Czasem lepiej żeby oczy nie widziały...
Przed dwoma laty, w trakcie marszu środowisk narodowych w Warszawie (2017) - "10 osób mogło łamać prawo" - ustalili śledczy, o czym czytamy w portalu interia.pl.
Żadnej z tych osób nie postawiono zarzutów. Dlaczego? Śledztwo trwało półtora roku. Nie ma nawet podejrzanych?
W postępowaniu dotyczącym publicznego propagowania faszyzmu oraz nawoływania do różnic na tle rasowym, etnicznym i religijnym, wciąż nie ma podejrzanych. Niektóre z osób, których tożsamość ustaliła policja, zaprzeczyły, że to one są widoczne na zdjęciach wypreparowanych z materiałów filmowych, z marszu.
Ich tożsamość potwierdziły tak zwane ekspertyzy antroposkopijne. Części osób nie udało się udowodnić, że są na zebranych i zabezpieczonych nagraniach.
Jedynie cztery osoby potwierdziły, że uczestniczyły w pochodzie i niosły zakazane transparenty. Im też nie postawiono zarzutów. Wyjaśnienia prokuratury w tej sprawie są kuriozalne.
Podczas przesłuchań te osoby zapewniały, że "są przeciwnikami totalitarnych systemów, że nie należą do organizacji pochwalających takie poglądy, a banery i flagi, z którymi je sfotografowano, nie były ich".
Jak dowiedział się reporter RMF FM, cała dziesiątka ma status świadka w śledztwie. Te osoby przesłuchano z uprzedzeniem o możliwej odpowiedzialności.
- Trwają czynności procesowe, mające na celu ustalenie innych osób, które mogły się dopuścić zachowań stanowiących naruszenie prawa, w trakcie Marszu, w oparciu o dostępny materiał dowodowy.
Prokurator zlecił ostatnio policji, wykonanie kolejnych czynności procesowych, w tym zakresie - zapewnia Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Sprawa będzie badana aż się przedawni lub do kolejnego marszu narodowców.
Źródło: fakty.interia.pl.
Oprac. Stanisław Cybruch
Żadnej z tych osób nie postawiono zarzutów. Dlaczego? Śledztwo trwało półtora roku. Nie ma nawet podejrzanych?
W postępowaniu dotyczącym publicznego propagowania faszyzmu oraz nawoływania do różnic na tle rasowym, etnicznym i religijnym, wciąż nie ma podejrzanych. Niektóre z osób, których tożsamość ustaliła policja, zaprzeczyły, że to one są widoczne na zdjęciach wypreparowanych z materiałów filmowych, z marszu.
Ich tożsamość potwierdziły tak zwane ekspertyzy antroposkopijne. Części osób nie udało się udowodnić, że są na zebranych i zabezpieczonych nagraniach.
Jedynie cztery osoby potwierdziły, że uczestniczyły w pochodzie i niosły zakazane transparenty. Im też nie postawiono zarzutów. Wyjaśnienia prokuratury w tej sprawie są kuriozalne.
Podczas przesłuchań te osoby zapewniały, że "są przeciwnikami totalitarnych systemów, że nie należą do organizacji pochwalających takie poglądy, a banery i flagi, z którymi je sfotografowano, nie były ich".
Jak dowiedział się reporter RMF FM, cała dziesiątka ma status świadka w śledztwie. Te osoby przesłuchano z uprzedzeniem o możliwej odpowiedzialności.
- Trwają czynności procesowe, mające na celu ustalenie innych osób, które mogły się dopuścić zachowań stanowiących naruszenie prawa, w trakcie Marszu, w oparciu o dostępny materiał dowodowy.
Prokurator zlecił ostatnio policji, wykonanie kolejnych czynności procesowych, w tym zakresie - zapewnia Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Sprawa będzie badana aż się przedawni lub do kolejnego marszu narodowców.
Źródło: fakty.interia.pl.
Oprac. Stanisław Cybruch
Komentarze
Prześlij komentarz