Wielka radość w PiS, bo Andrzej Duda spotka się z Donaldem Trumpem
Politycy mali kiedyś w hali stoczni przebywali, więc im
tablicę trza na mur dać. A prezydent wielki, co ma spodnie na szelki, cieszy
się jak czołg wjeżdża na rampę, i że będzie miał spotkanie z Donaldem Trumpem.
Prezydent Andrzej Duda spotka się 18
września 2018 w Waszyngtonie z prezydentem Donaldem Trumpem. Czy to powód do
wielkiej uciechy? Wizyta ma być "oficjalna". To zgodnie z amerykańską
dyplomatyczną etykietą, znak, że polski prezydent, jedzie do USA z małżonką, i
będzie podjęty z honorami należnymi głowom państw.
Przedstawiciele naszego rządu nie kryją
radości, co zrozumiałe, jako że zaproszenie prezydenta USA to zawsze zaszczyt.
Ale nie powinni przesadzać ze sprzedawaniem wizyty, jako oszałamiającego sukcesu
– ostrzega w "Polityce" komentator Tomasz Zalewski.
Prezydent Duda z wizytą w Białym Domu
Andrzej Duda czekał na to zaproszenie
ponad trzy lata, w tym 20 miesięcy za kadencji Trumpa. Jak na przywódcę
szczególnie oddanego sojusznika Ameryki, cieszącego się w dodatku autentyczną
sympatią jej obecnego prezydenta, który w zeszłym roku odwiedził Polskę, to
chyba za długo.
Jego poprzednicy w Warszawie w okresie III
Rzeczpospolitej, począwszy od Lecha Wałęsy, byli zapraszani przez swych amerykańskich
odpowiedników w okresie około 8–10 miesięcy. Czyżby Amerykanie tym razem
czekali, że Duda dorośnie i spoważnieje? Owszem, za pontyfikatu Trumpa,
prezydent polski spotykał się z Trumpem kilka razy przy różnych okazjach, ale
tylko przelotnie na korytarzu lub w biegu.
W maju 2018 roku, prezydent Duda poleciał
do USA, lecz nawet nie zawitał do Waszyngtonu, bo Biały Dom go nie zaprosił. Tymczasem
prezydent Trump zdążył do tej pory gościć u siebie, kilkudziesięciu przywódców
innych krajów, w tym takich, jak np. Uzbekistan.
Ameryka krytycznie o "dobrej
zmianie"
To nie był przypadek. Rząd PiS od początku
po zdobyciu władzy w 2015, deklaruje sojuszniczą przyjaźń z Ameryką. Ale "atakowanie
i osłabianie przez niego kluczowych instytucji demokracji, nie może się podobać
w kraju, dla którego konstytucja i niezawisłe sądownictwo to świętości".
"Politykę zagraniczną w USA prowadzi
prezydent, ale nie może on ignorować opinii Kongresu, a stamtąd płyną krytyczne
oceny polskiej „
"dobrej zmiany" – pisze Tomasz
Zalewski.
"Dla militarnego establishmentu
amerykańskiego, ważne były na pewno, szaleństwa ministra Antoniego Macierewicza
- jego czystki i nieudolność w modernizacji polskiej armii, co utrudniało
współpracę wojskową". Jego dymisja zapewne pomogła, ale kiedy ponowne ocieplenie
między Polską i USA było blisko, "Sejm uchwalił arcygłupią i
kompromitującą nasz kraj, ustawę o IPN, z jej kryminalizacją" słów o
polskim udziale w Holokauście."
Niestety, do mędrców z PiS z trudem dotarło to,
dlaczego świat, zwłaszcza USA i Izrael, zareagowały na nią oburzeniem i szokiem.
Dopiero zasadnicza korekta ustawy dokonana w czerwcu, w tym eliminacja
zagrożenia karami – utorowała drogę do prawdziwego złagodzenia napięcia i
zaproszenia prezydenta Dudy do Białego Domu – konkluduje komentator "Polityki".
Źródło: polityka.pl.
Oprac. Stanisław Cybruch
Komentarze
Prześlij komentarz