Mój poranek






Fatalizm



Motto:
To, co ludzie nazywają
fatalną nieuchronnością,
jest zwykle tylko ich własną głupotą.

(Arthur Schopenhauer)


W życiu codziennymi polityce, ale także w nauce – najgorszym myśleniem jest fatalizm. Bo przecież fatalizm – to nic innego jak radykalna forma determinizmu. A ten jest poglądem mówiącym, że przyszłość i wydarzenia, które mają nadejść, są z góry ustalone i nie ulegną zmianie przez żadne działania pojedynczego człowieka, lub całej ludzkości. Czy zechce to wziąć pod uwagę Zbigniew Ziobro? A czy ludzkość chce wziąć pod uwagę to, że grozi jej kataklizm?
   
Zbigniew Ziobro dostał propozycję, objęcia funkcji szefa kampanii Lecha Kaczyńskiego – pisze Wprost 24. Były minister sprawiedliwości zastanawia się – pisze serwis TVPInfo. Ma nad czym. Przyjęcie propozycji – wbrew pozorom – nie oznacza politycznego awansu, bo wyborcza porażka prezydenta, byłaby gwoździem do politycznej trumny Ziobry. Nie jest tajemnicą, że Lechowi Kaczyńskiemu będzie bardzo trudno wywalczyć reelekcję. Za bary, z kiepskimi sondażami prezydenta  w ostatnich latach, brali się już Michał Kamiński i Piotr Kownacki. Obaj z tym samym, kiepskim skutkiem (Wprost 24).

Gwoźdź do trumny
Zbigniew Ziobro, schroniony w europejskim parlamencie w Brukseli, chciałby spokojnie przeczekać trudne czasy zbliżających się wyborów samorządowych i parlamentarnych. Dystans z Brukseli pozwoliłby mu również spokojnie przeczekać ewentualną porażkę PiS w najbliższych wyborach. Ma też zapewne nadzieję, że ucichną w tym czasie lub wygasną, różne emocje narosłe wokół niego. Uspokojony i uzbrojony w międzynarodowe doświadczenie polityczne – mógłby po powrocie do kraju, mieć duże szanse wejścia do konkurencji w walce o prezesurę w PiS, a w przyszłości może nawet o najwyższe stanowisko w państwie. Takie, niewątpliwie, wielkie ambicje osobiste i ciche jego dążenia – byłyby realne i możliwe do urzeczywistnienia.

Jeżeli zostanie szefem kampanii wyborczej Lecha Kaczyńskiego – te plany mogłyby zostać pogrzebane. Bo, gdyby Lech Kaczyński przegrał wybory – to byłby to bez wątpienia gwóźdź do trumny politycznej Ziobry. Jarosław Kaczyński, doliczyłby do rachunku kosztów i strat – jego zachowanie po przegranych ostatnich wyborach do europarlamentu, kiedy skrytykował sposób prowadzenia wyborów. Wówczas publiczna ostra reprymenda udzielona mu przez Jarosława Kaczyńskiego, była sygnałem, że wyjście przed szereg Ziobry w drużynie PiS, zostanie w pamięci na długo. A być może na zawsze. Utraconego zaufania, zwykle nie da się już nigdy odzyskać. Takie przynajmniej fakty mamy z obserwacji działalności Jarosława Kaczyńskiego.

Zbigniew Ziobro ma, więc do wyboru, dwa barwne obrazki życia: zostać ważną osobistością, czyli szefem kampanii Lecha Kaczyńskiego albo spisanym na straty byłym politykiem PiS. W przypadku przegranych wyborów – ma przed oczami trzeci obrazek: gwoźdź do trumny.

Globalne ocieplenie

Globalne ocieplenie oznacza, że w najbliższych latach i w przyszłości, ludzkość będzie odczuwać dramatyczne jego skutki. Kurczenie się lodowców, już od jakiegoś czasu wpływa na podnoszenie się poziomu mórz i oceanów. To spowoduje zalanie wielu terenów państw nadmorskich i wyspiarskich. Jednym z najbardziej zagrożonych krajów jest Bangladesz – już przy wzroście poziomu morza o 45 cm, całkowicie zalane zostanie 20% powierzchni tego kraju, liczącego 150 mln mieszkańców. Prócz wzrostu poziomu morza i topnienia lodowców, zaczną pojawiać się wyjątkowo upalne lata i zimy bez śniegu. Do tego dojdą nieregularne opady deszczu, powodujące susze na jednych obszarach i powodzie na innych, a także ogólny wzrost intensywności tzw. ekstremalnych zjawisk pogodowych, np. cyklonów.

Na skutek zaburzeń klimatycznych i pogorszenia się jakości wód i gleby, wiele gatunków zwierząt zagrożonych jest wyginięciem. Są też ekonomiczne konsekwencje ocieplenia klimatu. Przyczyny niedoborów żywności i gwałtownego wzrostu cen upatruje się z jednej strony w nieprzewidywalnych warunkach pogodowych, a z drugiej – w zajmowaniu ogromnych obszarów ziemi przez uprawy roślin przeznaczonych na biopaliwa.

A co z ludźmi? Coraz więcej ofiar ludzkich mogą przynosić nie tylko katastrofy naturalne, ale i rozprzestrzeniające się choroby. Powodzie, zwłaszcza w połączeniu z wysokimi temperaturami, to warunki wręcz idealne do przenoszenia wielu chorób, np. cholery, tyfusu czy żółtaczki typu A. Coraz cieplejszy klimat sprzyja rozprzestrzenianiu zwierząt-nosicieli, takich jak owady czy szczury; a choroby – dotąd tropikalne, np. malaria – mogą występować również na innych szerokościach geograficznych niż zwykle (Gazeta.PL).

Obecnie już coraz więcej ludzi ginie z powodu tajfunów, powodzi i panoszących się chorób. Ale, być może – prawdziwe kataklizmy dopiero przed nami. Warto, więc a nawet trzeba interesować się tymi problemami i postanowić jak każdy z nas może wpływać na zmniejszenie efektów globalnego ocieplenia. Jeżeli państwa i poszczególni ludzie na świecie, nie zaczną świadomie i celowo chronić środowiska naturalnego – to ludzkość może już zacząć szykować sobie gwóźdź do trumny. Bo Ziemi grozi totalne zniszczenie, głównie przez człowieka.

30 sierpnia 2009                 Stanisław Cybruch

Życie z uśmiechem


Motto:Mali ludzie czerpią
olbrzymią radość z błędów i gaf
popełnianych przez ludzi wielkich.
(Arthur Schopenhauer)
 

Opowieść baśniowa Za górami, za lasami,
W pięknym kraju,
Gdzieś nad Wisłą,
Żyją bardzo mili ludzie,
Wśród nich także
Innych mają,
Co w przeszłości
Wciąż grzebają.

Jest, też mały
Książę mości
Z kompleksem wyższości,
Choć nadęty – to wspaniały.
Dla sąsiadów – groźny wróg,
Więc sąsiadów, gdyby mógł,
To by mocno tłukł.
Księciu temu najmilszemu
Różne sny się śniły,
I ambitne, i takie – bajbaju…
Jeden wszakże nie był miły.
Na koniku pędził sobie,
Kilka krajów już odwiedził,
I zapragnął podbić albo pobić,
Naród, co pod Putinem siedzi.
Nie wiadomo, jakim cudem,
Może przez przypadek,
Nim do granic wroga dotarł,
Od KGB dostał w zadek.
Teraz chodzi z ambarasem,
Szuka miejsca, no i roli,
Gdy w teatrze bywa czasem,
Na dwa krzesła się wtranżoli.


Opuśćmy świat bajek i baśni – wróćmy do realnej rzeczywistości. A rzeczywistość – bywa przykra i trudna, ale czasem bawi i śmieszy. No i dobrze, bo – jak wiadomo – śmiech to zdrowie.

Śmiech to zdrowie

To stare znane przysłowie,jest już najnowszą naukową teorią. Ogłosili ją uczeni kalifornijskiego uniwersytetu. Po zbadaniu wpływu śmiechu na zdrowie pacjenta i porównaniu wyników terapii przez rozśmieszanie – uzyskali zadziwiające efekty medyczne. -”Każdy dobry lekarz wie, że pozytywne uczucia wywołane szczerym, radosnym śmiechem, takie jak optymizm i nadzieja, mają zasadniczy wpływ na fizjologię naszego organizmu” – mówi szef badania, prof. Lee Berk (Dziennik.PL). O dobroczynnym dla zdrowia znaczeniu śmiechu wiedział już nawet słynny francuski pisarz, poeta, dramaturg i polityk – Wiktor Hugo (1802-1885), który mawiał:
„Uśmiech jest jak słońce,
które spędza chłód z ludzkiej twarzy”.

Zapewne wie o tym prezydent Lech Kaczyński, który dba o swoje publiczne zachowania i wystąpienia. Stara się uśmiechać, żartować, być wyluzowanym. A mimo wszystko ma, co jakiś czas różne gafy i wpadki. Pamiętamy jego wesołą rozmowę z redaktorem telewizji na stadionie austriackim o naszych piłkarzach. Wówczas najbardziej podobali się jemu szczególnie dwaj reprezentanci Polski: Perejro i Borubar. Wcześniej, na konferencji prasowej, przy włączonych mikrofonach powiedział cicho do asystentki: tylko nie puść tej małpy w czerwonym. W Parlamencie Europejskim w Brukseli, siedząc z premierem Tuskiem – kpił z pewnej pani: „Ona naćpana„.

Na koncercie w Sejmie
W miniony czwartek prezydent spóźnił się 20 minut na koncert, odbywający się w Sejmie ku czci parlamentarzystów poległych podczas II wojny światowej, a po przybyciu usiadł w na dwóch krzesłach. Dlaczego na dwóch? To tajemnica. Jedni myślą, że chciał zarezerwować miejsce dla żony, inni zaś, że dla brata. Zupełnie odmienne zdanie na ten temat ma znany aktor i satyryk, Janusz Rewiński.
Otóż Rewiński zwrócił uwagę na analogię między zachowaniem prezydenta, a fragmentem rozmowy między Dozorcą i Kordianem z II aktu dramatu Juliusza Słowackiego. Uważa, bowiem, że prezydent wziął sobie do serca słowa Dozorcy z dramatu Słowackiego i zaczął siadać jak lord – pisze Dziennik.PL. Na dowód tego Rewiński przytacza słowa z dramatu:
DOZORCA

Panie mój! Pens za krzesło!
Kordian daje szyling i nie przyjmuje reszty.
Pan mój jak lord płaci
A jak lord siąść nie umie!

KORDIAN
Jakże, więc lord siada?
DOZORCA
Na trzech krzesłach zarazem siadają magnaci:
Na jednym lord się kładzie, a na drugim nogi,
A na trzecim kapelusz, to trzech pensów suma.
KORDIAN
Dziękuję, bracie!
Będę korzystał z przestrogi.

Przekleństwa w Radio Maryja

Dziennik.PL przytacza jeszcze jeden smaczek z dziedziny śmiesznych wpadek medialnych – tym razem z anteny radiowej. –

Perspektywa jesieni i Kosmosu

Motto:
Prawdą jest to, co wytrzyma
próbę doświadczenia.

(Albert Einstein)



Jesień – jak wiadomo, jest porą roku raczej chłodną, nawet zimną. Ale w koalicji rządowej może być odwrotnie – gorącą. Czemu? Z powodu planów prywatyzacyjnych. Temat prywatyzacji – według Rzeczpospolitej.PL – może stać się zarzewiem konfliktu między Platformą Obywatelską a PSL. Mieczysław Kasprzak (PSL), wiceszef Sejmowej Komisji Gospodarki, ma nadzieję, że z powodu tych planów nie dojdzie do zerwania koalicji, ale na pewno pojawią się ostre napięcia. – Na pewno nie zgodzimy się na wszystko, co proponuje rząd – ostrzega poseł Eugeniusz Kłopotek z PSL. I dodaje: – Ze sprzedaży 54 państwowych spółek – rząd chce do końca 2010 r. uzyskać 36,7 mld zł. Pieniądze mają posłużyć do łatania dziury w budżecie (Rp.PL).


Gorąca prywatyzacja…

Zdaniem ludowców, prywatyzacja ma kilka spornym zagadnień. Chodzi o to jak, co i ile prywatyzować. – Rozumiemy potrzeby budżetu, ale jeśli mamy prywatyzować, zróbmy to tak, by jak najwięcej zostało w polskich rękach. Tym bardziej, że prywatyzowane mają być m.in. spółki energetyczne, które mają strategiczne znaczenie dla kraju – dodaje Jan Łopata, wiceszef Komisji Finansów z PSL.
Dzisiejszy czas dekoniunktury – zadaniem ludowców – nie jest dobrym momentem do wyprzedaży najlepszych spółek. Zapowiadają, że będą twardo forsować swoje pomysły dotyczące prywatyzacji menedżersko-pracowniczej, o której mówił wcześniej wicepremier Waldemar Pawlak. Stanisław Żelichowski, szef Klubu Poselskiego PSL, dorzuca jeszcze jeden pomysł, który może być alternatywą dla prywatyzacji: sprzedaż ziemi, którą chłopi dzierżawią od państwa. Według szacunków PSL, może to dać właśnie ok. 30 mld zł, potrzebnych dla budżetu. – Rzucamy te pomysły i czekamy na odpowiedź koalicjanta. Na szczęście w naszych kontaktach z PO zawsze zwyciężała siła argumentów, a nie argument siły – mówi Żelichowski (Rp.PL).
Do gorącej jesieni w Sejmie przymierza się także opozycja. Może się to być dla PO trudny czas sprawdzianu. SLD zapowiada, że będzie się domagać, by raz w miesiącu premier przez godzinę odpowiadał na pytania posłów. Nie odpuści też sprawy stoczni i będzie walczyć o więcej pieniędzy na wyprawki szkolne. A w międzyczasie dojdą zapewne jeszcze inne sprawy sporne, które zechce wykorzystać opozycja dla swoich celów polityczno-propagandowych. Rozgrywki a nawet igrzyska sejmowe będą, więc zapewnione na dłuższy okres czasu. Niebawem ruszy również z większym impetem prezydencka kampania wyborcza. Oj będzie się działo…

PKP jak Teżewe
Za kilka lat – jak dobrze pójdzie – będą mknęły przez Polskę pociągi z szybkością Formuły – 1. Pomogą nam w tym Austriacy, Czesi i Francuzi. Zapłacimy za to na wstępie kilkadziesiąt milionów zł. Perspektywa to tyle bliska, co i frapująca, zważywszy na nasze zacofanie kolejowe.
PKP Polskie Linie Kolejowe zapowiadają rychłe włączenie się do nowoczesnej sieci szybkich pociągów europejskich. W 2011 roku podróż z Warszawy do Krakowa i Katowic, będzie o około pół godziny krótsza. Obecnie przejazdy na tych trasach trwają blisko 3 godziny. Z czasem system obejmie resztę trasy z Gdańska do południowej granicy kraju. Dzięki temu podróż z nad morza do Krakowa skróci się do 5 i pół godziny. Niebawem mamy też szansę na szybki przejazd ze Śląska do Pragi. Czesi chcą wydłużyć swoją szybką kolej Pendolino, z Pragi do Katowic. Czekają tylko na zmodernizowanie torów po stronie polskiej. Zapowiadane zmiany będą możliwe po zainstalowaniu przez konsorcjum polsko-austriackie – kosztem 50 mln zł – nowego systemu sterowania pociągami, którego używa francuski superpociąg TGV (czyt.Teżewe), a także pociągi niemieckie i włoskie. Pociągi pojadą wówczas zprędkością 200 km na godzinę (Dziennik.PL).

Znane słowo – układ

Układ – znamy dobrze to słowo z czasu rządów PiS, kiedy węszono za układem społeczno-politycznym i gospodarczym wszędzie, gdzie było możliwe. Pojęcie układ inaczej – to umowa, porozumienie. A w szerszym znaczeniu – nim słowo to trafiło do propagandy politycznej – oznacza system, czyli strukturę stanowiącą ogół wzajemnie powiązanych elementów lub porządek rozmieszczenia poszczególnych elementów względem siebie albo relację wzajemną, zależność różnych elementów itp. Może być układ społeczny, polityczny, układ nerwowy i krwionośny w medycynie. Układ inaczej – to umowa, porozumienie.

Układ też istnieje w Kosmosie, m.in. gwiezdny, planetarny, słoneczny. Badacze Kosmosu nieustannie penetrują ogromne przestrzenie pozaziemskie, w poszukiwaniu życia. Odkrywają coraz więcej nieznanych dotąd planet. Naliczyli i opisali już ponad 330 planet krążących wokół odległych gwiazd (naszych Słońc). Większość z nich to gazowe giganty wielkości Jowisza czy Saturna. Ale niedawno znaleziono coś wyjątkowego. Rzeczpospolita.PL informuje: Naukowcy brytyjscy odkryli glob, który niebawem skończy żywot w podobny sposób jak Układ Słoneczny. Ta nowo odkryta planeta obiega swoją gwiazdę (nasze Słońce) w bardzo bliskiej odległości i odległość stale się zmniejsza, co znaczy, że zostanie przez nią pochłonięta (za około milion lat). Taki los czeka naszą Ziemię; za 3 mld lat Ziemia zostanie pochłonięta przez Słońce.
Brytyjscy naukowcy, przy pomocy najnowszej generacji teleskopu, zarejestrowali okresowe „przygasanie” świeżo odkrytej gwiazdy, kiedy na jej tle pojawiała się planeta. A planeta ta – gazowy gigant – ma masę dziesięć razy większą niż masa Jowisza, najbardziej masywnej planety Układu Słonecznego. Z tego powodu naukowcy zaliczyli ją do klasy pozasłonecznych planet zwanych „gorącymi Jowiszami”. Nowo odkryta planeta na okrążenie swej macierzystej gwiazdy potrzebuje zaledwie 0,94 ziemskiego dnia. Tendencja zacieśniania orbity powinna być widoczna podczas obserwacji w ciągu najbliższych kilku lat. Naukowcy sądzą, że planeta, jak wszystkie znane dotąd „gorące Jowisze”, powstała gdzieś na obrzeżach układu planetarnego i z czasem przewędrowała w pobliże swojej gwiazdy (Rz.PL).
Co konkretnie czeka naszą Ziemię w perspektywie kilku miliardów lat? Naukowcy przewidują, że za około 3 miliardy lat, Słońce powiększy wielokrotnie swoją średnicę, stając się czerwonym olbrzymem, potem przekształci się w białego karła. Ruch planet najbliższych Słońcu zostanie wyhamowany i spadną one na jego powierzchnię; dalsze planety czeka później podobny los. Tak, więc spali się nasza planeta w straszliwie wielkim i niebywale gorącym kotle słonecznym.
28 sierpnia 2009                   Stanisław Cybruch

Politycy i mózg


Motto:
Na drzewie milczenia
wisi jego owoc – spokój.

(Arthur Schopenhauer)


   Filozoficzna myśl Schopenhauera z dzisiejszego motta, wymaga wcielenia w życie w naszym Parlamencie. Ale czy kiedykolwiek do tego dojdzie? A może by – tak na początek drogi do jej urzeczywistnienia – postawić w Sejmie na sali obrad, symboliczne drzewo milczenia…   
Koniec wakacji. I koniec medialnego spokoju. Ruszyli do galopu spragnieni walki,pyskówek, błysku w kamerach i publicznych popisów… Nasi ulubieńcy – posłowie wrócili do pracy. Wczorajsze pierwsze posiedzenie Sejmu po przerwie wakacyjnej, zaczęło się awanturniczo. SLD otworzył nowy polityczny sezon, od ostrego ataku na rząd, za skandaliczne – jak mówił Grzegorz Napieralski, rozmowy z Katarczykami w sprawie kupna stoczni – pisze PAP. PiS usiłował zachęcić do zaostrzenia kar dla pijanych kierowców. Wcześniej trzech posłów na wózkach inwalidzkich mogło po raz pierwszy wystąpić z nowej, dostępnej dla inwalidów, mównicy sejmowej. Będzie walka…


   Będzie już teraz wśród posłów, do znudzenia i obrzydzenia, codzienna walka polityczna. Nikt żywemu nie przepuści. Wybory do Sejmu za dwa lata. Każdy, więc chce zbierać jak najwięcej punktów dla siebie i swojej partii. A wiadomo – najwięcej zbierają ci, którzy są obecni w mediach.No i ci, którzy są głośni jak trąby jerychońskie. I też dobrze wiadomo, że krowa, która głośno ryczy – mało mleka daje. Warto zapamiętać pieniaczy, spryciarzy, gwiazdy medialne błyszczące pustą nowomową. Trzeba im pomóc wzejściu do zapomnienia. Niech przestaną się nudzić za nasze pieniądze. Niech wyjdą z Sejmu w niebyt. Niech wiedzą to, co my wiemy o nich i naszym Parlamencie. Sejm to przechowalnia balastu i byczenia się ludzi:

”Tam niejeden koń się byczy
za wysiłek podatniczy!”

