Uczeni w trosce o przetrwanie ludzkości chcą "zakryć Słońce"
Naukowcy mają w tym temacie rozbieżne
opinie. Ale jedno łączy je w całość: nadchodzi czas możliwego zabicia życia
ludzkości na Ziemi.
Jednym z pierwszych światowych uczonych, który głosił
już ponad 20 lat temu teorię o tym, że ludzkość za jakiś czas stanie w obliczu
zagłady, był wybitny astrofizyk brytyjski, kosmolog Stephen Hawking. Według
niego, musimy być przygotowani na
ucieczkę z Ziemi, na jakąś inną Ziemię.
Obecnie zaczyna przebijać się do nauki, całkiem
odmienna teoria, o bliskiej katastrofie ludzkości, która ma związek ze zmianami
klimatycznymi. Zdaniem ekspertów, niosą one za sobą coraz bardziej prawdopodobne
i niebezpieczne następstwa. A my, jako rozumna ludzkość, uzbrojona w
najnowocześniejsze instrumenty techniczne i naukowe, niewiele robimy, aby
ograniczyć ten proces.
Jak się okazuje, naukowcy mają już, dosyć
kontrowersyjny plan ratunkowy. Chcą zbudować maszyny, które w pewnym stopniu
i sensie, zasłonią Słońce. Zdaniem NASA, do tego przedsięwzięcia będzie
konieczna całkiem nowatorska technologia, która musi być szybko opracowana.
Konkretnie, o co chodzi? Otóż niedawno obiegły świat
niepokojące informacje, według których, kruszące się lody Arktyki, skrywają
ogromne złoża rtęci. Ten silny zabójca życia może wykonać nam egzekucję. Uczyni to, jeśli wypłynie na wierzch. Zatem rtęć może zakończyć życie
człowieka na Ziemi. Wystarczy, że lód roztopi się zaledwie częściowo i nasza
cywilizacja zniknie z powierzchni planety.
Zmiany klimatyczne napędzają to zjawisko, dlatego w
niedługiej przyszłości, ludzkość będzie zmuszona uruchomić kolejne kosztowne, wielkie
badania, na skalę Projektu Manhattan.
Zbudujemy maszyny, które w pewnym sensie, "przyciemnią
Słońce". Ogólnie chodzi o okrycie atmosfery ziemskiej specjalnego rodzaju
aerozolami, które mają zasłonić Ziemię, czymś w rodzaju niewidzialnego koca -
cząsteczkami odbijającymi promieniowanie słoneczne, w celu szybkiego globalnego
obniżenia temperatury na globie.
Wprawdzie brzmi to kontrowersyjnie, ale jednak przeprowadzono
już wiele dyskusji naukowych, na ten temat, a przede wszystkim, co może pójść
nie tak oraz o tym, jaki ten plan może mieć wpływ takie działanie.
Jak wobec tego wyglądałoby, nasze niebo? Teoretycznie,
z hipotetycznym urządzeniem do zarządzania promieniami Słońca, niebo byłoby
dość dziwne? Mglista osłona miałaby składać się z różnych składników, od soli
stołowej i tlenków glinu, po nawet pył diamentowy, jednak największą uwagę
poświęca się siarce. Jest ku temu kilka powodów.
Wulkany, podczas erupcji, wyrzucają do stratosfery, ogromne
ilości aerozoli siarkowych. Przekształcają się one w kropelki odbijającego
światło kwasu siarkowego. Z obserwacji erupcji wulkanów wiadomo, że te bogate w
siarkę, mogą ochłodzić Ziemię o stopień lub kilka stopni. Czasem, przez
obniżoną temperaturę, potrafiły zepsuć czy "zniszczyć" nam całe lato.
Zbudowane maszyny, zdolne do sztucznego odtwarzania
apokalipsy, poprzez bombardowanie stratosfery ładunkami siarki, będą musiały
być nie tylko perfekcyjnie zaprojektowane i obsługiwane, ale i umieszczone. Nie
może być miejsca na błąd. To będą miliony ton aerozoli…
W przeciwieństwie do dwutlenku węgla, emitowanego
stale od wielu lat przez działalność człowieka, znikną w ciągu zaledwie kilku
lat. Z tego względu, maszyny SRM (Solar Radiation Management) musiały by
działać na pełnych obrotach nieustannie.
Kilka eksperymentów geoinżynierii słonecznej jest aktualnie
w fazie projektowania. Ale są to tylko początkowe, niezaawansowane koncepcje, w
których inżynierowie dopiero poszukują sposobu wysyłania aerozoli do
stratosfery. Sprawdzają wszystkie możliwości, począwszy od pełnych inwencji
wynalazków, do nawet pocisków balistycznych. Przewiduje się również użycie
balonów stratosferycznych.
Nad całą teorią uczeni i inżynierowie pracują już od
blisko 10 lat. W badaniu prowadzonym w 2009 roku, analizowano różne metody SRM,
a według publikacji z 1992 roku, wyliczono, że należałoby wystrzelić 8 tysięcy
pocisków w niebo, każdego dnia, aby utrzymać wystarczające stężenie aerozoli.
Kosztowałoby to co najmniej 30 miliardów dolarów rocznie – to zdaniem
ekspertów, zdecydowanie za dużo.
W dodatku, korzystanie z systemów militarnych do
strzelania, wiąże się z negatywnym odgłosem w opinii publicznej. Balony
stratosferyczne są bezpieczniejszym sposobem i o wiele tańszym rozwiązaniem.
Jednak musiałoby być ich ogromne "mrowie", a opadające na Ziemię,
tworzyłyby ogromne ilości plastikowych odpadów na planecie.
Prawdopodobnie, najlepszym rozwiązaniem byłyby w tym
dziele, samoloty geoinżynieryjne. Oczywiście autonomiczne, takie, które nie
wymagają pomocy ludzkiej ręki. Wiele rodzajów samolotów może już teraz latać na
wysokość stratosfery. Ale trzeba zaprojektować maszynę dostosowaną do projektu
SRM. Bo musiałaby dostarczać naraz kilka ton materii.
Złe wdrożenie SRM, byłoby jednoznacznym dowodem tragicznej
porażki człowieka, jako gatunku odpowiedzialnego za zniszczenie warunków życia
na naszej planecie. A prawidłowe wdrożenie byłoby prawdopodobnie ostatnią deską
ratunku dla zmian klimatycznych na Ziemi. Czy uda się ten projekt w porę
zaprojektować i wdrożyć?
Źródło: dw.com.
Oprac. Stanisław Cybruch
Komentarze
Prześlij komentarz