Tusk uczciwie uniknął przed sądem wmontowania w pisowską propagandę
Tajniki katastrofy smoleńskiej z 2010 oku, widziane do
niedawna przez brata bliźniaka, nie chciały się potwierdzić przed sądem w
Warszawie.
Od początku, po wzięciu władzy w kraju w
2015, Jarosław Kaczyński zapowiadał - najpierw nieśmiało, potem coraz śmielej,
odważniej, donośniej, groźniej, że katastrofę smoleńską trzeba zbadać od nowa.
Bo kryje się w niej wiele tajemnic, niejasności, niechęci, niedbalstwa, złości ekipy Tuska.
Plany prezesa Kaczyńskiego
Dość szybko ruszyły badania, gdyż słowa
Prezesa były nakazem chwili. Do dzieła dogłębnych dociekań, łącznie z kopaniem
w grobach i trumnach osób zmarłych, w tym prezydenta, często bez zgody rodzin, włączyły się najwyższe
instytucje państwowe, a jeden z toruńskich księży, któremu wszystko wolno w
polityce, gromko wspierał dzieło badań katastrofy smoleńskiej.
Wzmacniał też ów wielebny, w swoich
publikatorach radiowo-prasowych i telewizyjnych, nie tylko tezy głoszone przez
wybitnego badacza katastrof kosmicznych i lotniczych, posła Antoniego, ale
również wrogo potępiał poprzedni rząd – Donalda Tuska.
Kampania z nagonką na byłego premiera i
jego podwładnych przybierała na sile. Coraz szerszy i śmielszy front walki z
minionym rządem Tuska, otwierali publicyści prawicy, by grać na wysokich tonach emocji
zwolenników PiS, którzy tylko na to czekali.
Przesłuchania w prokuraturze i w sądzie
Donald Tusk był wzywany na przesłuchania
do prokuratury w Warszawie, a 23 kwietnia 2018 roku, został przesłuchany w
charakterze świadka, przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Sprawa toczy się przeciwko
byłemu szefowi KPRM Tomaszowi Arabskiemu. Ten zaś był podobno odpowiedzialny za
organizację lotu byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Katynia.
Jeśli PiS zakładał, że zaprocentuje politycznie na jawnych zeznaniach Donalda Tuska przed sądem w Warszawie, to
ma teraz problem. Szef Rady Europejskiej i były premier wypadł w jawnej części godnie
i sprawiedliwie – komentuje publicysta Adam Szostkiewicz.
Donald Tusk bez trudu uniknął wmontowania go w
pisowską narrację smoleńską. Przekonująco pokazał, jak propaganda pisowska
stworzyła ją na użytek polityczny, aby próbować zdyskredytować i samego Tuska,
i jego ówczesne otoczenie – pisze polityka.pl.
Pisowska narracja o "zmowie Tuska z Putinem"
Mieli się oni stać brudnymi ofiarami tej pisowskiej
narracji o katastrofie samolotu Tu-154M. Legła w gruzach pisowska narracja, że
katastrofa to była zmowa Tusko-Ruska. Uwaga opinii publicznej, miała dzięki
temu, dać odwrót od forsowanej przez obóz prezydenta Lecha Kaczyńskiego, takiej
koncepcji jego prezydentury, która miała być zarzewiem nieustannego iskrzenia między
Kaczyńskim i Tuskiem.
W obieg informacyjny, propagandyści PiS wpuścili w
świat fałszywe tezy o rzekomym "rozdzieleniu" wizyt obu polityków, w
Katyniu 10 kwietnia 2010 r. Już w kilka tygodni po katastrofie smoleńskiej coraz
silniej propagowano fałszywy trop o "zmowie Tuska z Putinem", do dziś
pokutujący na prawicy, a nawet u części rodzin ofiar katastrofy.
Prosty plan Tuska – uczciwość
Plan Donalda Tuska na poniedziałkowe (23 kwietnia) zeznania
był prosty: powiedzieć uczciwie, co wie o politycznym kontekście tamtej feralnej
wizyty, nikogo nie obarczać odpowiedzialnością, włącznie z oskarżonym Tomaszem
Arabskim i sobą samym. Przeliczyli się więc ci, którzy, być może liczyli, że
Tusk wyjdzie z roli świadka, a wejdzie w rolę sędziego i oskarżyciela –
oceniają publicyści.
Ku ich rozczarowaniu, plan byłego premiera Tuska,
spełnił się podług znanej zasady: nie wiesz, co powiedzieć, powiedz prawdę; nie
wiesz, jak się zachować, zachowaj się przyzwoicie. I tak też wypadło zeznanie
Tuska podczas sądowej rozprawy w Warszawie. Kolejny raz nie potwierdziły się
żadne tezy z raportu Macierewicza w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Źródło: polityka.pl.
Oprac. Stanisław Cybruch
Komentarze
Prześlij komentarz