(Anna Wojdecka)


   Jeżeli przyjąć, że praca w naszym Parlamencie jest trudna i wyczerpująca – to, co powiedzieć o pracy w Europarlamencie; tam dopiero harówa… Ponieważ za każdą pracę należy się godziwa zapłata – nasi europarlamentarzyści otrzymali niedawno przelewy na swoje konta: każdy z 50 wybrańców narodu dostał po
o około 140 tysięcy złotych. To pierwsza w tej kadencji „brukselska” pensja i dodatki do niej.

   Że praca europosłów bezgranicznie wyczerpuje – niech posłuży prosty przykład. Otóż znany politolog i do niedawna ofiarny komentator wszelkich rozgrywek politycznych PiS – Marek Migalski (europoseł tej partii) – mówi: Dałbym Palikotowi po ryju. Za, co? – „Bo wszystko mu się kojarzy z seksem” (Dziennik.PL). I namawia pan Migalski zwolenniczki PO do seksu z lubelskim posłem, tj. J.Palikotem. Skąd i dlaczego taka reakcja? To z powodu wpisu na Blogu Janusza Palikota, który przedstawił nowe parytety na listach wyborczych do przyszłego Sejmu, dla kobiet – i przy okazji po raz kolejny zaatakował PiS. A posłanki Rokitę i Wróbel (PiS) nazwał mężczyznami, zaś Zbigniewa Ziobro – kobietą.

   No, cóż – rzeczywiście trudna i wielce wyczerpująca jest praca europarlamentarzyty. Ale, żeby już na wstępie kadencji była aż taka? Podobnie trudna, a może jeszcze bardziej – jest praca w rządzie. Widać to dobrze, na co dzień. Widać, jak pocą się i zwijają w dwoje albo i troje – rządowi spece od kierowania ministerstwami. Widać świetnie, ile nam – szarakom, każdy minister z osobna i wszyscy razem, od początku kadencji narobili dobrego… I proszę bardzo, jak tę ich pracę oceniają Polacy.

   Wczoraj PAP podała: 62 procent Polaków krytykuje pracę rządu, 51 procent źle ocenia działania premiera Donalda Tuska, zaś 70 procent ma krytyczną opinię o pracy prezydenta Lecha Kaczyńskiego – wynika z sondażu TNS OBOP. Ale, czy takie wyniki badania opinii publicznej docierają do rządzących? Pytanie zostawmy bez odpowiedzi. Zakończmy ten temat z lepszym humorem. Zobaczmy jak traktuje to z uśmiechem Anna Wojdecka, pisząc o „Wielkiej Improwizacji”:Choć ministrów śpi połowa,
Sytuacja służb niezdrowa…
- Jesteście w błędzie!
Jakoś to będzie.
Tusk umie improwizować!

Stwardnienie boczne

   Naukowcy nie ustają w badaniach nad ludzkim mózgiem. Pragną poznać wszystkie jego tajniki. To niezbędne w zapobieganiu i leczeniu różnych chorób, które obecnie są niewyleczalne. Należy do nich stwardnienie boczne. „Najpierw jest mrowienie pod skórą, ból i skurcze mięśni, coraz częstsze upuszczanie różnych przedmiotów, utrata wagi, zmęczenie. Zazwyczaj wszystko to składa się na karb stresu, przemęczenia, niewyspania, roztargnienia” – pisze
Wyborcza.PL.

   Trudno z pierwszych obserwacji działania choroby rozpoznać jej nazwę. Chorym i członkom rodziny wydaje się, że to zwyczajna sprawa. Każdemu zdarza się coś upuścić na podłogę, zgubić, mieć skurcze mięśni itp. Tłumaczymy takie przypadki jako normalne. Przecież od drętwiejącej dłoni nikt nie umiera, a rozbity kubek to nic ważnego. Zaczyna się jednak pojawiać niepokój, gdy powstaje niedowład kończyn, zaburzenia mowy, problemy z przełykaniem. Po kilku lub kilkunastu wizytach u najrozmaitszych lekarzy – pada diagnoza: stwardnienie boczne zanikowe.

   Wyrosła, więc tragedia. Stwardnienie boczne zanikowe, to choroba nieuleczalna, śmiertelna, zwykle bardzo szybko postępującą. Polega na stopniowym zanikaniu nerwów odpowiedzialnych za sterowanie mięśniami. W okresie kilku lat chorzy tracą zdolność ruchu i komunikowania się, później nie mogą już nawet poruszać oczami ani oddychać. Choroba postępuje błyskawicznie – jak pożar. W tej koszmarnej sytuacji – chory, przy całkowitej utracie kontroli nad ciałem – pozostaje w pełni władz umysłowych: widzi, słyszy, myśli, odczuwa ból, ma wciąż te same potrzeby utrzymywania kontaktów społecznych (Wyborcza.PL).

   O przyczynach powstania choroby jest kilkanaście hipotez. Ale nikt dotąd nie rozszyfrował jej genezy. Z tych powodów nie ma na nią lekarstwa. Można jedynie ułatwić choremu przeżycie ostatnich lat. Może w tym pomóc interfejs mózg-komputer (ang. brain-computer interface, BCI), nad którym pracują naukowcy na całym świecie – także fizycy z Uniwersytetu Warszawskiego.


Choroby mózgu


   Bardziej znaną i powszechniejszą chorobą,niż stwardnienie boczne – jest otyłość. Cierpi na nią miliard ludzi na całym świecie. Otyłość i nadwaga prowadzą w prostej linii do choroby Alzheimera i innych chorób atakujących mózg. Mózg ludzi otyłych wygląda o 16 lat starzej niż mózg ich szczupłych rówieśników – wynika z nowych badań opublikowanych w miesięczniku „Human Brain Mapping” – podaje
Gazeta.PL. Badania uczonych amerykańskich wykazują, że ludzie otyli mają o 8 procent mniej tkanki mózgu, a ludzie z nadwagą – o 4 proc. Największe straty tkanki nerwowej u osób otyłych odnotowano w płacie czołowym i płacie skroniowym. – To poważna strata. Rośnie przez to ryzyko zachorowania na Alzheimera i na inne choroby, które atakują mózg. Zdrowa dieta i kontrolowanie wagi ciała, może znacznie zmniejszyć ryzyko zachorowania na Alzheimera – mówi prof. Neurologii, Paul Thompson z Kalifornii. Ale mimo wszystko uśmiechajmy się – śmiech łagodzi ból. Zobaczmy, jakie rady daje znany szkocki pisarz, Archibald Joseph Cronin:
”Jedz mniej!
Bramy raju są wąskie”.

27 sierpnia 2009                    Stanisław Cybruch 

Wojna i cierpienia

Motto:Bądź uroczy dla swoich wrogów
 - nic ich bardziej nie złości.

(Carl Orff)

Od kilku dni nie znika z mediów tematyka 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Komentowany jest też – antypolski film pokazany w telewizji rosyjskiej, na ten temat. W filmie „Sekrety tajnych protokołów” – pisze Dziennik.PL, pojawił się zarzut, że Polska sprzymierzyła się z Adolfem Hitlerem przeciwko ZSRR – chodzi o podpisaną w 1934 r. polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy. Właśnie to – zdaniem autora obrazu Wadima Gasanowa – było jedną z przyczyn zawarcia w sierpniu 1939 r. przez ZSRR i Niemcy, paktu Ribbentrop-Mołotow. Nie ma natomiast komentarzy o filmie i zawartych w nim kłamstwach historycznych, strony polskiej. I dobrze, tak powinno być – mówią zgodnie historycy i dyplomaci.
 - „To trafna decyzja rządu” – powiedział były szef MSZ, Adam Rotfeld. Tak skomentował milczącą reakcję rządu na telewizyjny film rosyjski, z którego wynika, że Polska sprzymierzyła się z III Rzeszą. – „Państwo, które się szanuje, nie może reagować na rozmaitego typu medialne wystąpienia” – podkreślił. W radiowej „trójce” dodał: – „Stanowiska propagandowe nie powinny stanowić ze strony naszego państwa przedmiotu poważnego traktowania, bo wtedy my dowartościowujemy ludzi, którzy na to nie zasługują”. Dla PAP, prof. Adam Rotfeld powiedział, m.in.: – „Reakcja spokojna, wyważona, powściągliwa ze strony Polski, jest uzasadniona o tyle, że w Rosji jest bardzo wielu wybitych uczonych, którzy mają dokładnie odwrotne zdanie, niż prezentowane w filmie. I zwrócił uwagę na to, że „w filmie nie występuje ani jeden poważny rosyjski historyk”.
W związku z 70. rocznicą wybuchu II wojny światowej i przyjazdem do Polski na obchody rocznicowe – wielu znakomitych polityków, m.in. kanclerz Niemiec Angeli Merkel i premiera Rosji Władimir Putina – Dziennik.PL informuje, w artykule „Putin pogodził Kaczyńskiego i Tuska”, że obaj politycy – prezydent i premier, nadają ostatni szlif przemówieniom, które wygłoszą na Westerplatte. Wcześniej ustalili wspólną strategię polityczną. Ale co na Westerplatte powie premier Rosji Władimir Putin, wciąż pozostaje pod znakiem zapytania?
Zna zapewne głęboką mądrość słów z dzisiejszego motta na moim Blogu – premier Donald Tusk, skoro przyjaźnie, cierpło i z uśmiechem traktuje naszych sąsiadów– przywódców Niemiec i Rosji. Trudno oczywiście, aby przy okazji wielkiego święta, jakim jest 70. rocznica wojny – czynić gościom historyczne lub polityczne wypominki. Ale bez wątpienia – zawsze więcej znaczą gesty przyjaźni i  uśmiechu, niż hardego spojrzenia i pychy.
Palące prawa Polonii
W tle tematyki wojennej, pojawiła się równie paląca i pilna do rozstrzygnięcia, tematyka walki Polonii niemieckiej o odzyskanie praw mniejszości w Niemczech. Znany berliński adwokat, Stefan Hambura – pisze
Rzeczpospolita.PL – wystąpił wczoraj z upoważnienia polskich organizacji w Niemczech do kanclerz Angeli Merkel o formalne anulowanie nazistowskiego rozporządzenia o likwidacji polskiej mniejszości w III Rzeszy. Dokument ten sporządziła 27 lutego 1940 r. Rada Ministrów na rzecz Obrony III Rzeszy, a podpisał m.in. jej przewodniczący feldmarszałek Hermann Göring. Rozporządzenie, z mocą ustawy, nakazywało rozwiązanie wszelkich stowarzyszeń polonijnych oraz konfiskatę ich mienia, bez możliwości zgłaszania jakichkolwiek roszczeń odszkodowawczych.
Adwokat Stefan Hambura spodziewa się w tej sprawie pozytywnej reakcji ze strony kanclerz Angeli Merkel. – „Do tej pory nie nastąpiło wyraźne uchylenie rozporządzenia (…) oraz stwierdzenie jego nieważności” – pisze mecenas Hambura w imieniu najważniejszych polskich stowarzyszeń w RFN. Jak uważa, rozporządzenie to w sensie prawnym, wciąż zatem istnieje. Sygnatariusze listu podkreślają pozytywny rozwój stosunków Polski i Niemiec, w tym wspólną przynależność do Unii Europejskiej i NATO. Jednak – ich zdaniem – na przeszkodzie do ugruntowania przyjaznej przyszłości leży zadawniona kwestia delegalizacji mniejszości polskiej (Rzeczpospolita.PL).
Z powodu wciąż obowiązującego w Niemczech nazistowskiego rozporządzenia o charakterze antypolskim z 1940 roku – mniejszość polska licząca blisko 2miliony, odczuwa ciągle jeszcze jego prawne skutki, czyli cierpienia. Słyszymy m.in., co jakiś czas, o wyrokach sądowych dyskryminujących dzieci Polaków lub rozwiedzione małżeństwa polsko-niemieckie. Czy i kiedy te cierpienia Polaków niemieckich się skończą?…
Hymn polski w Görlitz

Dość ciekawą decyzję podjęły władze niemieckiego Görlitz. Postanowiły, że od 1 września br. na rynku w tym mieście, wynajęty przez Polaków trębacz, ma grać Mazurka Dąbrowskiego. To reakcja na antypolską kampanię plakatową, jaką w tym mieście prowadzą miejscowi neonaziści – podaje
Rzeczpospolita.PL. – Nie chcemy dopuszczać się prowokacji, to będzie test, czy mieszkańcy Görlitz naprawdę mówią im „nie”, jak to ogłosili na swych kontr plakatach — mówi pomysłodawca happeningu, Mariusz Klonowski, członek Innovatons Neiße Region, polsko — niemieckiego stowarzyszenia inicjatyw gospodarczych, które formalnie zaangażuje trębacza.
Antypolskie plakaty w stylu: „Turystów witamy. Obcokrajowcy przestępcy won!” lub „Zatrzymać polską inwazję!” – wywieszane przez NPD, pojawiły się w Görlitz w maju i na początku sierpnia. Najpierw w związku z kampanią w wyborach komunalnych i do Parlamentu Europejskiego – teraz w związku z wyborami do saksońskiego Landtagu. Zdaniem władz lokalnych, nie zakazano i nie usuwano takich plakatów, bo podczas kampanii wyborczej, nie można zakazywać prezentowania poglądów (Rzeczpospolita.PL).

Kolejny dowcip Rydzyka
Z lżejszych i łatwiej strawnych tematów, warto wspomnieć o informacji Dziennika.PL, który dotarł do nagrania z wystąpienia o. Tadeusza Rydzyka z żartem o prezydencie Baraku Obamie. Gazeta pisze: – O tym, że ojciec Tadeusz Rydzyk ma specyficzne poczucie humoru wiadomo od lipca, kiedy to nazwał czarnoskórego kleryka „niedomytym murzynem”. Teraz wyszło na jaw, że nie był to jedyny dowcip, którym redemptorysta błysnął na pielgrzymce. Żartował też z Baracka Obamy. Wpisz to w Google: >>> Posłuchaj, jak Rydzyk żartuje z Obamy.

Prognoza Kreta


Kret – nie ten, co ryje pod ziemią, lecz ekspert od chmur i słońca, Jarosław Kret – zapowiada wydłużenie lata na wrzesień. Wykazując się niebywałą znajomością psychologii społecznej – mówi jasno i prosto: – „Przy naszym narzekającym społeczeństwie lato w pewnym momencie wpada w poczucie winy i zazwyczaj pod koniec się poprawia. Także po bardzo deszczowym początku ta najcieplejsza pora roku będzie się chciała zrehabilitować i pokazać z jak najlepszej strony. (…) wrzesień będzie także ładny i dopisze wszystkim tym, którzy ten miesiąc wybrali na czas swoich urlopów. Ale za dużo słońca może sprawić przykrość dzieciakom,które od 1 września idą do szkół i będą musiały siedzieć w ławkach i się uczyć”– podaje
DESER.PL.
Dziwny uśmiech Jarosława Kreta – wcale nie zaraźliwy a raczej podejrzany – może świadczyć albo o samouwielbieniu podczas wywiadu i opowiadania o pogodzie, albo też o narastaniu fali narcyzmu, choć jedno i drugie do tego samego się sprowadza. A może uśmiechem tym mówi to, czego sam nie wie lub to, czego ludzie oczekują? I dlatego ma ubaw, że ludziska się również cieszą… A może ten podejrzany uśmieszek jest fałszywką przykrywającą skrzętnie cierpienia narcyzowato-pogodowe?
Brytyjska Nefretete

W tematyce adresowanej specjalnie dla pań, głównie tych, które chętnie i nałogowo wchodzą pod skalpel piękności – taki oto tytuł artykułu: „Przeszła 51 operacji plastycznych; chce wyglądać jak Nefretete”. Otóż „49-letnia obecnie Brytyjka, Nileen Namita z Brighton – pisze
DESERR.PL – wydała aż 223 tysiące euro na operacje plastyczne. Przeszła m.in. osiem operacji nosa, pięć – oczu, trzy – szczęki, dwie – ust oraz około 20 zabiegów korekcyjnych”. A wszystko to, żeby wyglądać jak ona: Królowa Nefretete. Robi zbiegi jeden po drugim, bowiem wierzy, że jest reinkarnacją słynnej egipskiej królowej sprzed naszej ery.
Zapewne piękna Nileen Namita – święcie przekonana o swojej nieomylności, gdy idzie o podobieństwo do Nefretete – przejdzie jeszcze kolejnych 51 zabiegów chirurgicznych, aby już zupełnie – tak bezbłędnie i całkowicie być taką jak królowa staroegipska. Tylko, czy zdaje sobie sprawę z tego, że czeka ją kolejna fala cierpień podczas i po rżnięciu, czyli krojeniu skalpelem? Chyba do niej jeszcze nie dotarło proste życiowe pouczenie:
Płacenie ciałem, jest krótkotrwałeCiało się zmienia z biegiem lat, Taki już jest ten świat.
26 sierpnia 2009                       Stanisław Cybruch

Z ptaszkiem w tle

Motto:Nawet to, co najbardziej przypadkowe,
jest w ostatecznym rachunku koniecznością.

(Arthur Schopenhauer)

   Kończy się lato. Niektóre ptaszki już odlatują. Inne odlecą później. Tak też jest w polityce: jedni na stołki przylatują – inni odlatują. Wczorajsza prasa doniosła, że wkrótce – we wrześniu br., odleci z telewizji publicznej dotychczasowy p.o. prezesa, Piotr Rafał. Wraz z nim odlecą zapewne powciskani do TVP, jego koleżki wszechpolscy. Odlecą bez wątpienia, co bodaj najważniejsze – czasy rządzenia „publiczną”, przez LPR i Samoobronę. Odleci też ze swoimi wpływami – Roman Giertych. Ale czy nadejdą czasy normalności?

TVP w rękach polityków
   Telewizja publiczna od dawna była pod wpływem polityków, i to jest – przynajmniej na razie – nie do zmiany. Znowu, bowiem – ponoć na tajnym spotkaniu – ustalono podział łupów. Tym razem między PiS i SLD. Obie partie, według Dziennika.PL – ostro negocjują. Wstępnie ustalono podział anten: TVP 1 miałaby przypaść PiS, a TVP2 – SLD. Nie ma decyzji, kto obejmie fotel prezesa w miejsce Piotra Farfała. Liczących się kandydatów na fotel prezesa jest dwóch: Wojciech Pawlak (stary kumpel byłego prezesa Wiesława Walendziaka) i Janusz Pietkiewicz (były dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie). Ten pierwszy ma większą szansę, gdyż był dyrektorem TVP2, ma doświadczenie w pracy telewizyjnej i zna tzw. kuchnię „publicznej”.
   Wprawdzie nie ustalono jeszcze, kto będzie prezesem, ale są inne ważne ustalenia. Obie strony negocjujące dokonały podziału stref wpływów w publicznej na Woronicza. Stanowisko prezesa bierze PiS, dwóch wiceprezesów – lewica i Tomasz Borysiuk, członek KRRiT, który odnowił swoje związki z lewicą. Dyrektor TVP 1 przypada dla PiS, w tym wszystkie programy informacyjne, ale bez „Teleexpressu” , a „Dwójka” – dla SLD (Dziennik.PL).
   Jeżeli ta gra PiS i SLD zostanie wygrana – to Platforma Obywatelska, która od blisko dwóch lat czaiła się z zamiarem skoku na TVP – odpłynie od szwedzkiego stołu publicznej – z niczym. A stół ten, ze smakowitym tortem przetykanym rodzynkami, brzoskwiniami, pistacjami, daktylami i innymi owocami z egzotyki – jest łakomym kąskiem politycznym… Skoro jednak Platformie odpowiadała dotychczasowa sytuacja, której nikt rozsądny w Polsce nie akceptował, zwłaszcza płatnicy abonamentu – to niech teraz przełknie gorycz porażki. I niech nadal majstruje przy odzyskaniu swoich ewentualnych wpływów. Bo z majstrowania zawsze coś wychodzi. Doświadczeni politycy w majstrowaniu, potrafią nawet zmieniać ludzi. Grecki poeta, laureat nagrody Nobla, Odisseas Elitis – ująłby to bardzo zwięźle i konkretnie: „Czas jest bezwzględnym rzeźbiarzem ludzi”.
Ptaszek Magdy
   Jeżeli o ptaszkach mowa, to nie sposób pominąć sopockiego słowika. Jednak chyba ciekawszym tematem tabloidów, były wyszukane kreacje artystek występujących na festiwalu w Sopocie, niż rozdanie nagród. Donoszą one, że Dorota Rabczewska – Doda, tak bardzo przeżyła swój występ na scenie sopockiej, że aż z wrażenia i nerwów zapomniała tekstu piosenki. To jednak nic w porównaniu z prowadzącą koncert – prezenterką TVN, Magdą Mołek. Fryzura i suknia w połączeniu z makijażem – uczyniły ją wyjątkowo ponętnie. Zdaniem „Faktu” Magda Mołek zachwycała nie tylko kreacją, ale była wyluzowana i skrząca humorem, no i uwodziła publiczność seksownym strojem. W pewnym momencie pozwoliła sobie nawet na lekko sprośny żarcik…
   Podczas rozmowy na scenie, z Urszulą Dudziak, prezenterka TVN zapytała artystkę o jej wrażenia z występów. – „Postawiłam przy jednym z nich ptaszka” – odparła Urszula Dudziak.
   - „
Niektórzy z publiczności też pewnie postawili już swoje ptaszki” – skwitowała z radosnym uśmiechem Magda Mołek. Urszula Dudziak chwilowo lekko zamarła na tak odważny żarcik dystyngowanej zazwyczaj dziennikarki” – pisze „Fakt„.

