UBAW U GEJÓW
Miał raz Kaziu chętkę
Na ubaw do rana.
Powiada: Isabel -
Chodź, idziemy, kochana.
I poszli.
Weszli do „Utopii”, usiedli…
On - cichy, uśpiony,
Łagodny jak trusia.
W ciało Isabel wtulony,
Siedział w bezruchu,
Jak usiadł.
Ona - cierpliwa, łagodna,
Niewinnie, wolniutko,
Zbierała siły.
Nagle z impetem ruszyła:
Chodź! – Krzyknęła, mój miły!
I wbiegli na parkiet
Tak dziarsko i żwawo,
Że kolesie geje,
Zaczęli bić brawo.
Skakali oddzielnie,
Jak piłki gumowe,
On - politycznie,
Ona – bez głowy.
Łomot szaleńczej muzyki,
Facet w faceta wtulony,
Trudno rozebrać,
Który z nich, mąż,
A który podobny do żony.
Odtąd szaleństwom
Kazia z Isabel,
Nie było końca
Aż do białego rana.
Wyszli z warszawskiego klubu,
W porannym blasku słońca.
Weseli, rozbawieni,
Opowieściom nie było końca.
Z „Utopii” ruszyli „taksą”
Do swego mieszkania
I realnego świata.
Kazio teraz już wie, że geje
To ludzie, z którymi
Można się zbratać.
A jeszcze niedawno - w ZChN,
Wierzył, bo ktoś tak plótł,
Że geje, to zaraza,
Parchy i smród.
Komentarze
Prześlij komentarz