Minister Kempa tłumaczy się z wizyty w Jordanii



Dobrze pamiętamy kampanię wyborczą 2015, kiedy to szumnie partia dziś nam miłościwie panująca pędziła przez kraj po władzę, głosząc zapowiedzi jej głównych reprezentantów o tym, jaki to po zwycięstwie będziemy mieli rząd "dobrej zmiany", który w dodatku uczyni "tanie państwo".

Teraz już widać, jak na dłoni – ten rząd "dobrej zmiany" i wspaniałe "tanie państwo". Nie chodzi tu absolutnie o szyderstwo czy kpiarstwo z instytucji państwa i rządu. Chodzi mianowicie o stan faktyczny obietnic wyborczych i na ile w takie obietnice można wierzyć politykom.

"Pomoc humanitarna to rzecz ważna"

Gdy Beata Kempa została ministrem do spraw uchodźców, postanowiła z problemem uchodźczym zapoznać się na miejscu - na Bliskim Wschodzie. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego. Szkopuł jest jednak taki, że w celu dotarcia na miejsce, skorzystała z samolotu rządowego, a my podatnicy, za ten przelot zapłaciliśmy grubo ponad 300 tysięcy złotych. A jak tłumaczy to pani minister?

Ten wyjazd do Jordanii nie był od początku usłany różami – napisała gazecie "Fakt", który pytał m.in. o koszty przelotu i czterech dni pobytu. Najpierw minister Kempa musiała stoczyć bój o przelot do Ammanu stolicy Jordanii. Bo współpracownicy premiera Mateusza Morawieckiego nie podzielali jej entuzjazmu, by skorzystać z rządowego Embraera.

Przedstawili sugestie, że powinna lecieć rejsowym samolotem, bo tak będzie taniej. Koszt biletu w obie strony to około 2 tys. zł za osobę. A delegacja pani minister Kempy liczyła około 25 osób. Łatwo więc policzyć, że taka podróż kosztowałaby około 50 tys. złotych.

"Pani minister nie miała łatwo"

Sprawa oparła się o władze PiS, ale Beata Kempa postawiła na swoim i w sobotę 13 stycznia 2018, wraz ze swoimi współpracownikami, wyruszyła w daleką podróż i na rekonesans w obozach dla uchodźców rządową maszyną. Niestety, Embraer nie doleci bezpośrednio do Ammanu, stolicy Jordanii. Musi tankować po drodze, co rodzi kolejne koszty.

Na miejscu minister Kempa też nie miała łatwo. Spotkanie za spotkaniem – ani chwili wolnego czasu. Nawet, gdy w niedzielę 14 stycznia chciała pójść do kościoła, ochrona nie pozwoliła jej na taką wyprawę – uznała, że to może być zbyt niebezpieczne.

Podczas 4-dniowego pobytu minister Kempy w Jordanii, rządowy samolot stał na lotnisku w Ammanie. To także oznaczało, że nie mógł zabrać szefa MSZ Jacka Czaputowicza w ważną podróż zagraniczną i minister musiał skorzystać z wojskowego samolotu CASA.

"Wizyta była "fundamentalna"

To dodatkowo zirytowało współpracowników premiera, a nawet samego Prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. I jak się dowiedział "Fakt", zapadła decyzja, że minister Kempa, w kolejną taką podróż – niestety, rządową maszyną nie pojedzie!

W Jordanii Beata Kempa zainaugurowała działalność polskiego centrum treningowego dla kadry medycznej pracującej w największym obozie dla uchodźców w Zaatari. Centrum treningowe ufundowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych za ponad 550 tysięcy zł.

Pani minister, po wizytacji stwierdziła, że jej wizyta jest "fundamentalna dla rozpoznania potrzeb uchodźców syryjskich w Jordanii i ewentualnej decyzji o organizacji pomocy humanitarnej".

"Była to realna pomoc dla uchodźców"

Dziennik "Fakt" poprosił Beatę Kempę o komentarz w tej sprawie. W przesłanym stanowisku wyjaśniła, że poleciała do Jordanii Embraerem: "Analiza warunków skorzystania z linii rejsowej wykazała, że taki sposób dostarczenia pomocy humanitarnej będzie najszybszy, najbezpieczniejszy i najbardziej korzystny".

"Przypomnę, napisała minister, że nasza wizyta nie miała charakteru czysto formalnego, ale była to realna pomoc dla uchodźców i na pokład samolotu zabraliśmy niemal pół tony paczek, z artykułami szkolnymi".

"To wszystko chcieliśmy w sprawny i jak najszybszy sposób dostarczyć potrzebującym. I tylko skorzystanie z rządowego samolotu dało taką możliwość. Poza tym chcieliśmy umożliwić przedstawicielom mediów zapoznanie się z rzeczywistą sytuacją w obozach dla uchodźców" – wyjaśniła minister.

Ile kosztował lot Embraerem?

Godzina lotu Embraera, razem z paliwem, według danych LOT-u to ok. 30 tysięcy zł. Do Ammanu leci się 5 godzin, co daje 150 tys. zł w jedną stronę. Do tego opłaty lotniskowe, tankowanie podczas międzylądowań, to co najmniej kilkanaście tys. zł. Razem dużo ponad 300 tysięcy złotych. 


Źródło: Fakt.pl.

Oprac. Stanisław Cybruch
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Milionerka z PiS musi szukać nowej pracy"

"Kontrowersyjne nagranie z policjantem"

"Morawiecki kłamał?"