Zmartwienia tabloidów

   Inne tabloidy zamartwiają się problemami Kasi Cichopek, która jest zmęczona macierzyństwem.
Plotek.PL rozpacza nad sytuacją Alicji Bachledy-Curuś, związanej romansem z amerykańskim aktorem Collinem Farellem. Odkąd sfotografowano polską aktorkę z wyraźnie zaokrąglonym brzuchem, spekulacje nie ustają – pisze Plotek.PL. Dalej czytamy: – Alicja jest już w 7. miesiącu. Wbrew informacjom, które pojawiają się w mediach, jej rodzice wcale nie są przeciwni temu związkowi. W dniu, w którym sfotografowano parę w Krakowie, Collin miał poznać rodziców Alicji – powiedziała serwisowi osoba z rodziny aktorki.
   Piosenkarka Reni Jusis (35 l.), jest – podobnie jak Alicja Bachleda-Curuś – też w ciąży, ale w szóstym miesiącu. Gwiazda wciąż koncertuje i imponuje formą (SE.PL). Zaskakującą niespodziankę przygotowała telewizja TVN dla widzów „Tańca z Gwiazdami” – do programu wraca w roli prowadzącego, Hubert Urbański. Słynny choreograf „Tańca z Gwiazdami„, Agustin Egurrola (36 l.) dzień w dzień haruje od świtu do zmierzchu. Czasami nawet zarywa noce, by z tancerkami trenować skomplikowane układy. Taki z niego pracuś – komentuje SE.PL.
   Super Express podaje również, że głośna miłość Kazimierza Marcinkiewicza – Isabel – bardzo lubi podróżować. W tym roku była już m.in. w Gibraltarze, Tokio i Sardynii. Gdzie poleciała teraz, nie wiadomo? I jeszcze jedna sensacja z tabloidów. Otóż, Pogorzelnice – małe nadmorskie i do tej pory anonimowe miasteczko w województwie zachodniopomorskim, ma szansę głośno zaistnieć. Wszystko przez plany tajemniczego inwestora podobno z USA,który chce zrobić tam raj dla golasów! No, no – chciałoby się powiedzieć: będzie goło i wesoło!
Przysmaki z żywego talerza
   Poważna gazeta, Dzienik.PL informuje o japońskim zwyczaju zjadania sushi z nagiej modelki i podkreśla: Każda kultura ma swoją sztukę miłosną, kulinarną lub… połączenie jednej i drugiej. Dla Japończyków jest to Nyotaimori (prezentacja ciała kobiety) – spożywanie sushi lub sashimi – wprost z ciała leżącej nagiej kobiety. Takie „smaczki” mają zapewnić satysfakcję seksualną. Od teraz „zasmakować” w tym zwyczaju można również w Europie.
   W Japonii praktyka spożywania przysmaków z żywego talerza, w postaci pięknej pani w stroju Ewy, kojarzona jest głównie z seksbiznesem i tamtejszą mafią – yakuzą.Ten pikantny zwyczaj przywędrował już do lokali europejskich. W Nyotaimori mogą zasmakować mieszkańcy Londynu. Za taki posiłek muszą słono zapłacić. Uczta wprost z ciała nagiej modelki kosztuje 250 funtów (ok. 1200 zł) za osobę (Dziennik.PL).
   Są takie ptaszki, które chętnie korzystają z oferty najseksowniejszych talerzy pod słońcem. Przedsiębiorczy oferenci nagich przysmaków – Nigel Carlos i Nick Hepburn – założyli ten nietypowy interes o nazwie Flash Sushi i różnymi sposobami zachęcają klientów. Twierdzą, że wysoka cena jest uzasadniona – na „wejściu” gości wita się szampanem, a 10-daniowy posiłek przygotowywany jest przez prawdziwego japońskiego mistrza kuchni. Do tego dochodzi możliwość wypicia alkoholu w nielimitowanych ilościach i to, co najważniejsze – konsumpcja wprost z ciała nagiej piękności. A, kiedy ona jeszcze szepcze takie słowa, to… aż pulsuje głowa:Ciężar z tobą podzielę:
Świetnie opróżniam portfele
.(Sztaudynger)
   Korzystają, więc z tych żywych talerzy przede wszystkim indywidualiści, ludzie spragnieni przygody i smaku nowości oraz biznesmeni. Przychodzi ich zwykle kilkunastu i zbierają się coraz to winnym miejscu. Uczestnikom biesiady przypomina się, że Nyotaimori jest popularne wśród celebrytów, z takimi przystojniakami, jak George Clooney i Brad Pitt na czele (Dziennik.PL).

25 sierpnia 2009              Stanisław Cybruch

Harmonia spokoju


Motto:Człowiek tylko z samym sobą
jest w zupełnej harmonii.

(Arthur Schopenhauer)

Miniony sobotnio-niedzielny czas wypoczynku i wciąż jeszcze wakacyjny – nie przyniósł nadzwyczajnych informacji politycznych. I nie był całkiem spokojny. Nie ucichła sprawa dymisji gen. Waldemara Skrzypczaka, który według sondaży przeprowadzonych przez firmę Gemius na grupie ponad 1000 internautów – na zlecenie Newsweek.PL – zdołał przekonać do swoich racji blisko 5 razy więcej Polaków niż min. Bogdan Klich. Jego dymisja spowodowana została być może własnymi kalkulacjami, że będzie odwołany ze stanowiska, skoro min. B.Klich ma spotkać się z prezydentem. Tymczasem nie było takiego zamiaru z żadnej ze stron, co potwierdził na konferencji prasowej prezydent. Generał miał pełnić swoją misję dowódcy do końca kadencji, która upływała 30 września br. Głowa państwa, zwierzchnik sił zbrojnych – za przekroczenie kompetencji udzielił generałowi Skrzypczakowi reprymendy ustnej, ale zapowiedział, że mimo to zachowa swoją funkcję.
W minionym tygodniu, nie miał spokoju premier Donald Tusk. I wcale nie było mu łatwo ani lekko rządzić. Problemy wynikające z niedoszłą transakcja sprzedaży stoczni; zapowiedź związkowców stoczniowych o manifestacjach na ten tydzień (w tym pod domem Donalda Tuska) i złożenie wniosku lewicy o wyjaśnienie tematyki stoczniowej na najbliższym posiedzeniu Sejmu; głośna krytyka MON przez gen. Skrzypczaka i w końcu jego dymisja, aż tu nagle doszła jeszcze sprawa kontraktu na skroplony gaz z Kataru. Papierów na ten temat zażądał od premiera -prezydent. Podobno czeka na nie już ponad miesiąc. Prezydent chce się dowiedzieć, czy to prawda, że będziemy do interesu sporo przepłacać. Oprócz kontraktu na dostawy z Kataru skroplonego gazu, prezydent wciąż czeka też na dostarczenie mu instrukcji, obowiązującej przy negocjacjach z rosyjskim Gazpromem – informuje „Wprost„.
Biznesmen Rydzyk
Nawet o. Tadeusz Rydzyk nie ma spokoju. Dość często wspomina go prasa. Wspomina o jego różnych biznesowych działaniach. Niedawno opisywała kolejne poczynania związane z wierceniami w poszukiwaniu źródeł ciepła. Potem o nielegalnej zbiórce pieniędzy na budowę sanktuarium. Także o uruchomieniu telefonii komórkowej Radia Maryja – „wRodzinie”. Zwykle jednak wszystkie informacje wiązały się z niedozwolonymi działaniami, czyli bez pozwolenia odpowiednich władz. Tym razem czytamy w niedzielnym Dzienniku.PL, w artykule „Ojciec Rydzyk łamie zasady Kościoła”: „Kapłan powinien stosować zasady,które sam głosi. Nauka Kościoła wobec handlu w niedzielę jest jednoznaczna” – mówi znany ksiądz Kazimierz Sowa. Komentuje w ten sposób fakt, że część punktów sieci komórkowej „wRodzinie„, zależnej od szefa Radia Maryja, handluje w niedzielę.
 Z ustaleń portalu TVP.Info wynika, że niektore punkty sprzedaży produktów telefonii wRodzinie” są otwarte nie tylko w dni powszednie, ale również w niedzielę. Chodzi o lokale w Toruniu i położonej niedaleko Gdańska, nadmorskiej Stegnie. Od kilku tygodni oferty sieci ojca Rydzyka, dostępne są również na stoiskach Teletorium, które stoją w kilkudziesięciu największych centrach handlowych w Polsce. One także są czynne w niedzielę. A od połowy sierpnia, telefony „wRodzinie” można też doładować w otwartych siedem dni w tygodniu, sklepach sieci „Żabka”.
 - Każdy kapłan powinien własnym przykładem wzmocnić treści, które przekazuje. Chyba, że chce być posądzony o faryzeizm - komentuje ksiądz Kazimierz Sowa. Na szczęście dla mnie ten problem jest czysto teoretyczny. Nie kupię w niedzielę karty do komórki, bo – po pierwsze,  nie robię tego dnia zakupów, a po drugie – nie jestem odbiorcą usług o.Tadeusza Rydzyka – podkreśla kapłan K.Sowa. TelefoniawRodzinie„- to wspólne przedsięwzięcie związanej z o. Ryzykiem, Fundacji Lux Veritatis i firmy Center Net. Całe przedsięwzięcie ruszyło 11 lipca br.
Nie trudno sobie wyobrazić, co by było z przeciętnym obywatelem Polski, zajmującym się handlem w niedozwolone prawem dni. Miałby biedak na głowie dokuczliwe kontrole handlowo-sanitarno-finansowe, mandaty i niechybne doniesienie do organów ścigania. Resztę zrobiłaby wścibska prasa, zwłaszcza tabloidowa. Ale o. Rydzyk – człek z talentem do wielkiego biznesu – nie boi się ryzyka ani żadnych kontroli. Działa z rozmachem, odważnie i mocno świeci swoją światłością umysłu. Działa tak, jak powiadał wybitny humorysta, dramatopisarz angielski George Bernard Shaw:
Życie nie jest świecą,
to raczej wspaniała pochodnia,
którą pozwolono nam trzymać przez chwilę,
i należy uczynić wszystko,
by świeciła jak najjaśniej,
nim oddamy ją naszym następcom.

Maryla szlachcianka
Maryla Rodowicz – znana w Polsce i zagranicą od kilku pokoleń piosenkarka estradowa – otrzyma tytuł szlachecki. Podczas niedawnego pobytu na Litwie, gdzie gościła z koncertami – jeden z jej krewnych zaproponował, by artystka i jej rodzina otrzymali zaświadczenie o swoim szlacheckim pochodzeniu. Maryli, propozycja spodobała się, bo ma rodowe dowody na szlacheckie pochodzenie rodziny. Musi tylko zebrać odpowiednie dokumenty. Jak wszystko pójdzie dobrze, stanie się za rok szlachcianką herbu Rudnica. Rodzina Maryli Rodowicz pochodzi z Wilna. Jej ojciec pracował na tamtejszym uniwersytecie. Dziadkowie prowadzili aptekę Pod Łabędziem, koło Ostrej Bramy (Wikipedia).
Lew w ogrodzie Mieszkaniec Głogowa Małopolskiego ma żywego lwa. – Ubolewam, że nie będę mógł go trzymać zbyt długo. Jak trochę podrośnie, trafi do cyrku – mówi Leszek Bielenda, który już nieraz zadziwiał sąsiadów ekscentrycznymi pomysłami – pisze o tym Wyborcza z Rzeszowa. Mały lew Simba, cztero-miesięczne kocię – wkrótce będzie musiał być w kojcu w ogrodzie. A teraz jeszcze, leży sobie niewinnie na trawie obok tarasu i nocuje w domu gospodarzy. Wypija codziennie mleko i zjada jedno surowe kurze udko. Ma przed sobą świetlaną przyszłość: w listopadzie trafi do rąk specjalistów sztuki cyrkowej i podejmie trud nauki zabawiania podczas występów na arenie – ciekawskich ssaków zwanych ludźmi.
Nie przypadkiem postanowiłem zakończyć temat o milutkim Simbie w taki właśnie sposób. Bo ktoś kiedyś powiedział o nas ludziach, mniej więcej podobnie: Brakujące ogniwo między zwierzęciem i człowiekiem to właśnie my.
               24 sierpnia 2009                      Stanisław Cybruch

Wydarzenia dnia



Wydarzeniem dnia mogłaby być informacja,zamieszczona wczoraj w Dzienniku.PL o tym, że słynny dyrektor i biznesmen o. Tadeusz Rydzyk, kaja się za swój rasistowski żart wygłoszony w ramach przypływu miłości do bliźniego swego, 12 lipca br. na Jasnej Górze, przy powitaniu misjonarza – żarto nie umytym Murzynie. „Przepraszam bardzo. Pomyłka. To nie tak!” – mówił w swojej stacji o. Rydzyk. Ale cóż to za wydarzenie? Po pierwsze publiczne wyśmiewanie czarnoskórego misjonarza miało miejsce ponad miesiąc temu. Po drugie. Gdyby publicznie tak obraził czarnoskórego ktoś inny, np. „szary” Kowalski – sprawa trafiłaby wnet do prokuratora, i – wielkiej zadymie nie byłoby końca. Po trzecie – znany z ostrego, ciętego niewybrednego języka – duchowny, nie po raz pierwszy obraża i nie przeprasza, więc to zwykła sprawa.
Szkoda, wielka szkoda, że o. Tadeusz Rydzyk, kajając się za obraźliwy żart o misjonarzu Murzynie – nie uderzył się pięścią w swoją wielce uświęconą czynami – klatę i nie wygłosił upokarzająco szczerego wyznania:
Jestem taki, jakim mnie Pan Bóg stworzył,
No – trochem świństwa od siebie dołożył
”.(J.I.Sztaudynger)
Być może u kresu żywota swego wyrzeknie skromnie, ale choć raz szczerze i otwarcie:
W pogoni za ideałem,
Wszystkie świństwa popełniałem
”.(J.I.Sztaudynger)

Zwyciężamy Niemców
Wydarzeniem faktycznie powinno być to, co czytamy i słyszymy w doniesieniach mediów na temat relacji naszej prasy przed 70 laty po napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę. Oto słowa zamieszczone w Dzienniku.PL: „Nasi lotnicy bombardowali Berlin, Hitler uciekł na Elbę, zaś Włochy wypowiedziały Niemcom wojnę” – pisała polska prasa we wrześniu 1939 roku. Ówczesny przeciętny słuchacz radia i czytelnik gazet wierzył, że bijemy się dzielnie i zwyciężamy Niemców na wszystkich frontach. I co? Teraz już wiemy niezbicie skąd przez wiele lat w Polsce Ludowej wzięła się polityka zakłamywania historii. A jeszcze nie tak dawno można było słyszeć, że to komuniści zmieniali historię Polski dla swoich niecnych celów.
Ta Dorotka…
Wydarzeniem towarzyskim wyjętym z kolorowych doniesień podbarwionych tanią sensacją, zawartych w tabloidach – wiemy, że równie piękna jak i barwna postać TVN – pogodynka Dorota Gardias-Skóra – będzie mieć wkrótce anioła stróża. Jej mąż – ponoć niezwykle zazdrosny – postanowił przenieść się  do Warszawy. Dotąd Konrad Skóra – pilot wojskowy – stacjonował koło Łodzi. Zapewne chciałby zapobiec rozwojowi dalszych plotek i ploteczek o swojej żonie, która rzekomo podbija coraz to nowe serca mężczyzn i nie może się wyzbyć życia w romansach. Dzieląca ich odległość nie pozwalała skutecznie śledzić i sprawdzać na bieżąco wszystkich doniesień na ten temat. A gdzie, Panie pilocie, ma Pan prywatnych detektywów? Czyżby tam, gdzie można się domyślać?…
Pilot Konrad Skóra zna życie i wie dobrze, jak należy strzec miłości. Pewnie też zna dobre rady wybitnego satyryka, znawcy kobiecej psychiki, Jana Izydora Sztaudyngera, który ostrzegał:
Mądry, nawet tej nie wierzy,
Z którą aktualnie leży
”.
I przypominał panom znane od wieków spostrzeżenie:
Już od czasów Adama – niestety,
Bokiem mężczyznom wychodzą kobiety
”.
Wiadomo – Dorotka ślicznie tańczyła z Andrejem Mosejczukiem w IX edycji programu „Taniec z Gwiazdami” i wytańczyła I miejsce. A jej mąż zapamiętał, co pisał mistrz
Sztaudynger jak to bywa w tańcu:
Poczułem w czasie tańca,
Że w portkach mam powstańca
”.
Wirusy do oka
Dzięki wszczepieniu prawidłowego genu do siatkówki oka, lekarzom amerykańskim po raz pierwszy udało się pomóc trójce pacjentów cierpiących na wrodzoną ślepotę – pisze Wyborcza.PL. Zdaniem specjalistów – to ogromny postęp w nauce. – To wielki sukces i zarazem pierwszy krok do klinicznego wykorzystania terapii genowej w leczeniu dziedzicznych form ślepoty – komentuje opublikowaną w najnowszym „New England Journal of Medicine” pracę, Paul A. Sieving z amerykańskiego Narodowego Instytutu Oka. Dowiedziono klinicznie, że za pomocą genów można pomóc chorym cierpiącym na dziedziczny zanik nerwów wzrokowych – tzw. chorobę Lebera. W rok od przejścia kuracji, u trójki pacjentów widzenie dzienne poprawiło się tysiąc razy, a widzenie nocne aż 63 tys. razy. – Mam przeczucie, że to tylko kwestia czasu, by podobną technikę z powodzeniem zastosować w przypadku innych chorób o podłożu genetycznym związanym z utratą wzroku – dodaje Sieving.
Chorobę Lebera, a właściwie ślepotę – po raz pierwszy opisał w 1871 roku, niemiecki okulista Teodor Leber. Ta choroba, przebiega równolegle z nagłą bądź stopniową utratą wzroku, co spowodowane jest zwyrodnieniem siatkówki. Jej typ 2- to najczęstsza przyczyna utraty wzroku u niemowląt i małych dzieci. Winna temu jest mutacja w genie RPE65. Naukowcy postanowili wprzęgnąć do pomocy specjalne wirusy, które służą – jak można to ująć najprościej – do wyzwalania przy udziale genu procesów życiowych martwego od urodzenia oka. W trzy miesiące po wstrzyknięciu wirusów do siatkówek trojga niewidomych od urodzenia osób – dwóm mężczyznom i jednej kobiecie (w wieku 21-24 lat), w październiku 2008 roku – ogłoszono, że pacjenci zaczęli reagować na światło, a nawet rozpoznawać niektóre kształty. To jednak nie wystarczyło, aby ogłosić pełny sukces – wciąż bez odpowiedzi pozostawały dwa kluczowe pytania: czy efekty nowatorskiej kuracji przetrzymają próbę czasu i czy na pewno jest ona stuprocentowo bezpieczna dla pacjentów?
Jeden z dwóch panów, który nie miał wzroku od urodzenia – po zorientowaniu się, że po raz pierwszy w życiu zaczął dostrzegać światło słoneczne i kształty obrazów – mógł wykrzyknąć radośnie:
”Boże, bądź ślepy i głuchy
- Idę do ładnej dziewuchy”.
(J.I.Sztaudynger)
Nie, to wcale nie głupi żart piszącego te słowa na Blogu, ale całkiem realna możliwość, gdyby ów człowiek znał tę fraszkę i miał lekkie poczucie humoru. Bo ze szczęścia ludzie są nieprzewidywalni w zachowaniach i reakcjach.
- Aktualnie można stwierdzić z całą pewnością, że zastosowana przez nas terapia genowa, wydaje się być w pełni bezpieczna i doprowadziła do stałej poprawy wzroku u chorych – mówi dr Artur Cideciyan, kierujący zespołem medycznym z Filadelfii. I podkreśla: – „Najbardziej zadziwił nas przypadek kobiety poddanej nowej kuracji, która w trakcie jednej z kontrolnych wizyt opowiedziała nam, jak podczas wieczornej przejażdżki samochodem kierowanym przez swego rodzica, stwierdziła ze zdumieniem, że widzi cyfry wyświetlane na elektronicznym zegarze na tablicy rozdzielczej auta. Po raz pierwszy w życiu była w stanie odczytać aktualną godzinę” – relacjonuje Cideciyan. Wzrok kobiety poprawił się tak wyraźnie, że jest ona dziś w stanie wykonywać w codziennym życiu o wiele więcej czynności niż przed kuracją. Ale był to dopiero początek niespodzianek. Po kolejnych testach okazało się, że w siatkówce kobiety zamiast jednego centrum widzenia istnieją dwa. Zdaniem naukowców, mózg kobiety „podpowiada jej”, której części siatkówki powinna w danym momencie użyć, i ona automatycznie przestawia się z jednego centrum widzenia na drugie. Badania trwają nadal.

