Jeden a nawet dwóch
Jest ich dwóch.
Jeden ma żonę i córki dwie,
Drugi nie ma ich. Nie.
Ma za to wielki brzuch.
Jest też innych dwóch.
Jeden się mieni prezesem,
Drugi szpanuje z kretesem,
Bo to prezesa duch.
Zaś całkiem innych dwóch,
Co razem w piłkę grają,
Teraz się do się źle mają.
Wszak jeden z nich,
Jak niesie słuch
- Fałszywy druh.
A Paweł i Marek
To zgrana jak dwie bile, para.
Choć jeden z drugim się starał,
Wódz nie dał w to wiary.
Uznał, iż grali nie w tej klasie,
Wyrzucił ich obu naraz.
Dziś grają na scenie
Obok pięknoustej Asi
I siedzą w PeJoteNie.
Wódz, jak pasł się, tak pasie.
Grzesiek ma noty wysokie,
Idące wprost do nieba.
Sięga wysoko wzrokiem,
Pragnie się tam dokolebać.
Tam, gdzie byli kaczory.
Musi wpierw wygrać wybory.
I musi rozprawić się z Rychem,
(Oj, z nim ma zagrychę).
Rychu zbyt pewny siebie,
Wszędzie pcha się.
Siedzi w telewizji, radiu i prasie.
Trza go wykopać do czarta,
Niech gdzie indziej brzuch pasie.
A drugi Grzechu
Też nie bez grzechu.
Panoszy się w Sejmie
Jak egipski Bóg Re.
Z wszystkimi mu dobrze
Tylko z Donkiem źle,
Więc się z nim żre.
Kolega partyjny z boiska,
Nie zdzierżył swawoli jego,
Zaprosił w „czarny czwartek”
Na twardą rozmowę i na „jednego”.
Pod dachem ciemnej nocy,
Gdy lud stolicy chrapał
W pieleszach swoich chat,
Donek, Grzecha za schaby złapał,
Dał mu po krzyżu, czyli w gnat.
Rozmowa była długa,
Trudna, mokra i kręta,
Jak Wisła z Krakowa do Gdańska.
Ostatnia. Zbyteczna druga.
Grzechowi poszło po piętach,
Donkowi nie, bo Grzecha rugał.
Wrócili do swoich żon,
Skruszeni i zbici jak psy.
Patrzą teraz na siebie łaskawie,
Żaden na żadnego nie jest zły.
Tylko coś piszczy w trawie,
Że Grzechu wciąż ostrzy kły.
Nie kilku, ani dwóch.
Jest jeden taki zuch,
Który od dziecka marzy,
By zostać premierem,
Prezydentem, cesarzem.
Ale przeklęty los
Daje mu prztyczka w nos.
Dziś kły zaczyna chować,
Ten, co je miał na wierzchu
Przez cały zeszły rok.
Wpierw szykował skok
Na prezydenta, i to mu
Koło nosa pierzchło.
Nigdy nie złożył broni.
Więc zaczyna siły zbierać
Na wymarzony stolec premiera.
Tylko, gdzie minister od „zera”?
Nawet bez zera, Drogi Kolego,
Można dopiąć swego.
Lecz o to chodzi,
By mieć większość w narodzie.
A naród swoje wie.
Drugi raz nie da się złapać
Na czwartą RP.
23 lutego 2011 Stanisław Cybruch
Komentarze
Prześlij komentarz