Minister wojska Mariusz Błaszczak był w Waszyngtonie


Nikt nie wie po co minister Błaszczak był w Waszyngtonie. Niczego nie przywiózł - ani spodziewanej dywizji USA, ani kolejnych Patriotów za kolejne miliardy dolarów, ani nawet zapowiedzi, że znów tam poleci.

Pentagon milczy w kwestii kolejnych wojsk USA w Polsce. Strategia wyprzedzania decyzji sojusznika okazała się nieskuteczna. Nie pomógł w takich staraniach, obecny z nowym ministrem, jego poprzednik – słynny w USA badacz katastrof… minister wojny Macierewicz.

Mariusz Błaszczak w Pentagonie

„Zawsze mamy czas dla Polski, nigdy nie jesteśmy zbyt zajęci” – zapewniał sekretarz obrony Jim Mattis, w czasie uroczystego powitania ministra Błaszczaka na stopniach Pentagonu, od strony rzeki Potomac. „To miejsce, szpaler wojskowy, flagi, hymny i zwyczajowe ciepłe słowa, są rutyną dla ceremonii wizyt sojuszniczych oficjeli” – pisze publicysta w polityce.pl.

Jak zwykle i teraz wszystko odbyło się zgodnie z tradycją. Jim Mattis pochwalił Polskę za zakup Patriotów i wydatki na obronność – obecne i w planie ich zwiększania – podziękował za udział w walce z ISIS i w misji w afgańskiej. Nie mogło obyć się bez przypomnienia czynów Tadeusza Kościuszki i wizji Woodrowa Wilsona.  

A ponieważ gościa dobrze czymś miło zaskoczyć, tym razem sekretarz obrony zdecydował się zacytować poetkę Wisławę Szymborską. „Księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie – mówił, zmagając się z nazwiskiem poetki. – Teraz piszemy jej kolejny rozdział” - dodał.

Padł też obowiązkowy żart? Oczywiście: „Uwielbiam te wasze nazwiska, są zawsze takim wyzwaniem”. To o Szymborskiej, ale nie o Błaszczaku. Były też: wzruszenie, uśmiechy, uściski rąk. Drzwi się zamykają. Podobnie jak zawsze, i tym razem tak samo, co zresztą można zobaczyć na nagraniach zamieszczanych przez departament obrony.

O wojsku bez konkretów

Kiedy drzwi się otwarły, nadal było miło, ale w zasadzie do tego sprowadzają się oficjalne wizyty. Przed wyjazdem delegacji MON z Warszawy, minister Mariusz Błaszczak i jego współpracownicy, na pierwszym miejscu stawiali kwestię zwiększenia liczby amerykańskich wojsk, stacjonujących w Polsce. I nadal stawiają – tylko sobie.

Były minister Antoni Macierewicz, mówił w tym kontekście o dywizji, a nawet dwóch. Wiceminister Wojciech Skurkiewicz zapewniał na początku zeszłego tygodnia, że „będą wymierne efekty” wizyty Błaszczaka. Zapewne on też ich nie zauważył, ale trzeba czymś kadzić swoim zwolennikom.

Temat na pewno był poruszany w czasie rozmów w Pentagonie, a także wcześniej, gdy z sekretarzem do spraw wojsk lądowych Markiem Esperem, spotykał się wiceminister Tomasz Szatkowski, ale żadna konkretna deklaracja nie padła.

W sali rozmów w Pentagonie, gdzie na chwilę wpuszczono media, na pytanie dziennikarzy o ewentualne zwiększenie kontyngentu USA w Polsce, sekretarz Jim Mattis odpowiedział dość wymijająco: „Polska jest naszym sojusznikiem w NATO, stacjonowanie naszych wojsk zależy od wymogów bezpieczeństwa, zawsze jesteśmy otwarci na dyskusję”. I to na tyle…

Bo resztę pytań zdominowała Korea Północna. Jak na kilkudniowe podbijanie bębenka po polskiej stronie, mające stworzyć przekonanie, iż Mariusz Błaszczak „przywiezie z USA dywizję” – rezultat marny.

Bastion obronny Polska

„Jestem optymistą, jeśli chodzi o zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce. Decyzje w tej sprawie są na dobrej drodze” – zapewniał polski minister, po rozmowach z Mattisem.

Wcześniej podobnie mówił, po spotkaniu z doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego Johnem Boltonem. „Stany Zjednoczone bardzo poważnie traktują obecność wojsk amerykańskich w Polsce” – ten truizm musi na razie wystarczyć, bo konkretów zabrakło.

Stany Zjednoczone oczywiście traktują sprawę wojsk w Polsce bardzo poważnie i udowodniły, że w krótkim czasie są w stanie ustanowić u nas nie tylko wysunięty posterunek, ale umocniony bastion.

Przypomnijmy bowiem, że zaczęło się bardzo skromnie, od kompanii spadochronowej, wysłanej do Powidza w trybie niemal alarmowym, w kwietniu 2014 roku, kiedy za naszą wschodnią granicą, Rosja napadła na Ukrainę, a w NATO rozważano, jak daleko na zachód posunie się Putin.

Potem, w czerwcu, Barack Obama w Warszawie, ogłosił Europejską Inicjatywę Upewniania, czyli specjalny fundusz gwarantujący finansowanie zwiększonej obecności wojskowej i ćwiczeń. Fundusz finansowania wojska, początkowo wielkości miliarda, z czasem urósł do czterech, a ma być zwiększony do ponad sześciu.

Decyzja Baracka Obamy

Dzięki decyzji prezydenta Barack Obama, w styczniu 2017 roku, dotarła do nas brygada pancerna, która ćwiczy w zachodniej części kraju i Niemczech  oraz brygada wsparcia lotniczego (śmigłowce). To powinno, jak na razie,  Polskę zadowolić. Na więcej trzeba poczekać. Putin dobrze wie, że jak zechce, "może do Warszawy dotrzeć swoim wojskiem, w 12 godzin".

Amerykanie objęli również w ramach NATO, kluczowy przyczółek wysunięty na południe od przesmyku suwalskiego, który łączy trzon terytorium Sojuszu w Europie, z wciśniętymi między Morze Bałtyckie a Rosję, małymi i słabymi militarnie krajami: Litwą, Łotwą i Estonią.

W minionym roku (2017) przeniesiono z Niemiec do Poznania wysunięte stanowisko dowodzenia szczebla dywizji. Wprawdzie, w konkretnej liczbie wojsk amerykańska dywizja w Polsce nie stacjonuje, ale jednak może być z Polski dowodzona. I to musi, na razie nam wystarczyć. Ameryka ma zbyt obszerny świat pod kontrolą więc nie jest w stanie finansowo wydołać.  
Źródło: polityka.pl.

Oprac. Stanisław Cybruch

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Milionerka z PiS musi szukać nowej pracy"

"Kontrowersyjne nagranie z policjantem"

"Morawiecki kłamał?"