23 sierpnia 2009                 Stanisław Cybruch

Wychodzimy z dna?


Mott:Rząd sieje nadzieje,
lecz plonu, to nie da!
Rosną ceny
i kwitnie bieda…

(A.Wojdecka)


Gdy urzędnicy rządowi głoszą, że wychodzimy z dna kryzysu – obserwatorzy i analitycy rynku zapowiadają coś przeciwnego: pogorszenie sytuacji na skutek wzrostu cen żywności. Za to bez wątpienia idą zmiany w pogodzie. No i w naszych kieszeniach. Pogoda przez parę dni nie będzie rozpieszczać. Już od wczoraj na zachodzie Polski padało i silnie wiało. Noc też nie była spokojna. A dziś ten nieprzyjemny front atmosferyczny dotarł do wschodnich rejonów i dotknie Lubelszczyznę i Podkarpacie; będzie lało i zrobi się wyraźnie chłodniej, choć podczas rozpogodzeń temperatura może wzrosnąć w Rzeszowie nawet do 28 stopni Celsjusza. Znacznie dotkliwszy napływa do nas front – ekonomiczny. Ceny żywności pójdą w górę i to już niebawem. W lipcu br. podstawowe produkty zdrożały o 5,5 proc. w porównaniu z 2008 rokiem – informuje Dziennik.PL. Jesienią jeszcze zdrożeją o 2-3 proc. – zwłaszcza nabiał i   przetwory. Cukier na światowych rynkach osiąga rekordowe ceny. W tej chwili kosztuje 22,8 dolara za funt, a przewidywany jest dalszy jego wzrost nawet o 50 procent.
Jednakże jego cena w Polsce nie powinna wzrosnąć, dzięki dobrym zbiorom buraków cukrowych oraz wysokim zapasom cukru w Unii Europejskiej.
Na rynkach światowych mocno drożeje ziarno kakaowe, głównie z powodu nieurodzaju. Obecnie producenci muszą płacić za tonę 2915 dolarów. Rekord cenowy padł w czerwcu 2008 r., gdy tona ziarna kakao kosztowała 3090 dolarów. Mimo deficytu kakao, jaki spodziewany jest w sezonie 2009/2010, w wysokości 56 tys. ton – zbyt wysoka podwyżka ceny nas nie dotknie. „Umacnia się złoty, co powoduje, że każdorazowy wzrost cen ziarna kakao jest mniej odczuwalny dla wytwórców” – mówi analityk AZ Finanse. Smutne jest natomiast to, że w przyszłym roku ceny produktów spożywczych będą nadal rosły, bowiem Unia Europejska – podobnie jak cały świat – boryka się z niedoborem żywności.
Trudny czas premiera
Nie będzie już miał takiego spokoju jak dotąd, premier Donald Tusk. Klub Lewicy złożył w Sejmie wniosek o informację rządu na temat przemysłu stoczniowego. Premier będzie musiał tłumaczyć się, na pierwszym po wakacjach posiedzeniu Sejmu, z fiaska rozmów o sprzedaży szczecińskiej i gdyńskiej stoczni. „Pracownicy przemysłu stoczniowego, zakłady kooperujące i zatrudnieni w nich pracownicy, Sejm, jak i opinia publiczna mają prawo znać, a rząd ma obowiązek przedstawić stan negocjacji z ewentualnymi kontrahentami,jak również działania zmierzające do uratowania miejsc pracy w przemyśle stoczniowym i zakładach kooperujących” – argumentują posłowie Lewicy (Dziennik.PL). Minister Aleksander Grad, mówił po niedoszłej sprzedaży Katarczykom stoczni Gdynia i Szczecin, że otrzymał od ambasadora Kataru list, z którego wynika, iż tamtejsza agencja inwestycyjna Qatar Investment Authority (QIA) może przejąć od Stichting Particulier Fonds Greenrights (SPFG), projekt zakupu polskich stoczni i wejść w prawa inwestora. Według ministra – transakcja, jeśli dojdzie do skutku – miałaby zostać sfinalizowana do 31 sierpnia br.
Tymczasem wczorajsza WP.PL informuje: „Solidarność” Stoczni Gdańskiej daje premierowi czas na zorganizowanie spotkania z przedstawicielami związku do przyszłego czwartku. Jeśli Donald Tusk tego warunku nie spełni, przez cały następny weekend pod jego domem w Sopocie będzie stało stoczniowe miasteczko. Wiceszef „Solidarności” Stoczni Gdańsk, Karol Guzikiewicz podkreślił, że pikieta będzie miała charakter pokojowy i jest ostatecznością. I dodał: – Uszanujemy ciszę nocną, ale premier może się spodziewać naszej obecności przez trzy dni. Wpierw jednak związkowi stoczniowcy zamierzają demonstrować pod obiektami rządowymi w stolicy.
Tu, dla poprawy humoru, przytoczmy fraszkę Anny Wojdeckiej, dedykowaną „Budowniczemu dobrobytu”:Tusk miał budować kraj i naprawiać,
lecz jak na razie – tylko się stawia!
I jeszcze do tego bonus pasuje, bo naród w biedzie, więc lamentuje. A.Wojdecka daje także swój wyraz na temat polskiej narodowej biedy, załamania i bezradności – w taki sposób:
Nie dziwcie się dranie,
że naród w złym stanie
skoro ma tak wiele
pijawek na ciele…


Trochę optymizmu

Nie od dziś znamy to hasło: Picie skraca życie! Z badań naukowych wiadomo, że istnieje zależność między poziomem picia alkoholu a problemami zdrowia i porządku publicznego. Nadmierne spożywanie alkoholu – zdaniem lekarzy powoduje choroby układu nerwowego, pokarmowego, oddechowego, moczowego oraz hormonalnego. Alkohol wpływa na osłabienie systemu odpornościowego organizmu,skutkiem, czego jest m.in. zwiększone ryzyko występowania pewnych odmian raka.Dlatego naukowcy lekarze radzą: Aby upewnić się, że nasze picie jest bezpieczne, należy regularnie sprawdzać, czy zachowujemy limit picia o niskim ryzyku szkód, przeprowadzać test przesiewowy AUDIT oraz kontrolować stężenie alkoholu we krwi (Rynek Zdrowia.PL).

Wyborcza.PL informuje natomiast, że wysokie spożycie alkoholu,szczególnie wina we Francji, powoduje ogromne problemy zdrowotne społeczeństwa. Toteż francuskie władze apelują do obywateli, by pili mniej alkoholu, zwłaszcza wina do posiłków, bo alkohol zwiększa ryzyko szeregu rodzajów raka: jamy ustnej, gardła, krtani, przełyku, jelita grubego, piersi i wątroby. W przypadku trzech pierwszych rodzajów raka – związek jest bardzo wyraźny – osoby pijące kieliszek dziennie lub więcej mają o 168 proc. większą szansę zachorowania. Skutki zależą – zdaniem Ministerstwa Zdrowia Francji – od całkowitej ilości spożytego alkoholu, a nie od rodzaju napoju. Im częściej spożywany jest alkohol, tym gorzej, bo powoduje on m.in. to, że przewód pokarmowy łatwiej przepuszcza do organizmu szkodliwe substancje, np. z papierosów. To dotkliwy cios dla producentów wina. A jeszcze do niedawna panowało przekonanie, że regularne picie wina w małych ilościach pozwala uniknąć niektórych chorób układu krążenia. Podczas gdy Francuzi ostrzegają ludzi przed alkoholem – naukowcy hiszpańscy wręcz zachęcają do picia wina, zwłaszcza kobiety. W wyniku badań przeprowadzonych na 1700 kobietach ustalono, że pijące umiarkowane ilości piwa mają mocniejsze kości niż te, które nie piją piwa w ogóle. Tym pierwszym niegroźna jest osteoporoza. Za taki efekt odpowiada jednak nie alkohol, ale roślinne związki chemiczne znajdujące się w piwie, zwane fitoestrogenami. Naukowcy jednocześnie ostrzegają: Alkohol pity w nadmiarze (więcej niż dwie jednostki dziennie) – nie tylko nie pomaga, ale przeciwnie – osłabia kości i zwiększa ich łamliwość. Osteoporoza – jak wiadomo – jest powszechnym problemem kobiet po menopauzie; polega na osłabieniu układu kostnego i zwiększa ryzyko złamań kości. Mimo że badania hiszpańskich medyków potwierdzają wyniki badań z poprzednich lat, naukowcy nie zachęcają do zwiększania spożycia alkoholu. Czekolada chroni serce

Szwedzcy naukowcy dowodzą, że spożywanie czekolady dwa lub więcej razy na tydzień, obniża ryzyko śmierci z powodu chorób serca prawie trzykrotnie w porównaniu z ludźmi, którzy czekolady nie jedzą w ogóle. Zalecają jedzenie czekolady, szczególnie osobom po przebytym ataku serca. Przypominają: Już dawno zaobserwowano, że produkty zawierające kakao obniżają ciśnienie tętnicze i poprawiają krążenie krwi, jednak dopiero teraz badania, przewodzone przez Instytut w Sztokholmie, po raz pierwszy wykazały, że jedzenie czekolady zmniejsza śmiertelność u osób po ataku serca – pisze Gazeta.PL za francuską  agencją AFP. -To szczególna właściwość czekolady – podkreśla Kenneth Mukamal, współautor badań. I dodaje, że odpowiedzialne za te działania są przeciwutleniacze zawarte w kakao. Przypomnijmy, więc: Przeciwutleniacze to związki chroniące przed tzw. wolnymi rodnikami, cząsteczkami gromadzącymi się w organizmie, które z biegiem czasu mogą prowadzić do uszkodzenia komórek, co wiąże się z ryzykiem chorób serca,nowotworami i procesami starzenia. Częstość powtórnych ataków serca była odwrotnie proporcjonalna do ilości spożywanej czekolady – akcentuje dr Kenneth Mukamal. Pod uwagę brano także inne czynniki, które mogły mieć wpływ na końcowe wyniki badań, np. spożywanie alkoholu, otyłość, palenie.  

Dr Kenneth Mukamal ostrzega, żeby być bardzo ostrożnym,  gdy chodzi o czekoladową dietę ze względu na to, jak poważnym problemem jest otyłość. Ale zachęca do spożywania czekolady osoby, które nie mają problemów z wagą.

22 sierpnia 2009                      Stanisław Cybruch

  Kategorie: 







Węszenie nienawiści




Motto:
Człowiek bez poczucia moralnego,
jest najniegodziwszym
i najdzikszym stworzeniem.

(Arystoteles)


   - Człowiek tylko z samym sobą jest w zupełnej harmonii – Arthur Schopenhauer. W tej filozoficznej myśli słynnego niemieckiego myśliciela, jest coś z dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Czyżby, dlatego, że autor tych słów urodził się wprawdzie ponad 200 lat temu, ale w Gdańsku? Nie, to raczej cecha ludzi, którym nie były obce podobne zachowania do dzisiejszych. Jako gatunek homo sapiens, mamy cechy swoich przodków, walczących zawzięcie o zdobycie przewagi nad wrogiem, aż do zwycięstwa. Dzisiejsza walka różni jednak bardzo wyraźnie od walk maczugami, czy kamieniami w pierwotnych czasach. Choć, trzeba przyznać, dziś także niektórzy z nas mają niewybredne metody walki, tak ostre i zawzięte, jak ongiś – tyle, że miast kamieni, używają wobec przeciwników (wrogów) wyszukanych słów i epitetów. Przykłady? Proszę uprzejmie. – Dlaczego ja mam dyskutować z artykułem, którego autor skłamał jak bura suka? (Ludwik Dorn). - Czy Jarosław Kaczyński jest kobietą?… Bo nie ma żony, dzieci, z kobietami trudno go spotkać, a mieszka z mamą i kotem (Janusz Palikot). – Partia (PiS) została sprywatyzowana przez dwóch braci; jest gospodarstwem rodzinnym, dodatkiem do ich stanu posiadania. (L.Dorn Wyborcza.pl z 24.06.2009 r).


Na widelcu nienawiści

   Jest dzisiaj coś w naszej polskiej rzeczywistości politycznej, czego trudno szukać gdzie indziej.
Swoim przeciwnikom partyjnym najchętniej założylibyśmy pętlę na szyję lub podłożyli bombę. Niech, czym prędzej zginą, przepadną w zapomnieniu albo niech ich dopadnie straszliwa zaraza, z której nigdy nie wyjdą. Rzucamy w swoich przeciwników kamieniami złości, nienawiści, pogardy. Rzucają nimi bezpardonowo publicznie ci, co na górze i malutcy – na dole. Ciskają w nich obelgami, kłamstwami, pomówieniami,szyderstwami – nawet nasi moralni i duchowi reprezentanci – z ambon. Są już tacy specjaliści od siania brudnej pogardy wobec przeciwników, którzy upatrzyli sobie szczególnie konkretne osoby, np. Lecha Wałęsę. Mają z reguły na widelcu nienawiści kilka znanych twarzy, którym przypinają przy byle okazji – etykietę wroga, ćwoka, cymbała, nieroba, lenia, kundelka, konfidenta, pacana, współpracownika SB itp.
   Celują w takich zachowaniach i postawach zarówno politycy jak i naukowcy, duchowni i szaracy. Dlaczego nie lubimy innych – o odmiennych poglądach niż nasze? I dlaczego demonstrujemy swoje postawy słowami ostrymi jak sztylety? Jedni znawcy zagadnienia tłumaczą to zjawisko przeszłością historyczną z okresu zaborów, kiedy nasi przodkowie przelewali krew za wolność i demokrację zdeptaną przez zaborców. Wówczas każdy, kto nie chciał walczyć lub wręcz jednał się z wrogim zaborcą, był znienawidzonym wrogiem wszystkich pozostałych. Inni zaś fachowcy od znajomości psychiki, są przekonani, iż kierują nami instynkty zbiorowe, które wymagają(podobnie jak w stadzie) posłuszeństwa jednostki wobec większości. Tylko, że w stadzie panuje akurat odwrotna zasada: posłuszeństwo większości wobec silnej jednostki. Najczęściej jednak tłumaczymy to walorami demokracji, w której każdemu wolno wszystko. Jeżeli, więc ktoś jest inny, np. pod względem rasowym,seksualnym lub politycznym niż my – to znaczy, że należy go zgnoić, skopać i wykląć, czyli wykluczyć ze stada. Ale tutaj znowu nie ma konsekwencji w uzasadnieniu. Bo jeśli demokracja – to znaczy wolność i równość każdego pod każdym względem. I, co? Brakuje racjonalnego, przekonywającego wyjaśnienia polskiego wrednego zjawiska pogardy i nienawiści wobec innych.
Wredne odzywki

   Trudny to, nadzwyczaj trudny temat. Trudny i smutny. Ale prowadźmy go dalej. Są przykłady, które wypada przytoczyć.Przykłady pogardliwych, wrednych odzywek i określeń rzucanych publicznie.
- Murzyn! Boże, gdzieś ty się nie mył? Boże… On się nie mył wcale. Zobaczcie. (Tadeusz Rydzyk na Jasnej Górze 12 lipca br. do czarnoskórego misjonarza). – Dla mnie zabić ciebie, to jak splunąć. (J.Kaczyński do D.Tuska – początek lat 90. – Ruski agencie, załatwimy cię!
(Jarosław Kaczyński do Zygmunta Wrzodaka, posła LPR, z sejmowej mównicy 6 czerwca 2005). – Dramat PiS, że na jego czele stoją inteligenci, którzy walcząc o światło, przyciągają ciemność. (Tomasz Jastrun 2007). – Wchodził w d… Moskwie, a nie o ludzi się upominał! (J.Kaczyński w debacie nad odwołaniem z funkcji wicemarszałka Sejmu Andrzeja Leppera, 29listopada 2001).Bracia Kaczyńscy to podwójnie mali ludzie. (Lech Wałęsa). - Politycy są pacanami. (Prof.Jadwiga Staniszkis WP.PL 2009).
   Francuska pisarka Françoise Sagan (1935-2004), która w swej twórczości poruszała m.in. tematykę współczesnej obyczajowości, powiedziała: Głupota nie zawsze czyni złym, złość zawsze czyni głupim. Jest w tym powiedzeniu głęboka prawda. Bo czyż nie z głupoty nasi ulubieńcy wypowiadają w mediach brednie? Głosząc złowrogie, perfidne określenia o swoich przeciwnikach politycznych – wystawiają sami sobie opinię. Politycy, głosząc kalumnie w przejawach nienawiści – nie czynią to przecież w imię miłości bliźniego… Już przed naszą erą, wybitny uczony i filozof grecki Arystoteles (384–322 p.n.e.) powiedział: Człowiek jest z natury zwierzęciem politycznym. Wiele lat później znakomicie uzupełnił go w ocenie tej klasy społecznej, niemiecki satyryk i aforysta Georg Christoph Lichtenberg (1742-1799), dając kwintesencję następującą: Istnieją nazwiska, które należałoby powywieszać na wszystkich szubienicach świata.

