną księgową rządu, minister finansów Teresą Czerwińską, sprawiły, że temat likwidacji OFE musiał powrócić.

Pokusa stała się, tym większa, im donośniej zabrzmiały pogłoski o dymisji minister finansów, której premier Morawiecki nie przyjął. Te niezłe "zaskórniaki na czarną godzinę" muszą wspomóc "nową piątkę", która jest bardzo wielka.

Jak się okazuje, likwidacja OFE i zasilenie tymi środkami Funduszu Rezerwy Demograficznej (FRD) to dla rządu, jak wielki los na loterii. Mogłoby trafić do FRD dodatkowe 35 mld zł (pozostałe 75% środków ma pójść na indywidualne konta Polaków w ZUS).

Mogło by to nie tylko zwiększyć budżet, ale i też zmniejszyć dotację do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS) (na dopłaty z budżetu do emerytur), co zmniejsza potrzeby pożyczkowe i pomogłoby utrzymać rosnący deficyt w ryzach.

Choć wcześniej nikt z rządu nie chciał tematu komentować, teraz, gdy poczuli nóż na gardle, głos w tej sprawie zabrał premier Morawiecki. Potwierdził, że przed wyborami do parlamentu, sprawa OFE będzie "załatwiona".

Zdaniem komentatorów, to najważniejszy powód, by utrzymać na stanowisku minister Czerwińską, która chciała czym prędzej zwiewać z fotela ministra finansów. Stąd jasne: OFE pomogły w sytuacji ratunkowej - minister Czerwińskiej, "Piątki Kaczyńskiego" oraz wzmocnieniu budżetu państwa.

Tylko nikt nie ma dziś odwagi ujawnić prawdy: "Piątka Kaczyńskiego" to nie są 42 miliardy zł z uszczelniania VAT, lecz z przejęcia, czyli odebrania oszczędności gromadzonych na starość przez przyszłych emerytów.
Źródło: crowdmedia.pl i "Rzeczpospolita".

Oprac. Stanisław Cybruch

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Milionerka z PiS musi szukać nowej pracy"

"Kontrowersyjne nagranie z policjantem"

"Morawiecki kłamał?"