Rządowi Tuska
   Zgrabnie i dość przyzwoicie, potraktowało premiera Donalda Tuska 19 sierpnia br. medium dyrektora Radia Maryja. Za nieudana próbę sprzedaży polskich stoczni katarskiemu inwestorowi, redaktorzy "Naszego Dziennika" ojca Rydzyka, postanowili dopiec premierowi słowami szyderstw arabskich. Dobrali przysłowia z zawartością arabskich mądrości w taki sposób, aby premier mógł je wykorzystać w dalszych rozmowach z szejkami Kataru. Uzmysławiają, więc na początku rządowi Tuska, gdzie szukać prawdy w mentalności Katarczyków: „Prawda leży na dnie naftowego szybu”. Ministrowi skarbu Aleksandrowi Gradowi, pragną pomóc w odnalezieniu się po klęsce jego transakcji. Sugerują, aby nie tracił nadziei: „Długa nadzieja – długi smutek”, lub też „Wielbłąd ma swoje plany, a poganiacz swoje”. Donaldowi Tuskowi dedykują dwa przysłowia: „Możesz strusia mianować krową, masła z tego nie będzie” oraz „Jajko dziś jest lepsze od kury jutro„. Rzecznik rządu Paweł Graś otrzymał następujące uwagi: „Pochwały nie zmienią osła w dromadera”, a także: „Kto chce coś zrobić – znajduje sposób, kto nic nie chce robić – znajduje wymówkę”. I na koniec uświadamiające uogólnienie sytuacji politycznej w Polsce: „Okręt, który ma dwóch kapitanów – zwykle idzie na dno”.
 21 sierpnia 2009                              Stanisław Cybruch

Kategorie: 






Kiepskie żniwa



Motto:Śniła mi się we śnie rzeczywistość.
Och! Z jaką ulgą się obudziłem…

(Stanisław Jerzy Lec)
   Rzeczywistość nasza, jaka jest, wszyscy dobrze wiemy. Trudna do zniesienia. Jest taka gałąź gospodarki, bez której nie moglibyśmy sobie poradzić, zwłaszcza w mieście? O, całkiem łatwe pytanie… To rolnictwo jest wyznacznikiem życia i konsumpcji mieszczuchów, którzy zwykle nie zdają sobie z tego sprawy. Jeżeli zatem ceny produktów rolnych w sklepach są na wysokim poziomie, często zbyt wysokim dla mieszkańców miast – winę widzi się w rolnikach. Niesłusznie. Ceny detaliczne kształtują wytwórcy żywności,dystrybutorzy i sprzedawcy. Ceny żywności w sklepach mamy dziś bez wątpienia za wysokie na polską przeciętną kieszeń. Czy będą niższe? – chyba nie. Dlaczego?
Zabraknie zboża  
Producenci, analitycy, Ministerstwo Rolnictwa i GUS uważają, że zbiory zbóż z tegorocznych żniw w Polsce wyniosą maksymalnie 27 milionów toni mogą być nawet o ponad 2,5 miliona ton niższe niż przed rokiem – pisze „Nasz Dziennik„. Przyczyny spadku zbiorów? To m.in. zmniejszenie areału upraw o ponad 400 tysięcy hektarów i gorsze plonowanie. Izba Zbożowo-Paszowa zapowiada, że pszenicy zbierzemy 8,8 miliona ton, czyli mniej o pół miliona ton w porównaniu z ubiegłym rokiem. Mniej więcej na tym samym poziomie utrzymają się zbiory żyta, pszenżyta i owsa. Mniej o kilkaset tysięcy ton ma być jęczmienia i mieszanek zbożowych. Rolników niepokoi natomiast gorsza jakość ziarna. Wpływ na nią ma przede wszystkim niekorzystna aura, zwłaszcza obfite deszcze, powodzie i podtopienia, które także zniszczyły część upraw. Rolnicy mają jednak nadzieję, że mimo wszystko, wiele hektarów zbóż uda się jeszcze uratować.
   W większości województw zakończono już zbiory jęczmienia ozimego. Z informacji Sparks’a na dzień 6sierpnia br. wynika, iż żniwa są najbardziej zaawansowane w południowych regionach kraju, gdzie zebrano pszenicę ozimą przeciętnie z ponad 55 proc. powierzchni upraw – piszą analitycy Banku BGŻ. Ale na północy kraju – według szacunków – zebrano tylko ok. 20 proc. tego zboża. Rolników niepokoi, że wraz z postępującymi żniwami,spadają ceny zbóż. W dodatku część zakładów skupuje stosunkowo niewielkie partie ziarna na bieżące potrzeby, oczekując dalszych obniżek. W bieżącym miesiącu na ceny zbóż, oprócz czynników popytowo-podażowych, ma wpływ wzmocnienie złotego, które przekłada się na wzrost opłacalności importu oraz zmniejsza konkurencyjność krajowego zboża w handlu międzynarodowym.

Ceny zbóż spadają  
   W pierwszych dniach sierpnia – informuje Portal Spożywczy.PL – cena pszenicy konsumpcyjnej wahała się w granicach 430-480 zł za tonę; nieco wyższą oferowano za pszenicę ekstra – na poziomie 470-490PLN/t. Aktualnie ceny pszenicy paszowej również bardzo się różnią i na północy kraju oscylują w granicach 360-400 PLN/t. PAP z 18 sierpnia br., powołując się na GUS,pisze: Ceny pszenicy w skupie spadły w lipcu 2009 r. o 24,2 proc. wobec lipca2008 roku, a wobec czerwca 2009 roku spadły o 2,9 proc. Spadły także o 36,6proc. rok do roku i o 8,5 proc. miesiąc do miesiąca – ceny żyta. Cena kukurydzy (silnie dodatnio skorelowana z ceną pszenicy), obniżyła się o ok. 4 proc. w porównaniu do poprzedniego tygodnia i w analizowanym okresie wynosiła 613 zł/t.
W porównaniu do początku lipca, ceny zbóż w zależności od gatunku, uległy obniżeniu o 10-22 proc. (
PAP). Niewiele zawieranych jest transakcji kupna żyta i pszenżyta, których ceny w większości województw utrzymują się znacznie poniżej 300 PLN/t. Analitycy są zdania, iż w kolejnym tygodniu, wraz z rosnącą podażą ziarna w Europie, ceny zbóż w Polsce będą w dalszym ciągu spadać. Dużą niewiadomą nadal pozostaje jakość ziarna z tegorocznych zbiorów oraz ostateczna premia za jakość, którą będą mogli otrzymać producenci zbóż w bieżącym sezonie.
   Z informacji Głównego Urzędu Statystycznego na temat cen produktów rolnych w lipcu 2009 r. wynika, że największe powody do zadowolenia w branży rolnej mają producenci żywca – zarówno wieprzowego, wołowego, jak i drobiowego – podaje Puls Biznesu (19.08.09). Ceny skupu bydła rzeźnego były w lipcu aż o19 proc. wyższe niż przed rokiem, podczas gdy ceny trzody chlewnej były wyższe o 14 proc., a drobiu o 6 proc. Producenci innych towarów rolnych, w tym m.in.mleka i zbóż, nie mają już tak dobrze jak producenci żywca. Ceny skupu mleka były w lipcu o 12 proc. niższe niż rok wcześniej, pszenicy o 24 proc., a ziemniaków o 8 proc.

Będą rekordowe zbiory  

   Jaka jest sytuacja w rolnictwie Unii Europejskiej? Otóż według Reuters’a – zarówno we Francji jak i Niemczech tegoroczne zbiory zbóż zapowiadają się rewelacyjnie. Z szacunkowych danych niemieckiego stowarzyszenia spółdzielni rolniczych wynika, iż w bieżącym sezonie 2009/2010 w Niemczech, zbiory zbóż osiągną rekordowy poziom 50,6 mln ton (+1,6% r/r), w tym pszenicy ozimej 26,3 mln ton i jęczmienia ozimego 10,1 mln ton. Natomiast we Francji zapowiadają się zbiory wyższe od prognozowanych. Według agencji analitycznej Agritel – zbiory zbóż w tym kraju mogą przekroczą 38 mln ton, na skutek bardzo wysokich plonów na średnim poziomie 7,8 t/ha (+5,8% r/r). Choć informacje o wielkości produkcji w krajach największych producentów zbóż w UE, nadal stanowią szacunek – jednakże wskazują, iż podaż ziarna w bieżącym sezonie na rynku wspólnotowym może okazać się wyższa od oczekiwanej. Już dziś dane te znajdują odzwierciedlenie w oczekiwaniach uczestników rynków (z danych Banku BEŻ).

Gorszy eksport mięsa 

   Gorsze wyniki odnotowują eksporterzy unijni w sprzedaży mięsa. Już teraz wiadomo, że w UE – według danych Komisji Europejskiej, w pierwszych pięciu miesiącach bieżącego roku,wyeksportowano 521 tys. ton mięsa wieprzowego surowego i przetworzonego oraz żywych zwierząt w ekwiwalencie tuszy. To o 112 tys. ton mniej (18 proc.) niż w tym samym okresie w ubiegłym roku – piszą analitycy Banku BGŻ. Największy spadek zanotowano w eksporcie mrożonej wieprzowiny. Mocno obniżył się również eksport mniej znaczących towarów, jak np. tłuszczu wieprzowego i przetworów wieprzowych. I, co interesujące – zwiększył się natomiast eksport żywych zwierząt, świeżego mięsa i kiełbas. Ponad 2/3 całego wolumenu eksportu kierowane jest do Rosji, Chin, Hong-Kongu, Japonii i Ukrainy.

Będzie import zboża?
   Nie trzeba być wybitnym znawcą zagadnień rynkowych, by wysnuć w miarę trafne prognozy rynku zbożowego w Polsce w bieżącym sezonie 2009/2010. Wydaje się zatem, że będzie wielu importerów ziarna w przypadku wystąpienia braków rynkowych w Polsce. A to jeszcze bardziej obniży poziom cen polskiego ziarna i oczywiście pogorszy sytuację finansową polskich rolników. Trudno prognozować w tej sytuacji, jakie będą ceny podstawowych produktów spożywczych, np. chleba,mleka, mięsa. Choć już we wcześniejszych miesiącach były zapowiedzi, że w tym roku wzrosną ceny podstawowych artykułów spożywczych.

   W konkluzji do tematyki naszego rolnictwa, zwłaszcza w kontekście tegorocznych zbiorów, które niekorzystnie wypadają w szacunkach na początku kampanii, można by przytoczyć słowa
Stanisława Lema – poety, satyryka i aforysty, który powiedział: „Przyroda postąpiła z nami jak łotr…” I, parafrazując dalszą część myśli satyryka – im bardziej w życiu zaczyna się nam darzyć, tym bliżej mamy do dna gospodarczego, czyli do jamy. Ale cóż, jak wiadomo – nie ma nic złego, co by na dobre nie wyszło.
 
20 sierpnia 2009                           Stanisław Cybruch

Kategorie: 





Barwy demokracji



Motto:

Demokracja jest najgorszym
z możliwych ustrojów,
bowiem są to rządy hien nad osłami.

(Arystoteles)
   Rząd Donalda Tuska, od jakiegoś czasu usilnie poszukuje pieniędzy, gdzie tylko się da. A wszystko to pod hasłami deficytu budżetowego. Tnie wydatki w resortach i oszczędza na płacach urzędników państwowych. W rezultacie policja nie ma potrzebnych środków na zakup paliwa, wojsku brakuje nowoczesnego sprzętu i wyposażenia, żołnierze na misjach muszą radzić sobie we własnym zakresie w brakującym zaopatrzeniu. Nie ma pieniędzy dla nauczycieli, pielęgniarek, lekarzy. Rząd zlikwidował nawet Rezerwę Solidarności Społecznej i zamroził progi dochodowe uprawniające do pomocy społecznej. W sierpniu zamrozi również progi uprawniające do świadczeń rodzinnych, a w połowie lipca – na wniosek rządu – posłowie zmniejszyli tegoroczne wydatki na świadczenia rodzinne o 2,3 mld zł. Mimo różnych zabiegów oszczędnościowych – wciąż brakuje pieniędzy na pokrycie braków w budżecie państwa.
Czy to prawda?
   Czy to jednak pełna prawda? Według księdza Józefa Tischnera są, bowiem trzy prawdy, w tym święta prawda i gówno prawda. I coś w tym jest niezwykle prawdziwego. W każdym razie zabiegi premiera o gorączkowym szukaniu brakujących środków dla budżetu i cięcia w resortach, a nawet zapowiedź drastycznej redukcji kadr w służbach państwowych o blisko 32 tys. osób – kłócą się i nie mają argumentów w tłumaczeniu, co najmniej dwóch sprzecznych faktów. 12 sierpnia br. Rzeczpospolita.PL, w artykule „Świętym krowom budżetu – podwyżki się należą” – pisze: Premier zabrał pieniądze najwyższym urzędnikom i parlamentarzystom, ale na wzrost wynagrodzeń pracowników tzw. świętych krów, czyli państwowych  instytucji, które same ustalają sobie limit wydatków, nie ma wpływu. 11,4 proc. skoczyły wynagrodzenia w budżetówce w I kw. 2009 r. wobec poziomu sprzed roku.
   Ale to nie wszystko. Kiedy wszyscy w budżetówce oszczędzają… – Nie wszyscy. Są wyjątki: IPN, NIK, Sąd Najwyższy, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji – podniosły  pensje o około 4 proc. Wprawdzie 4 proc. to przecież malutko, bo zaledwie 200 zł na osobę miesięcznie. Ale w skali budżetu – dużo; łącznie „podwyżki miały pochłonąć prawie 2,4 mld zł” – podaje Rzeczpospolita.PL. O 6,2 proc. wzrosły płace w firmach państwowych w I kw. 2009 r., w porównaniu z podobnym okresem sprzed roku.
   I jeszcze jeden kwiatek, czyli drugi wyjątek zasady oszczędzania w budżecie państwa. 14 sierpnia br. Dziennik.PL, powołując się na „Super Express” – wytyka premierowi, że nie ma pieniędzy dla strajkujących pielęgniarek – za to znalazł je na wyremontowanie mola w rządowym ośrodku w Łańsku pod Olsztynkiem. Koszt? Nawet pół miliona złotych. „Z naszych podatków (Kancelaria Premiera – red.) rozbuduje i wyremontuje molo w ekskluzywnym rządowym ośrodku. Koszt udogodnień dla resortowych ważniaków będzie niebagatelny i wyniesie ok. 500 tys. zł!” – pisze „Super Express„.
   Gazeta przypomina premierowi Tuskowi jego wcześniejsze słowa: – „Będę chciał jak najszybciej, a to oznacza pracę w najbliższych dniach i tygodniach, nie latach – doprowadzić do decyzji uszczuplających niepotrzebne przywileje. [...] Ośrodki wypoczynkowe i wczasowe będące w dyspozycji rządu, będą prywatyzowane tak szybko, jak to tylko możliwe” – zapowiadał w chwilę po wyborze na premiera. I co – dotrzymał słowa? Minęły od tego czasu prawie dwa lata, niewiele się zmieniło. „SE” przypomina, że w posiadaniu rządu nadal znajduje się kilkadziesiąt ośrodków wczasowych, do których – jak wyliczył tygodnik „Przegląd” – co roku wszyscy podatnicy dokładają ok. 30 mln zł. (Dz.PL).
Administracja to służba

   Administracja publiczna (służba społeczeństwu) to inaczej służba społeczeństwu, to tacy urzędnicy, którzy powinni służyć (zarządzać) – w imieniu i dla dobra (zbiorowego) społeczeństwa. A czy tak jest w praktyce? Czy urzędnicy administracji publicznej zawsze pamiętają o swojej roli (misji) społecznej? Czy na co dzień zachowują się w urzędach wobec nas – petentów, należycie, kulturalnie, z troską i chęcią pomocy? Jak szanują ludzi i jaką wystawiają cenzurkę sobie i innym ze swojej partii?
   Jest jeszcze i taka kategoria służby administracyjnej – służba państwowa. To urzędnicy, którzy cechują się wysokimi kwalifikacjami zawodowymi, dużym doświadczeniem i głęboką wiedzą fachową. Po uprzednim złożeniu egzaminu i uzyskaniu świadectwa kwalifikacji do pełnienia ważnych stanowisk, mogą pełnić wysokie funkcje państwowe w urzędach administracji podległej rządowi. Są też funkcjonariusze służby administracyjnej niższego rzędu oraz funkcjonariusze bezpieczeństwa i porządku publicznego,służby miejskiej, więziennej oraz funkcjonariusze administracji samorządowej itp.
   Te suche charakterystyki funkcjonariuszy różnych służb – cywilnych i mundurowych potrzebne, są po to, aby pokazać ich rolę w teorii i praktyce. Oto kilka przykładów ich działania w kontaktach z ludźmi.
Kiepskie przykłady
   Wicepremier Grzegorz Schetyna, na spotkaniu w Rusinowicach (Śląskie) i Radomsku (Łódzkie), powiedział wprawdzie łagodnym tonem, ale jego słowa zabrzmiały dość szorstko a dla niektórych arogancko: – „Tutaj nie ma żadnej polityki, są potrzeby budżetu. Firmy państwowe – tu chcę powiedzieć zupełnie wprost – to nie jest własność związków zawodowych, tylko własność całego kraju, całego narodu, wszystkich nas, wszystkich obywateli” – mówił dziennikarzom, pytającym go o groźbę związkowych protestów w miedziowej spółce KGHM wobec planów prywatyzacyjnych rządu (PAP).
   Wicemarszałek Sejmu, Stefan Niesiołowski, znany z ciętego języka krytykant polityczny – powiedział dziennikarzom, m.in. ostro, dobitnie i wymownie – negatywnie i podobno obraźliwie, o prezydencie Lechu Kaczyńskim: „Mały, zakompleksiony człowiek”; „Niech Kaczyński leci do Juraty i nie wraca”; „Ważne, by Kaczyński nie był prezydentem” (Dziennik.PL 06.08.09). Polityk PO Niesiołowski zaznacza – pisze Dz.PL, że zrobi wszystko, by doprowadzić do tego, aby – jego zdaniem – ta najgorsza prezydentura dobiegła końca.
   Jeśli przyjąć, że z takich wypowiedzi i publicznych zachowań polityków z tzw. góry, my na dole mamy brać  przykłady – to nie dziwmy się, że tu na dole różni funkcjonariusze biorą biorą właśnie z nich przykład. Podobno w demokracji wszystko wolno, nawet lekceważyć i znieważać ludzi, siedząc za biurkiem w urzędzie. Czy jednak na pewno?

   Gazeta Pomorska pisała na początku sierpnia, że pani Anna z Włocławka, oczekując na przelew zasiłku z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej – zniecierpliwiona przedłużającą się zwłoką przesyłki – postanowiła pójść ponownie do Urzędu (a była już w tej sprawie w lipcu). Kiedy przyszła – usłyszała od urzędniczki: Pani nie żyje od 10 lat. – Ja? – pyta wielce zaskoczona pani Anna. – Tak. – pada odpowiedź. „W systemie figuruje Pani jako martwa, i to od dziesięciu lat”. Tymczasem na początku lipca urzędnicy MOPS uznali, że pani Anna żyje i przysługuje jej zasiłek. Ostatecznie wyjaśniono sprawę i niesmaczne nieporozumienie zrzucono na elektroniczny system ewidencji ludności Urzędu Miasta. Uwierzono w końcu petentce, że żyje i zasiłek wkrótce ma być wypłacony.

   Równie smutny, jak i przykry obraz funkcjonariusza publicznego pokazuje zachowanie policjanta z Biłgoraja. Policjant podszedł do pobitego człowieka i powiedział bez namysłu: Sam bym ci w ryja walnął! – Dla mnie ty jesteś gnojem, który wypił piwo i pajacuje. O zdarzeniu dowiedzieli się przełożeni policjanta i nakazali sprawdzić, czy funkcjonariusz rzeczywiście zachował się wbrew wszelkim regułom (Dziennik Wschodni).
Demokracja?
   Tych kilka zaledwie drobnych przykładów świadczy dobitnie o wykrzywionych, aroganckich, niegodnych postawach funkcjonariuszy administracji, polityków i zwykłych urzędników różnych szczebli władzy. Ich bezduszność i obojętność wobec petentów, przeciwników politycznych, zwykłych „szaraków” jest bezgraniczna. Podobno to normalny obraz demokracji, w której każdy może pozwalać sobie na wszystko, w każdej sytuacji i w każdym miejscu. Bo jak mawiał słynny polityk brytyjski, Winston Leonard Spencer Churchill (18741965) – demokracja to najgorszy z systemów władzy, tylko, że lepszego nikt nie wymyślił. Bardziej filozoficznie i na wesoło, rzekł kiedyś w czasie rozmowy o osiągnięciach współczesnej techniki, słynny irlandzki dramaturg i prozaik, George Bernard Shaw (18561950): - Teraz, gdy już nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki, pływać pod wodą jak ryby, brakuje nam tylko jednego: nauczyć się żyć na ziemi jak ludzie.
19 sierpnia 2009                                      Stanisław Cybruch
Kategorie:  







Ciepło i chłód uczuć



Motto:

Każdy błąd wcześniej czy później
wyrządzi szkody
i to tym większe, im był większy.

(Arthur Schopenhauer)

   Choć to wciąż sezon ogórkowy, w naszej polityce nie ma przerwy ani spokoju. SLD przymierza się ponoć do Marka Balickiego jako kandydata w wyborach prezydenckich, a PiS – do Zbigniewa Ziobro, gdyby doszło do drugiej tury wyborów (Lech Kaczyński miałby zrezygnować z drugiej tury). Coraz bliżej zmian na Woronicza – zapowiada Rzeczpospolita.PL. P.o. prezesa TVP Piotr Farfał, który wcześniej wątpił w legalność wyboru ośmiu nowych członków rady nadzorczej – skierował niespodzianie wniosek do sądu o ich rejestrację. A to oznacza, że za miesiąc Piotr Farfał pożegna się ze swoim stanowiskiem i w TVP nastanie nowa era układów personalno-politycznych. I jeszcze jedna bomba w polityce. „Newsweek” (17.08.09), w artykule „Kim jest głowa naszej głowy” – pisze, że Małgorzata Bochenek, prezydencka minister od specsłużb i ponoć femme fatale kancelarii, mogła być sprężyną nakręcającą działania personalne i to właśnie z jej powodu, według gazety, mógł wylecieć Piotr Kownacki, który między wierszami w wywiadzie dla „Dziennika”, miał przemycić krytykę prezydenta i jego głowy.
Awantura w armii
   Prawdziwa awantura rozgorzała wśród wojskowych i służb cywilnych zarządzających wojskiem. Czara złości rozlała się po śmierci kpt. Daniela Ambrozińskiego, który niedawno tragicznie zginął na wojnie w Afganistanie. Wysocy rangą oficerowie zaczęli gromko i odważnie wołać o pomoc w dozbrojeniu działającego tam – naszego wojska – w lepszy,nowocześniejszy sprzęt. Z niespodziewaną wizytą wyruszył do Afganistanu premier Donald Tusk. Przyleciał do bazy w Ghazni, by w dniu Święta Wojska Polskiego, odwiedzić polskich żołnierzy. Skrytykował tych, którzy po ostatnich wydarzeniach w Adżiristanie poddawali w wątpliwość profesjonalizm Polaków i obiecał żołnierzom w Afganistanie pomoc – piszą PAP i Gazeta.PL. Na spotkaniu z żołnierzami powiedział: „Składam dzisiaj hołd pamięci kapitana Daniela Ambrozińskiego. Chylę nisko czoło przed poświęceniem, bohaterstwem i odwagą wszystkich polskich żołnierzy w Afganistanie i na innych misjach. Chciałem Wam bardzo podziękować w imieniu wszystkich Polaków za to, co robiliście w ostatnich dniach” – odnotował Dziennik.PL.
   Ważniejsze jednak jest chyba to, co powiedział w wywiadzie dla Dziennika.PL, dowódca wojsk lądowych, generał Waldemar Skrzypczak. W ostrych słowach nie ukrywa on, że polska armia w Afganistanie nie ma dobrego sprzętu i oskarża odpowiedzialnych (w domyśle MON –przyp. S.C.), że o wyposażeniu decydują urzędnicy, którzy wojnę znają tylko z filmów. - To my, generałowie – mówi gen. W.Skrzypczak – jesteśmy odpowiedzialni za to, jakie żołnierze mają wyposażenie na wojnie. My prosimy o broń, ale prośby toną w procedurach biurokratycznych. Walczymy nieustannie od trzech lato bezzałogowe samoloty rozpoznawcze, śmigłowce i ich uzbrojenie. Rozumiem, że jest kryzys. Jednak wcześniej, gdy były pieniądze, nie kupiono tego, co trzeba. To, co było pilną potrzebą operacyjną, nie dotarło na front, bo pieniądze poszły, na co innego. Dziwne, że kupuje się sanitarki, których w jednostkach mamy pod dostatkiem. Idzie pełną parą rozdmuchany program zakupu mostów dla wojsk lądowych. Tymczasem śmigłowców, których potrzebujemy, nie ma. Gen.Skrzypczak przepowiada: Prawdziwy problem zrodzi się w drugiej połowie 2010 roku. Nie wyjaśnia jednak, jaki to będzie problem.
   Wczoraj gen. Skrzypczak, trzykrotnie wzywany na dywanik do przełożonych za krytykę biuralistów MON – oddał się do dyspozycji prezydenta.
   Zapytajmy,więc: Czy musi u nas – jak to zwykle bywa – najpierw wydarzyć się tragiczny  wypadek i dopiero wtedy decydenci budzą się i, machając rękami, zapewniają o konieczności zapobiegania tragediom? Znajdują wówczas niezbędne środki materialne i sposoby przeciwdziałania nieszczęściom. Znajdują szczere chęci i siły w pokonaniu przeszkód. Są niezwykle wylewni w demonstrowaniu swoich uczuć. W wyrażaniu współczucia rodzinom i w ogóle ludziom. Czy tak powinno być?
Meduza miesza w oceanie
   Podczas, gdy w politycznym kotle gotuje się i miesza – także w przyrodzie panuje ogromny ruch. Jedne gatunki roślin i zwierząt giną (podobno 15-25 dziennie), inne nowe – są odkrywane. Oto na Filipinach, na wysokości 1600 m nad poziomem morza, naukowcy dotarli do nieznanej dotąd zielonej rośliny olbrzyma w kształcie dzbana, która żywi się mięsem i może pożerać nawet szczury. W minionych 10. latach odkryto na świecie, głównie w Azji, 353 gatunki nieznanych dotąd zwierząt (wśród nich latającą żabę) i 242 nieznane gatunki roślin, wśród nich kwiat zmieniający kolory. Prowadzone są też prace nad ratowaniem niektórych ginących gatunków, m.in. lemurów na Madagaskarze.
   Ale żyją na świecie gatunki, które – jako się rzekło – całkiem nieźle mieszają wżyciu przyrody. Podobno zwierzęta pomagają w powstawaniu chłodnych i ciepłych prądów morskich. Czy to możliwe? – pyta Gazeta.PL (2009-08-05). I odpowiada: – szczególnie mało prawdopodobne wydaje się, by jakiś wpływ na ogromne oceany miał drobniutki zooplankton. A jednak… „Jak mało wiemy z tego, co można wiedzieć” – pisze Ernest Hemingway w powieści „Komu bije dzwon”… Morze zrobiło się oleiste jak zmrożona wódka. Gęste, długie fale bujały statkiem. Horyzont błyszczał bielą. Na wodzie – nieoczekiwanie bardzo przejrzystej – pojawiła się kra. Coraz więcej kry. Potem białe górki i niebieskawe tafle lodowe. Na niebo wypłynęła mgła, od zachodu podświetlana przez słońce. Było pięknie. Jak w bajce. Ale na mostku zrobiło się nerwowo. Statek badawczy Instytutu Oceanologii PAN r/v „Oceania” nie jest przystosowany do przebijania się przez pola lodowe. Byliśmy na zachodnim przyczółku lodowatego Morza Barentsa (Gazeta.PL).
Ocean grzeje, powietrze ziębi
   - Zimą to jedno z miejsc, w którym płynąca tu z Oceanu Atlantyckiego woda oddaje Arktyce ciepło tropików – wytłumaczył mi dr Waldemar Walczowski, kierownik naukowy wyprawy „Oceanią” do Mórz Nordyckich (Gazeta.PL).
Według naukowców, Daleka Północ wpływa na klimat całej naszej półkuli. Z jednej strony to gigantyczna chłodziarka – Ocean Arktyczny ciągle jest pokryty białą skorupą lodową, która odbija prawie całe promieniowanie słoneczne (jej zasięg systematycznie się zmniejsza i uczeni szacują, że któregoś lata, najpóźniej w 2030 r., zniknie). Z drugiej jednak strony Arktyka także nas grzeje – powierzchniowe ciepłe prądy oceaniczne płynące z okolic równika właśnie tu uwalniają do atmosfery gigantyczne ilości energii – odnotowuje „Gazeta.PL”.
   Jaki udział mają zwierzęta w tym wielkim mieszaniu się lodowatych i ciepłych wód oceanu i ogrzewaniu powietrza oraz kształtowaniu klimatu na naszej półkuli – wciąż pracują nad tym naukowcy. Czy zdążą rozszyfrować wszystkie tajniki tej łamigłówki przyrodniczej, nim znikną w wodach Oceanu Arktycznego lodowe czapy białej skorupy Dalekiej Północy?
18 sierpnia 2009                                            Stanisław Cybruch






Kategorie: 
 

Skąd ten śmiech?


Motto: 

Śmiech kosztuje mniej od elektryczności,
a daje więcej światła.
(Archibald J. Cronin)

   Skąd mamy śmiech? Pytanie to powinno raczej brzmieć: skąd się bierze śmiech. Każdy psycholog powie bez namysłu, że śmiech powstaje w centralnym układzie nerwowym. Jest spontaniczną reakcją układu nerwowego, niezależną od naszej woli lub działania. 

Z czego najczęściej się śmiejemy? Z dowcipu, żartu i szyderstwa, gdy chcemy komuś dopiec, czyli zrobić przykrość, a nawet z byle czego. Młodzież śmieje się na zawołanie, po prostu ma śmiech na wierzchu, tj. pod „czachą”. Śmieje się, więc z innych kolegów/koleżanek, z siostry, brata, przechodnia na ulicy itp. Starsi natomiast – z polityki i polityków, absurdów codziennego życia, teściowej, blondynki, policjanta. 

Ale starsi, nim zaczną się śmiać, wpierw zastanawiają się, z czego warto i kiedy. Zwykle śmieją się z żartów w programach telewizyjnych lub radiowych, ale także w wolnej chwili – z żartów opowiadanych w pracy. Nawet z takich, jak ten: Blondynka jedzie windą, nagle wsiada do windy jakiś facet i pyta:
- Na drugie?
- Magdalena…


   Najczęściej i najwięcej śmiechu mają ludzie w okresie wolnym od pracy – w wakacje. Z jednej strony można to tłumaczyć okazją, bo bywają na wakacyjnych występach różnych kabaretów, a z drugiej, bo mają dużo swobody, luzu, spokoju – mogą w ten sposób odreagować narosły przez rok w trakcie codziennych obowiązków zawodowych i prywatnych – stres.

Letnie występy kabaretów gromadzą, więc tłumy, i to zarówno na widowiskach kabaretów terenie, jak też przed telewizorami – pisze, m.in. Rzeczpospolita.PL (13-08-2009), akcentując, że występy kabaretów latem plasują się w pierwszej dziesiątce najchętniej oglądanych programów telewizyjnych w danym tygodniu.

Tak to wynika z danych specjalistycznej firmy AGB Nielsen Media Research, która bada oglądalność na blisko 4-tys. grupie Polaków powyżej czwartego roku życia. Wielkość widowni jest ustalana na podstawie liczby osób oglądających dany program od początku do końca. A tę wielkość określa, m.in. Portal Bilety nakabarety.pl, jako najważniejszy kanał dystrybucji biletów na występy grup kabaretowych.

   Przeglądy kabaretowe w wakacyjnych ramówkach telewizyjnych wygrywają z gwiazdami piosenki i kultowymi filmami. Są oglądane chętniej niż kultowe polskie komedie i zawsze trafiają do czołowej dziesiątki  najpopularniejszych programów tygodnia, publikowanych przez AGB Nielsen Media Research (rzeczpospolita.rp). Inaczej jest w ciągu roku. 

Z danych TNS OBOP wynika, że, np. sobotnie pasmo kabaretowe TVP 2, od stycznia do czerwca gromadziło średnio ok. 2,5 mln widzów, co plasowało je poniżej średniej oglądalności TVP 2 w godzinach wieczornych – mówi Daniel Jabłoński, p.o.rzecznika TVP.

Co daje śmiech

   ”Śmiech to zdrowie”. Hasło to zna każdy, ale nie każdy wierzy w moc zbawczą i zdrowotną śmiechu. Tymczasem badania naukowe i obserwacje dowodzą, że śmiech doskonale reguluje nasze samopoczucie, oczyszcza psychikę i rozładowuje napięcie. Poprawia też krwiobieg, przyspiesza bicie serca i krążenie krwi, a więc zapewnia nam zwiększoną dawkę tlenu, no i pobudza do ruchu mięśnie brzucha i twarzy. Z uśmiechem, proszę przyjąć taki oto żart:
- Co się pan tak pchasz na chama!
- A bo to człowiek wie, na kogo się pcha?…

 
   Amerykańscy naukowcy wykazali na podstawie badań, że odpowiednia (przyzwoita) dzienna dawka śmiechu, może dać efekty porównywalne z oddziaływaniem na system sercowo-naczyniowy ćwiczeń fizycznych – mówi kierujący badaniami dr Michael Miller z uniwersytetu w Marylandzie. Zastrzega on jednak, że nie uważa, iż należy gimnastykę zastępować śmiechem, ale śmiać się trzeba często. „Trzydzieści minut ćwiczeń trzy razy w tygodniu i 15 minut śmiechu dziennie – w sposób zasadniczy poprawią stan waszego zdrowia i systemu krwionośnego” – zaznacza dr Miller.
 
   Z tych właśnie powodów – medycznych,działają w różnych krajach świata, także w Polsce, ośrodki leczenia śmiechem. Podczas śmiechu, w organizmie zwiększa się wydzielanie endorfin, określanych jako hormony szczęścia. Łagodzą one takie dolegliwości jak bóle zębów, głowy i mięśni. Śmiech wzmacnia układ odpornościowy i ciśnieniowo-sercowy organizmu, działa również odmładzająco, zwiększa pewność siebie i pomaga w walce z depresjami, lękami i dolegliwościami psychosomatycznymi. 

– Depresja, której często towarzyszy niezdrowy tryb życia – nikotynizm, nadużywanie alkoholu i lekarstw – podnosi ryzyko zgonu z powodu choroby serca o 44 proc. – przypomina dr Wein Jiang z uniwersytetu w Karolinie Północnej, który prowadził badania wśród tysiąca osób po ataku serca.
 
   Nic dziwnego, że w USA i Europie Zachodniej, pracodawcy coraz częściej organizują dla pracowników kursy rozwijające poczucie humoru, bo jak się okazuje uśmiech i poczucie humoru pomagają w zdobywaniu klientów. Śmiech integruje społeczeństwo pracownicze ze sobą i ułatwia przełamywanie granic językowych, religijnych, rasowych oraz zmniejsza nieśmiałość i sprzyja sukcesowi. 

Ludzie z poczuciem humoru są bardziej kreatywni, mają lepsze relacje z innymi osobami w pracy. Śmiejmy się, zatem jak najczęściej, korzystajmy ze śmiechu i uśmiechu przy każdej okazji. Ale, uwaga!!! Nie polecamy śmiechu podczas jedzenia (grozi to zachłyśnięciem), a saperom nie polecamy śmiać się podczas rozbrajania miny. Można uśmiechnąć się przy tym dowcipie: Przychodzi Gosiewski do sklepu i męczy się z otwarciem drzwi. Gdy w końcu otworzył, sprzedawczyni pyta: - Czemu pan tak długo otwierał? – przecież jest napis: Ciągnąć.
- Tak, ale nie pisze, w którą stronę.

 
Śmiech zwierząt


   Śmieją się ludzie, ale i zwierzęta. Karol Darwin (właściwie Charles Robert Darwin1809-1882), w oparciu o badania dowodził, że także zwierzęta czują i przeżywają. Psy się śmieją, krowy martwią, a wielkie słonie płaczą po swojemu. Potwierdzili to: Jeffrey Moussaieff Masson – w książce „Kiedy słonie płaczą” i Mary Douglas w „Wybranych szkicach antropologicznych”. Natomiast Erich Fromm sądził, że „ich przywiązanie do człowieka jest w głównej mierze wynikiem zespołu instynktów”, a człowiek „wynurzył się z królestwa zwierząt, ze sfery instynktownego przystosowania, ma transcendentną naturę i może posuwać się naprzód jedynie rozwijając swój rozum, znajdując nową harmonię”. Z najnowszych badań wiadomo, że zwierzęta – podobnie jak ludzie – też mają „swój rozum” i posługują się własnymi językami, a raczej kodami informacyjnymi. 

   Tak, więc nasze zwierzęta potrafią intensywnie wyrażać uczucia zadowolenia i radości. Mistrzem jest pies, który potrafi nie tylko śmiać się, ale i zsikać ze szczęścia na widok właściciela. Trzeba być zupełnie wypranym z ludzkich uczuć, by nie dostrzegać i nie zachwycić się tym, że psy potrafią wyrażać uczucia tak intensywnie, jak żaden z homo sapiens. Trzeba być wyzutym z wyższych uczuć, które odróżniają hominidów od świata zwierząt, by porzucać psa na niepewny los w rowie lub lesie. Najczęściej ci, którzy bestialsko porzucają swoje domowe zwierzaki – narzekają, że świat jest pełen paskudnych ludzi (Jerzy Besala: Czy zwierzęta śmieją się i płaczą?). „Kto jest okrutny w stosunku do zwierząt, ten nie może być dobrym człowiekiem” - Arthur Schopenhauer
 
   Nie pozwólmy nigdy na płacz naszych domowych zwierząt. Dawajmy im zawsze tyle serca, ile one nam dają. Okazujmy im szacunek i prawdziwą miłość. „Jest jeden aspekt, pod którym zwierzęta przewyższają człowieka – ich łagodne, spokojne cieszenie się chwilą obecną” - Arthur Schopenhauer.

17 sierpnia 2009                                     Stanisław Cybruch
Kategorie: 

Jak witać starość


Motto:
Dzieje miłości
On – gotyk, ona – barok,
Renesans zjawi się za rok.

(J.I.Sztaudynger)
   Ten czas nie omija nikogo. Przychodzi sam i daje znać osobie. Okazuje zmiany, jakie niesie i puka do naszej świadomości o chwilę zadumy. Jesteś już inny niż 20 – 30 lat temu. Zwolnij! Pomyśl, gdzie pędzisz.Bądź łaskawy dla siebie i dla dalszej swojej przyszłości… Dla dalszego biegu życia…
   Taki wstęp opowieści może każdy sobie napisać – młody i stary. Młody, bo kiedyś będzie stary. A stary, no cóż – taki jest bieg ludzkiego życia. Nie tylko zresztą ludzkiego – w przyrodzie wszystko ulega starzeniu i nie ma, niestety od tego ucieczki. Ludziom młodym wydaje się, że wiecznie będą młodzi, i nawet bywa – nie lubią starych. Dają czasem to do zrozumienia, dzieci swoim rodzicom. Ten fakt, zgrabnie uwiecznił w swojej fraszce, J.I. Sztaudynger:
Coraz jesteśmy ozdobniejsi…
Złoci, srebrni,
I na tym świecie
Coraz mniej – potrzebni.

   Tymczasem starzy, dość często wzdychają z nostalgią za młodością i w różnych sytuacjach przywołują powszechnie znane powiedzenie: „Starość nie radość”. Czy słusznie? Przecież można być starym, lecz młodym duchem. Są na to liczne dowody, wzięte wprost z życia. Mój czterdziestokilkuletni syn, uczestnik amatorskich maratonów, miewa w gronie biegaczy ludzi w podeszłym wieku – starszych o 20-30 lat. I wytrzymują bieg do końca, często nawet w lepszym tempie niż wielu młodych.
   Przytoczyć można tu wiele innych przykładów.Oto dwoje starszych wiekiem ludzi, byłych znanych w świecie sportowców – Anne Abernathy (52 lata) z Wysp Dziewiczych i Scott Baird (54 lat) z USA – brali niedawno udział w zimowych igrzyskach olimpijskich w Turynie; ona w saneczkarstwie, on w curlingu. Im właśnie i wielu ludziom w podeszłym wieku,pasuje znakomicie powiedzenie: „Starzy, ale jarzy”. Oni też stali się dla swych młodych kolegów sportowców i w ogóle dla młodych i starszych,prawdziwą inspiracją i motywacją do dalszego działania, nawet po pięćdziesiątce.
Z badań naukowych

   Słynny francuski pisarz Honoré de Balzac (Honoriusz Balzak 1799–1850), pisał w swych powieściach o 30-letnich kobietach, jako o starych. O, jeszcze nie tak dawno, bo niewiele ponad 70 lat temu, 40-latków uważano u nas za osoby stare. Dziś jest inaczej. Świat się zmienia, medycyna zrobiła ogromne postępy i ludzkie życie zostało bardzo mocno wydłużone. 60-latkowie i starsi, wyglądają na całkiem żwawych i młodych duchem.Nie myślą zupełnie o minionym czasie. Żyją dniem dzisiejszym i jutrzejszym.
   Z badań naukowych wynika, że starość nie musi być kulą u nogi ani powodem do nieszczęść. PAP donosi: Wraz z upływem lat stajemy się coraz bardziej szczęśliwi – przekonują amerykańscy naukowcy, podając w wątpliwość często powtarzane stwierdzenie „starość nie radość”. Pomimo osamotnienia ludzi w podeszłym wieku, obaw związanych ze zdrowiem i utrzymaniem – ludzie starsi potrafią bardziej cieszyć się życiem niż ludzie młodzi. W trakcie badań naukowych, prowadzonych wśród osób w wieku 18-90 lat, zespół psychologów amerykańskich zaobserwował, że osoby starsze znacznie rzadziej miewały załamania nastroju niż młode, były bardziej odporne na krytykę i lepiej panowały nad swoimi emocjami.
   Z badań wysnuli wniosek, że emocje i starzenie się, nie mają związku z wiekiem. Zdrowie psychiczne seniorów, z wyjątkiem osób cierpiących na demencję i narażonych na długotrwały stres, jest zazwyczaj o wiele lepsze niż osób młodszych. Zdaniem naukowców, ma to związek z tym, że osoby starsze potrafią unikać sytuacji, które wywołują smutek lub stres.
   - Ludzie starsi są bardziej świadomi, że mają coraz mniej czasu i dlatego chcą wykorzystać go jak najlepiej. Dzięki dużemu doświadczeniu nauczyli się rozumieć intencje innych, mogą uniknąć wielu stresujących sytuacji – wyjaśnia autorka badań dr Susan Turk Charles z Uniwersytetu Kalifornijskiego.
   Natomiast dr Laury Carstensen z Uniwersytetu Stanforda, radzi: Młodzi ludzie powinni jak najwcześniej myśleć o tym, jak może wyglądać ich starość. Ważne jest przede wszystkim pozytywne nastawienie do życia i starości oraz troska o swoje zdrowie. Dr Laury Carstensen uzupełnia jeszcze: Z wielu niezależnych badań wynika, że nawet jeden dodatkowy rok kształcenia się, może wydłużyć życie o więcej niż rok.
Kiedy koniec młodości

   Kiedy kończy się młodość i zaczyna starość? Takie pytania zadają sobie ludzie w różnym wieku, rzadko młodzi.Tymczasem starzenie się ma swoje początki już po 20. roku życia. A według badań CBOS młodość kończy się w wieku 35 lat i 3 miesięcy, zaś starość zaczyna się w wieku 61 lat i 8 miesięcy; pomiędzy nimi jest tzw. wiek średni. Dobitnie ustawia cezurę starości Jan Izydor Sztaudynger. Jego „Miara czasu” głosi: Któż by wiedział, że czas leci,
Gdyby nie lustro, i – gdyby nie dzieci.


   Wyznaczanie granic etapów życia, w pewnym stopniu zależy od wieku badanych. Inaczej je widzą młodzi, a inaczej starsi. Zupełnie odmiennie natomiast mężczyźni, niż kobiety. Kobiety wyznaczają obie te granice na późniejszy czas niż mężczyźni. W opinii mężczyzn, młodość kończy się przeciętnie w wieku 34 lat i 6 miesięcy, a według kobiet – w wieku 35 lat i 11 miesięcy, czyli o prawie półtora roku później. Natomiast próg starości – mężczyźni wyznaczają na 61 rok życia, a kobiety – na 62 lata i dwa miesiące, czyli o ponad rok później.

   Pytając kobiety, kiedy dojdą do wniosku, że zaczęły się starzeć: „Czy wraz z nadejściem menopauzy, czy może,kiedy uznają, że ta spódnica jest w tym wieku za krótka” – słyszymy całkiem proste odpowiedzi. – Gdyby starość faktycznie zależała od długości spódnicy, to byłaby już bardzo stara… A mężczyźni? Kiedy u mężczyzn zaczyna się starość? Czy od momentu, kiedy mają wieczorem do wyboru dwie opcje – wybierają tę, dzięki, której będą szybciej w domu? O nie, stop! U mężczyzn jest zupełnie inaczej. Niech posłużę się znowu słynnym satyrykiem  i fraszko-pisarzem, Sztaudyngerem. „Bądź wola twoja” – powiada mistrz:
Już czeka na to Bóg,
Bym pył otrzepał z nóg,
Lecz kusi tyle dróg…
Jakżebym ustać mógł?

   W korekcie znanego przysłowia „starość nie radość” – mistrz pióra i skrótu myślowego – uzupełnia swoje widzenie starości:
Starość – nie młodość – musi się wyszumieć,
Bo aby szumieć – trzeba mieć i… – umieć.


16 sierpnia 2009                                          Stanisław Cybruch

Kategorie: 
 

Taka natura


 Motto:
Gdy piękne dziewczę 
Wzrokiem pieszczę -
Wierzcie, nie wierzcie - 
W portkach się nie mieszczę.  (J.I.Sztaudynger)
Wypoczynek nad wodą ma wiele zalet. O tym wie każdy. Szczególnie cenny dla zdrowia jest letni pobyt nad morzem. Wiadomo: plaża, pisk mew, szum fal i miły powiew wiatru…Bryza – wiatr wiejący na wybrzeżu - przyjemnie muska (pieści) naszą twarz (ciało), niosąc orzeźwienie i miłe, zdrowe odczucia powstające w wyniku smagania cząsteczek soli morskiej. Jakąż radość niosą spacery nadmorską plażą, po której ciągną zastępy kolorowych pań w strojach bikini… A panowie zdychając, opisują swoje wrażenia mniej więcej tak: Kiedy przechodzi ładna dziewczyna,
Zaraz mi Amor łuk napina.
Latem, więc rzesze Polaków ciągną tabunami nad polski Bałtyk. Czyste powietrze, cisza, słońce, rozległe plaże, piękne kurorty oraz parki narodowe i krajobrazowe – wszystko to ma wielką moc przyciągającą. Przyciągają swoim urokiem: Świnoujście, Międzyzdroje, Pobierowo, Trzęsacz, Dziwnów, Kamień Pomorski, Rewal, Sopot, Darłowo, Jastrzębia Góra i inne miejscowości.
Jak korzystamy z plaży i jak zachowujemy się na niej? Temat ten zainteresował naukowców z Instytutu Oceanologii PAN. w Sopocie. Zainteresował nie od dziś. Przyglądają się oni nam od iluś lat i badają nasze zachowania. Plażowicze w badaniach deklarują potrzebę izolacji i intymności. Uwielbiają podobno ciszę, kontakt z naturą nieskażoną „muzyką” z głośników i piwem w plastikowych kubkach. Niestety, nie potwierdziły tego wyniki obserwacji naukowców.
– Polacy gromadzą się na plaży w gęstych skupiskach, nie dalej niż 200 m od najbliższego zejścia nad morze – mówi prof. Jan Marcin Węsławski, z Instytutu Oceanologii. Widać, w tłoku, ale z infrastrukturą plażową, lubimy wylegiwać się i w taki sposób wypoczywać. – Jesteśmy w tym podobni do Niemców i czarnoskórych mieszkańców RPA. Im też nie chce się iść po gorącym piasku, by znaleźć spokój w odosobnieniu.
Jak wypoczywamy

Jak wypoczywają mężczyźni a jak kobiety? Otóż Polki, podczas pobytu nad morzem, najchętniej wypoczywają, leżąc (65 proc.), panowie zaś wolą poświęcać czas sportom wodnym, spacerom po plaży, no i niewinnym spojrzeniom na rozpalone słońcem ciała kobiet. Spacery nad wodą, zdaniem naukowców, są kluczową – i jedyną pozytywną – rolą człowieka w całym systemie plażowej fauny i flory. Chodzący po piasku ludzie, robią na 1 m. kwadratowym plaży w Sopocie, ok. 3000 stąpnięć dziennie i skutecznie rozdrabniają szczątki roślin i odpadki. Słynny nasz satyryk, J.I.Sztaudynger, widziałby to tak:

Często trwalszy ślad na piasku
Niż życie pełne blasku.
Najbardziej boimy się – jak wynika z badań Instytutu Oceanologii – plażowych śmieci, szkła i ostrych przedmiotów (75 proc.). Pływające w wodzie glony przeszkadzają tylko 35 proc. pytanych. Ale nie musimy się bać na polskim wybrzeżu – much składających jaja pod skórą, ani żadnych niebezpiecznych zwierząt. Są jednak, zdaniem naukowców, poważne zagrożenia, o których nie pamiętamy albo i nie wiemy. Najgroźniejsze dla naszego zdrowia są na plaży ludzkie zanieczyszczenia. Człowiek nie zarazi się ani chorobą ryb, ani innych zwierząt, natomiast ludzkimi mikrobami – prawie zawsze. Najwięcej szkód wyrządzają bakterie fekalne typu coli, paciorkowce i pałeczki salmonelli. Warto też wiedzieć, że większość bakterii, istniejących na plaży, jest ludziom przyjaznych. To bardzo istotne, zważywszy, że w jednej łyżeczce wody morskiej żyje ich aż 2,5 miliona, a w łyżeczce piasku – 1000 razy więcej!
Niebezpieczeństwa czyhają
Inne niebezpieczeństwa to sinice i prądy morskie. Sinice są glonami, które bardzo szybko namnażają się (zakwitają), tworząc na zmętniałej wodzie zielonożółte lub brunatne kożuchy. Po kilku dniach zakwitu – obumierając, wydzielają silne toksyny lub powodują alergie, a na przykład sinica nodularia produkuje substancję uszkadzającą ludzką wątrobę.
Prądy wodne, zwane rozrywającymi – powstają nawet przy niewielkim falowaniu –przestrzega prof. Jan Marcin Węsławski. Mogą one znieść pływaka w głąb morza, nawet, jeśli ten znajduje się blisko brzegu. Mają postać niewielkiej, wartkiej strugi wody od brzegu, której towarzyszy niski poziom wody i niskie fale.Spokojne miejsce w strefie przyboju paradoksalnie może oznaczać duże niebezpieczeństwo. Prof. Węsławski radzi, aby zapamiętać żelazną zasadę: Zawsze płyniemy w poprzek prądu (jest on zwykle wąski), nigdy pod prąd.
Drugim niebezpiecznym prądem morskim jest tzw. upwelling, czyli prąd wstępujący. Ciepłą wodę przy brzegu, nagle zastępuje lodowata, z dna morskiego. Nad powierzchnią wody unosi się wtedy charakterystyczna mgła. To efekt zmiany jej temperatury. Zmiana temperatury wody może spowodować raptowny skurcz mięśni i utonięcie człowieka. Pamiętajmy: Istotnym zagrożeniem dla plażowiczów są materace i dmuchane zabawki, które lekko i przyjemnie potrafią znosić ludzi na pełne morze.
I na koniec ciekawostka. Człowiek plażowicz pojawił się nad morskim brzegiem niecałe 200 lat temu. Wcześniej eksponowanie ciała uważano za gorszące, a kąpiel morską traktowano jako szkodliwą. Wystrzegały się jej zwłaszcza osoby wysoko urodzone. W morzu zanurzano się ewentualnie w celach higienicznych. Kobiety czyniły to w odosobnieniu, szczelnie odziane w długie koszule. 
Moda na rekreacyjne kąpiele przybyła do nas z Francji i Anglii na początku XIX w. Na wybrzeżu wydzielono specjalne obszary do kąpieli, osobne dla mężczyzn i kobiet. Panie starannie chroniły się wówczas przed słońcem i męskim wzrokiem. Pozostałej części plaży strzegła policja, karząc mandatami podglądaczy i żądne wodnych uciech pospólstwo. Dopiero w latach 20. XX wieku, człowiek masowo wkroczył na plaże – koedukacyjnie i sportowo. I tak to nam zostało do dziś.

Czy potrafimy właściwie zachowywać się nad morzem? Czy mamy należny szacunek dla wody, piasku i przyrody nadmorskiej? Czy chcemy pomyśleć, choć przez chwilę, że kiedy powrócimy do domu, to inni po nas chcą zastać czystą plażę i wodę? Czy pomyślimy kiedyś o tym, że morze, plaża, przyroda – powinny służyć nie tylko nam żyjącym, ale także przyszłym pokoleniom?


Cuda przyrodnicze

Rzeczpospolita.PL donosi  o niezwykłych odkryciach przyrodniczych. Oto, w Himalajach – na dachu świata – niespodzianie natrafiono na najmniejszego na świecie jelenia, makaki, latającą żabę i kwiat zmieniający kolory – to tylko niektóre nowe gatunki zwierząt i roślin odkrytych przez naukowców.
Badania prowadzone w latach 1998 – 2008 w górach południowej Azji, przyniosły odkrycie 353 gatunków nieznanych dotąd zwierząt – podaje najnowszy raport opublikowany w Katmandu. Jest wśród nich latająca żaba. Zwierzę to potrafi rozpościerać błony pomiędzy palcami tylnych kończyn, co pozwala jej szybować podczas skakania po gałęziach drzew.
Odkryto też beznogie płazy przypominające dżdżownice. To ważne odkrycie,ponieważ te zwierzęta są rzadkie i słabo poznane. Zaobserwowano również najmniejszego jelenia świata, który ma wysokość 60 – 80 centymetrów. Zamieszkuje lasy wschodniego Myanmaru (dawnej Birmy). Badacze zaobserwowali także nieznany gatunek makaków. To pierwsze małpy odkryte przez naukę od ponad 100 lat, żyjące na wysokości 1600 – 3500 metrów n.p.m., tak wysoko jak żadne inne małpy na świecie.
Uczeni odnaleźli też 242 nieznane gatunki roślin, wśród nich kwiat zmieniający kolory. Odkrycie to zawdzięczają chińskim badaczom, którzy, aby go znaleźć, opuścili się na dno głębokiego wąwozu w Tybecie.

14 sierpnia 2009                                         Stanisław Cybruch

Kategorie: 
 

Surowość ocen


Motto:Sporo można osiągnąć surowością,
więcej przyjaźnią,

a najwięcej wyrozumiałością,
bezstronną sprawiedliwością,
nie wyróżniając nikogo.

(J. W. Goethe)

  
Platforma Obywatelska szła do wyborów 2007, pod sztandarami – prywatyzacja majątku narodowego TAK, ale ostrożnie i rozsądnie. Zapewniała twardo i odważnie, ustami Donalda Tuska, że spółka KGHM nie będzie prywatyzowana. Nie będą też sprzedawane w ręce prywatne inne spółki państwowe o znaczeniu strategicznym. Dziś tego PO nie pamięta, a w każdym razie nie chce pamiętać.

  
Od kilku dni nie znika z mediów tematyka prywatyzacji majątku narodowego. Najpierw rząd postanowił skoczyć na „kasę” KGHM, czyli Polskiej Miedzi. Pozbędzie się też część akcji w kilku równie wielkich, jak i ważnych z punktu widzenia interesów narodowych – spółkach, m.in. w PGE oraz w Tauronie i Lotosie. W tym roku ma zamiar sprywatyzować 15 spółek, a w następnym – kolejnych 39. Minister skarbu Aleksander Grad, podkreśla: Poszukujemy inwestorów, żeby te firmy dobrze funkcjonowały mimokryzysu”. Sprzedaż udziałów Skarbu Państwa w tych 54 spółkach ma przynieść do budżetu – według planów rządowych – prawie 37 mld zł, z czego w bieżącym roku – 11 mld zł.

   Premier Donald Tusk poinformował na konferencji prasowej, że rząd zdecydował, iż sprzeda część udziałów w KGHM (pakiet do 10 proc. akcji), PGE, Tauronie i Lotosie, ale tak, by zachować nad nimi kontrolę. „W 2010 i 2011 r. gwarancja władztwa państwa jest potrzebna” – mówił premier. Można by tu postawić pytanie: a czy w następnych latach – nie? Takiego pytania, niestety, nikt oficjalnie nie postawił. Mogłyby to zrobić związki zawodowe działające w tych firmach, ale one przygotowują coś innego – zadymę protestacyjną.
   Premier Tusk, na konferencji, dodał w uzupełnieniu: Choć jestem gorącym zwolennikiem własności prywatnej, to „po doświadczeniach energetycznych ostatnich miesięcy, elementarna kontrola państwa w obszarach strategicznych, jest konieczna”. A wicepremier Pawlak, biorący udział w konferencji prasowej, wtórując mu – akcentował; „Decyzje są zbalansowane w taki sposób, aby zachować kontrolę i są też elementy zaangażowania obywatelskiego”. Trudno zgadnąć, co miał na myśli, mówiąc o zbalansowaniu i elementach obywatelskich. Wiadomo, że od jakiegoś czasu PSL walczyło o przeforsowanie jednej z form sprzedaży akcji, tj. prywatyzacji pracowniczej. I trzeba przyznać– walczyło skutecznie, bo wywalczyło zgodę premiera Tuska.
   Opozycja, podobnie jak związki zawodowe, jest przeciwna prywatyzacji, czyli sprzedaży spółek Skarbu Państwa. Uważa, bowiem, że teraz, w czasie kryzysu finansowo-gospodarczego, taka decyzja rządu jest nieodpowiedzialna i może być traktowana jako wręcz szkodliwa dla państwa. Natomiast premier, odpiera te argumenty, bo ma przeciwne zdanie, uznając obecną sytuację jako wyjątkowo sprzyjającą podejmowaniu decyzji prywatyzacyjnych, i mówi krótko: „Sytuacja na giełdzie i sytuacja kryzysowa na tyle się ustabilizowała, że jest możliwe uzyskanie większych przychodów niż np. pół roku temu”.
   Tak oto, po okresie tarć wewnętrznych w rządzie, na tle prywatyzacji szczególnie KGHM, doszło do politycznej ugody między PO i PSL. I teraz rząd działa zgodnie w tym temacie, a nawet ruszył do natarcia. Zaczyna śmiało i otwarcie prywatyzować to, co chce, bo PO i PSL mówią już jednym głosem. Ciekawe, jakim głosem będą mówili, jeżeli ruszą do ataku związki zawodowe, działające w prywatyzowanych zakładach? A już zapowiadają swoje protesty. I mają na to uzasadnione, według nich, argumenty. Jakie?
   Związkowcy z KGHM, swój sprzeciw prywatyzacyjny uzasadniają faktami i liczbami. „Nasz zakład to dobro narodowe” – mówią i podają konkretne liczby: 10 mld zł, wpłaconych w okresie czterech lat, do budżetu państwa z tytułu dywidendy. Ponadto: około 4 mld zł wpłacanych, co roku z tytułu podatków i składki ZUS. Jeśli rząd sprzeda10 proc. akcji KGHM, może to oznaczać koniec takich wpłat do budżetu. Sprzeciw prywatyzacyjny związkowców z KGHM, został już nawet wyrażony strajkiem ostrzegawczym. A w Grupie Enea ogłoszono pogotowie strajkowe. Zdaniem związków, pozbycie się choćby niewielkiego pakietu akcji, może doprowadzić do wrogiego przejęcia firmy. „To może być realne zagrożenie dla polskiej miedzi” - twierdzi Ryszard Zbrzyzny, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego i poseł SLD.
   Zdaniem rządu, nie ma takich planów. Wprost przeciwnie – rząd chce swoją pozycję w spółce, jeszcze bardziej wzmocnić, poprzez zmianę jej statutu. A protesty związków – szefa rządu, nie ruszają. Premier Tusk przekonuje, że nie łamie przedwyborczych obietnic, kiedy to zapewniał, że nie będzie prywatyzował KGHM, bo państwo nadal utrzyma kontrolę nad firmą. I zapowiedział, że rząd będzie wspierać zarząd spółki, który uznał niedawny strajk za nielegalny. Przyznał: „Współpraca ze związkami nie jest rzeczą łatwą” i podkreślił: „Nie mam zamiaru uczestniczyć w tej grze sił, a rząd nie ma powodu konsultować ze związkami swoich planów”.
 Przedstawiciel Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego, Ryszard Kurek, który był gościem TVN24 - dowodził, że po sprzedaży 10 proc.akcji, które teraz należą do Skarbu Państwa – w koncernie szybko może dojść do przekształceń własnościowych. „Państwo będzie miało wtedy tylko 31procent udziałów. Łatwo będzie, zatem zdobyć większy pakiet własnościowy i doprowadzić do zmiany statusu czy zarządu koncernu. A miedź to jest nasze dobro narodowe” – mówił Kurek.  
Nowy właściciel KGHM – zdaniem Ryszarda Kurka – wcale nie musi dbać o zakład. Może prowadzić politykę rabunkową i wyeksploatować polskie bogate złoża miedzi, srebra i złota. Może też dojść do sytuacji podobnej do tej, jaka ma miejsce w przypadku sprzedaży stoczni, gdy trafiły one w ręce”niepewnego kontrahenta”, który teraz zwleka z wpłatą pieniędzy zakupione zakłady.

   W szranki obrońców prywatyzacji KGHM,wstąpił Janusz Palikot, który broni stanowiska rządu i wyraża przekonanie, że katarski inwestor jest pewny i zapłaci za stocznie. A inwestor dla KGHM będzie… równie pewny jak katarski – zapewniał Palikot. Wyjaśnił, że w 2007 roku rząd nie mówił o prywatyzacji KGHM, bo inne były warunki ekonomiczne. Teraz się one zmieniły i dlatego trzeba zmienić plany.

   Kiedy słyszę słowa premiera Tuska,lekceważące związki zawodowe w kwestiach prywatyzacji spółek państwowych,szczególnie o znaczeniu strategicznym, do których należy KGHM – przypomina mi się jego teoria miłości, głoszona w ostatniej kampanii wyborczej. Brzmiała ona nad wyraz przyjemnie i szczególnie przekonywająco. Była trafiona w przysłowiową „dziesiątkę”, w sytuacji permanentnego strachu i codziennego szczucia, sianego, na co dzień przez rządzący wówczas PiS. 
Polacy mieli już – aroganckich, naburmuszonych, ziejących nienawiścią do wszystkich innych niż oni – włodarzy, budowanej IV RP – dość. Powiedzieli im, więc w wyborach, raz i skutecznie – dość! Dość – znienawidzonym, faszystowskim metodom rządzenia! Dość polityki nienawiści, podejrzliwości, podsłuchów! Dość zakłamania, gróźb, ignorancji,prawa strojonego na potrzeby chwili!

   Czy Platforma o tym wszystkim, co było, nie pamięta? Czy Platforma, mająca dziś niesłabnące (według sondaży) poparcie społeczne – chce bezwzględnie je wykorzystać wyłącznie dla swoich celów politycznych? Czy to ma być żywy wyraz tamtej sławetnej teorii miłości z kampanii wyborczej? Czy może to ma być przykład kontynuacji pisowskich metod, ale określanych mianem: rządzimy w imię oczekiwanych Potrzeb Obywatelskich? Czy prywatyzacja majątku narodowego o strategicznym znaczeniu dla państwa, robiona na oślep – ma być najlepszą metodą dążenia do świetlanej przyszłości, owej drugiej Irlandii – Polski?

   Jak daleko można dojechać na politycznym koniu zakłamania i jak długo jeszcze  łgarskimi metodami można szarżować po bezgranicznie zawierzonej PO – psychice cierpiącego z biedy, bezrobocia, niskich zarobków – naszego społeczeństwa? To pytania pod adresem rządzących?

     13 sierpnia 2009                                            Stanisław Cybruch

Kategorie: 
 

Zwierciadło życia

Gdyby wychowanie i pouczanie dawało owoce,
to jakże mógłby wychowanek Seneki
wyrosnąć na Nerona?
(Arthur Schopenhauer)

Śmierć polskiego żołnierza w Afganistanie przed paroma dniami, odbiła się głębokim echem w polskim społeczeństwie. Wszyscy łączymy się w bólu z rodziną zmarłego. Nie poprzestajemy jednak w pytaniach i wątpliwościach, czy tam jest potrzebne nasze wojsko. Czy Afganistan powinien być wyzwalany przez Polaków? Czy stać nas finansowo na udział w kosztownym i bardzo trudnym zadaniu militarnym? Czy w ogóle nasz udział w tej wojnie jest konieczny?
W historii Polski, mieliśmy wiele – bardzo wiele – przykładów walki Polaków w różnych krajach, walki pod hasłami: Za wolność waszą i naszą. Walczyliśmy z bronią w ręku, w okresie wojen napoleońskich i Wiosny Ludów, w nieludzkich warunkach wysłano naszych dzielnych żołnierzy nawet do Haiti, składaliśmy najwyższe ofiary w II wojnie światowej – zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. W okresie powojennym stale są obecni nasi żołnierze w różnych zapalny i walczących krajach niemal na całym świecie. I co, co mamy z tego? Mamy satysfakcję polityczną i ponoć prestiż międzynarodowy. Czy coś więcej?

Co zyskaliśmy jako państwo i naród udziałem w wojnie irackiej? Można dziś powiedzieć bez większej przesady – nic. A co nam może dać ewentualne zwycięstwo koalicji w wojnie afgańskiej? Podobno zatrzymanie pochodu przez świat i rozbicie (ale niezabicie) oszalałych na tle religijnym – zdziczałych i bezwzględnych w działaniach, idących w imię Allacha na śmierć – terrorystów. Jeżeli stawiamy im zaporę, siłami koalicyjnymi, to czemu uczestniczą w tej koalicji tylko nieliczne kraje? I czemu wobec tego Polska musi w niej bezwzględnie brać udział?

 

Minister MON Bogdan Klich, na dzisiejszej konferencji prasowej, częściowo odpowiedział na te pytania. Podkreślił – jak informuje Gazeta.PL – że „w Afganistanie byliśmy, jesteśmy i będziemy. Taka jest polska racja stanu”. Inni wojskowi, biorący udział w konferencji, odpowiedzieli też na pytanie, dlaczego pomoc dla Polaków walczących z talibami nadeszła zbyt późno. – Nasze śmigłowce były w innym dystrykcie – wyjaśnił gen. Franciszek Gągor.
Gen. Franciszek Gągor podkreślił, że śmigłowce były w innym miejscu (dystrykcie), musiały wrócić, zmienić załogi, odebrać rozkazy i dopiero udać się na akcję. To jest wojna i wszystko jest w ruchu. Na początku wsparły nas amerykańskie Blackhawki.  Gen. Bronisław Kwiatkowski dodał: – Wsparcie lotnicze dotarło po 50 minutach.

Samoloty F15 i F16 zrzuciły pierwsze bomby. Ale wcześniej, w czasie walki, rannych zostało 4 Polaków, w tym śmiertelnie kapitan Daniel Ambroziński.

 

Minister MON Bogdan Klich, wskazał na dzielność polskich żołnierzy, podkreślił, że zachowali się w znakomity sposób w walce, i ocenił: wykazali zimną krew i znajomość rzemiosła wojskowego. Minister pochwalił i wyróżnił słowami, chorążego Zwolaka, który „walczył do końca, choć był ranny”. 

 

Według min. Klicha – „warunki w Afganistanie, w ostatnim czasie drastycznie się pogorszyły, dlatego doposażaliśmy nasz kontyngent”. – Polscy żołnierze zostali dozbrojeni. Nie będziemy oszczędzać na dalszym doposażeniu naszego kontyngentu – deklarował min. Klich.

- Pozostaniemy w Afganistanie – akcentował min. Klich – bo taka jest polska racja stanu, od tego zależy przyszłość NATO. I dodał: Istotą współczesnych konfliktów asymetrycznych jest ochrona granic tysiące kilometrów od nich. Powiedział również, że ministerstwo jest świadome sytuacji w Afganistanie. 

 

– Zakładamy, że do końca września w prowincji Ghazni będą kolejne ataki.
Badane są obecnie okoliczności ataku sił talibskich na polski patrol. Chodzi oto, czy właściwie wykorzystano dane z analiz wywiadowczych i sprzętu rozpoznawczego; czy odpowiednio funkcjonowało naprowadzanie lotnictwa wspierającego; czy system wsparcia polskich sił szybkiego reagowania był zorganizowany właściwie, „bo pojawił się z odsieczą późno” oraz czemu amerykańskie siły szybkiego reagowania „przybyły też późno” – mówił na konferencji min. Klich.

Pojawia się też uzasadnione pytanie, czy nie doszło do zdrady, wśród afgańskich żołnierzy działających w patrolu. Minister na to odpowiedział: „Trudno wykluczyć, że są wśród afgańskich policjantów lub afgańskich żołnierzy tacy, którzy występują w dwóch kapeluszach”.

– Taka możliwość jest zawsze brana pod uwagę i dlatego zasadą jest, przestrzeganą także podczas tej tragicznej akcji, że najpierw idą siły afgańskie – dodał Klich.

Sprawę afgańską, zwłaszcza przyczynę śmierci polskiego żołnierza, w miniony poniedziałek 10 sierpnia br., postanowiła z urzędu wyjaśnić, prokuratura wojskowa. Czynności śledcze w tej sprawie, będzie prowadziła na miejscu w Afganistanie – Żandarmeria Wojskowa. 

Doda topless w Sejmie
Dziennik.PL przeprowadził wywiad z piosenkarką Dodą, w którym słynna różowa skandalistka wypowiada się krytycznie o Biblii. Powiedziała m.in.: „Jeżeli chodzi o Biblię, to są tam super, zajebiste przykazania, jakieś historie, które budują w dzieciach system wartości, chęć bycia dobrym człowiekiem, natomiast ciężko mi wierzyć w coś, co nie ma przełożenia na rzeczywistość, bo gdzie w tej Biblii są dinozaury? Jest siedem dni stworzenia świata i nie ma dinozaurów”. Dopytywana, czy bardziej wierzy w dinozaury niż w Biblię – odparła: „Wierzę w to, co nam przyniosła matka Ziemia i co odkryto podczas wykopalisk. Są na to dowody i ciężko wierzyć w coś, co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła”.

Wywiad ten wzbudził różne komentarze, w tym bardzo krytyczne, a słowa w nim zawarte obraziły uczucia religijne niektórych katolików. Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski, poproszony o komentarz, wskazał raczej na zażenowanie. Podkreślił: „Zajmowanie się takimi sprawami jest poniżej ludzkiej godności. Nie wiem, czy ta kobieta wie, z jakimi krajami Polska graniczy, co to jest Biblia. Niech wymieni, choć jednego króla Polski. Może niech przyjdzie topless do Sejmu i będzie to kolejna okazja  do reklamowania jej osoby”.

Jeśli przyjąć, że jest w tym coś do śmiechu, to proszę bardzo. Zdaje się jednak– lepiej spojrzeć na ten temat chłodnym i obojętnym okiem. A chłód obojętności – to droga do zapomnienia.

12 sierpnia 2009                                   Stanisław Cybruch

Kategorie: 
 

Widzenie świata


Motto:Aby zdobyć wielkość,
człowiek musi tworzyć, a nie odtwarzać.

(Antoine de Saint-Exupéry)
   Jakie mamy w Polsce drogi – wiadomo. Ale ma być lepiej, i to już niebawem. Czy można w to wierzyć? Przecież takich obietnic w minionych latach i teraz, za rządu PO – było wiele. Wierzyć można a nawet wypada. Bo świat się zmienia. Codziennie jest inny, tylko trzeba to umieć dostrzegać. Ktoś kiedyś powiedział: Patrz na świat codziennie tak, jakbyś oglądał go po raz pierwszy. Oczywiście, od patrzenia nie przybywa niczego, a tym bardziej kilometrów nowych dróg. Jednak widać już przynajmniej na papierze służb odpowiedzialnych za drogownictwo, jak zmienia się patrzenie na to, co ma być niebawem – na nowe inwestycje.
   Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) wyraża przekonanie (chyba uzasadnione), że kryzys finansowy może mieć także dobre strony. I przytacza na to dowody. Otóż, na rozpisanych w tym roku przetargach, zaoszczędziła ponad 4 mld zł. Sprzymierzeńcem GDDKiA jest zła sytuacja na rynku budowlanym. Oferenci wykonawstwa zadań przedstawiają niższe koszty, bo ceny materiałów budowlanych spadły o ok. 20 proc. Przy każdym przetargu jest też większa rywalizacja.

   Ofert jest więcej z powodu kryzysu, ale także, dlatego, że GDDKiA zmieniła Specyfikacje Istotnych Warunków Zamówienia. Teraz drogi budować mogą także firmy, które nie mają doświadczenia w inwestycjach drogowych. Niższe są także wymagania finansowe. Do tego GDDKiA jest w tej chwili największym inwestorem w Polsce. Obecnie prowadzi aż 50 postępowań przetargowych, a w tym roku ogłosi jeszcze 25.

Mądry zielony domek

   Drogowcy nasi głowią się nad przyśpieszeniem w budownictwie tak, abyśmy mieli, choć minimalną ilość nowoczesnych dróg.Tymczasem inni myślą nad budową nowoczesnych, samodzielnie wystarczalnych pod względem energetycznym i w pełni ekologicznych, domów przyszłości. W Danii wybudowano taki dom, nazwany mądrym zielonym domem 2020 – informuje Gazeta.PL. Mądrym, bo odpowiednią temperaturę i świeże powietrze, zapewnia mu komputerowy system sterujący. A zielony, bo ekologiczny. Ten dom, energię czerpie ze słońca – czerpie jej więcej, niż potrzebuje. W ciepłej, ogrzewanej przez morze Danii, jest to możliwe.  

   Na początek będzie wybudowanych sześć eksperymentalnych ekologicznych domów aktywnych. Mają to być budynki, które całą energię albo jej część będą produkować same i które dzięki inteligentnemu systemowi sterującemu klimatem wewnątrz budynku (połączonym z czujnikami temperatury, wilgotności, nasłonecznienia, wiatru i CO2) – będą dbały o dobre samopoczucie jego mieszkańców.

 

   Jak duński pomysł sprawdzi się w innych warunkach klimatycznych? Spośród pozostałych pięciu ekologicznych budynków -drugi jest budowany także w Danii – w Kopenhadze (na terenie uniwersytetu). A pozostałe staną: w Austrii, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Francji. 

 

Być może będą też następne; jeden z nich prawdopodobnie zostanie postawiony pod Wrocławiem. A koszty budowy „mądrego zielonego domku”? Ten w Aarhus kosztował 4 mln koron, czyli ok. 2 mln zł, bez kosztów działki i mebli. Ale to prototyp. No i zbudowany w drogiej Danii.


Zabójca komarów – toksyczny
   Wczoraj pisałem o tym, jaki biznes robią firmy produkujące środki owadobójcze, m.in. przeciwko komarom.Tymczasem Gazeta.PL donosi, że naukowcy francuscy ostrzegają o szkodliwości działania jednego ze składników o nazwie DEET tych substancji, który jest toksyczny dla ośrodkowego układu nerwowego. Uczeni podkreślają, że konieczne są dalsze badania, w celu potwierdzenia lub wykluczenia toksyczności tego związku dla mózgu ludzi.


Mózg człowieka

   Mózg człowieka to wyjątkowo skomplikowany mechanizm. Nim osiągnął dzisiejsze rozmiary i efekty działania –przeszedł długą drogę ewolucji. Naukowcy głoszą teorię o chłodnej głowie, która mogła być podstawą naszego sukcesu ewolucyjnego. W wysokich temperaturach tak wielki mózg, jaki mamy teraz, łatwo by się przegrzał – twierdzą. Ochłodzenie klimatu o zaledwie 1,5 st. C – pisze Rzeczpospolita.PL – mogło dać naszym przodkom przepustkę do szybkiego rozwoju intelektualnego, za którym stoi nadzwyczaj duży mózg.

Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, w miejsce niezbyt bystrego Homo habilisa (mającego mózg o objętości 600 cm sześciennych), w okresie miliona lat wyewoluował Homo erectus, który mógł się pochwalić niemal dwa razy większym mózgiem. Gdyby nie niższe temperatury, jakie poprzedziły to zdarzenie, głowy naszych praprzodków mogłyby się – w sensie dosłownym – przegrzać.

   Nasz mózg to prawdziwy pożeracz energii – pochłania niemal połowę tej ilości, która jest potrzebna do podstawowych procesów życiowych (podstawowej przemiany materii). Wychodząc z tego założenia, naukowcy doszli do wniosku, że mózgi praprzodków człowieka nie mogły zwiększyć rozmiarów aż do początków zlodowacenia około 2,5 mln lat temu. Tylko takie warunki gwarantowały, że ten wrażliwy narząd zdołał zachować równowagę energetyczną. Chodziło o to, aby nie wytwarzał więcej ciepła, niż był w stanie oddać. Drobna różnica temperatur okazała się kluczowa dla tego procesu: gorące głowy naszych przodków mogły się dzięki temu schłodzić.

Mózg psychopaty

   W odróżnieniu od mózgu normalnego człowieka – mózg psychopatycznego przestępcy – różni się pod względem anatomii niektórych struktur. Badania na ten temat prowadzili na zdrowych osobach i psychopatach oskarżonych o usiłowanie morderstwa, nieumyślne spowodowanie śmierci, wielokrotny gwałt z uduszeniem lub więzienie kogoś – informuje Gazeta.pl – naukowcy z Instytutu Psychiatrii w Collegium Królewskim w Londynie. Zastosowali w tym celu specjalną odmianę rezonansu magnetycznego. Nie wchodząc w szczegóły istoty badań – powiedzmy prosto i krótko: Okazało się, że mikrostruktura drobnego składnika mózgu, tzw. pęczka haczykowatego, różniła się znacznie między psychopatami a osobami zdrowymi z grupy kontrolnej. 

Rozmiar tych zmian miał silny związek z natężeniem zachowań psychopatycznych. Naukowcy upewnili się, że zaobserwowane różnice są charakterystyczne dla psychopatów, po przebadaniu dodatkowej grupy osób, które w przeszłości miały problemy psychiatryczne. Ich zdaniem wyniki te wskazują, że anatomiczne zmiany w mózgu mogą być podłożem zachowań psychopatycznych. 

     11 sierpnia 2009                                          Stanisław Cybruch

Kategorie: 
 

Pieniądze ach pieniądze


Motto:
Kto żyje dla dobra innych,
ten żyje naprawdę.

Kto kocha innych –
ten kocha i siebie.

(J.W.Goethe)
   Polska korzysta w szerokim zakresie z funduszy unijnych, przeznaczonych na zadania inwestycyjne i rozwojowe. Obserwatorzy i znawcy zagadnienia oraz opozycja, twierdzą niemal jednogłośnie, że unijne środki nie są ani na czas, ani w pełni wykorzystane, co może być przyczyną ich utraty. Ale resort rozwoju zaprzecza i uspokaja; zapewnia, że wykorzystanie funduszy unijnych idzie w należytym tempie. Plan roczny, który zakłada skierowanie do Brukseli niezbędnych wniosków o wypłatę 16,8 mld zł, będzie wykonany.
   – Wszystkie wnioski – zarówno wysłane już do Komisji Europejskiej, jak i zatwierdzone do wysyłki – wliczamy do wykonania naszych prognoz – tłumaczy „Rzeczpospolitej” Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego. Dzięki temu wskaźniki wykorzystania pomocy przez poszczególne resorty prezentują się znacznie lepiej.
   Zdaniem opozycji - tylko wnioski już wysłane do Komisji Europejskiej, półrocznego planu wykorzystania funduszy UE nie zrealizowały – ministerstwa: Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Środowiska oraz Edukacji Narodowej. Nie wysłały dotąd żadnych wniosków do Brukseli o wypłatę pieniędzy unijnych resorty: zdrowia oraz kultury i dziedzictwa narodowego.Przekroczyło natomiast wykonanie planu Ministerstwo Infrastruktury, które zdołało przygotować wnioski na kwotę 273 mln zł. To jednak niewiele, w porównaniu z 19 mld euro, jakie są do wykorzystania przez Polskę, w latach 2007– 2013 na inwestycje transportowe.
   Poszczególne resorty mają swoje uzasadnione tłumaczenie na temat opóźnień w kierowaniu wniosków do KE w sprawach finansowych. Jednakże to nie oznacza, że pieniądze, które mogliśmy otrzymać – otrzymamy. Przepadną, jeśli spóźnimy się w terminach.
Kryzys omija auta

   Kryzys gospodarczy nie taki straszny dla Polaków jak może się komuś wydawać. Wprawdzie ludzie tracą pracę i upadają firmy, brakuje środków na wiele zadań w różnych dziedzinach życia, m.in. w szkolnictwie i służbie zdrowia, ale są tacy, którym dzieje się całkiem dobrze. Dziennik.PL informuje, że w lipcu 2009 roku, Polacy kupili sobie 24 670 aut osobowych. Ten wynik jest gorszy od czerwcowego o 8procent, ale za to lepszy o ponad 5 procent, w porównaniu do lipca 2008 roku – wylicza w najnowszym raporcie Instytut Samar.
   Największym powodzeniem w sprzedaży cieszy się – wręcz hitem tego roku – jest Skoda. Także dużą sprzedaż ma i zajmuje drugie miejsce – Ford; firma ta chwali się nawet, rekordowym wynikiem. Trzecie miejsce ma Fiat. Kolejne lokaty zajmują: Toyota, Volkswagen, Opel, Kia, Renault, Hyundai. Pierwszą dziesiątkę zamyka Honda, a drugą otwiera Nissan.
Nowe przepisy strażackie

   TVN24informuje, że strażacy nie będą już tak, jak dotychczas, wyjeżdżać na każde wezwanie do usuwania gniazd os i szerszeni. To zbyt drogi koszt dla strażaków, zwłaszcza w przypadkach nieuzasadnionych, gdy nie ma realnego zagrożenia dla zdrowia lub życia ludzi. Każdego lata takie wyjazdy to 30 procent interwencji, a coraz częściej straż traktowano jak firmę ogrodniczą i wzywano do różnych drobiazgów. Teraz to się zmieni, bo Komenda Główna Państwowych Straży Pożarnych opracowała instrukcję, w której wylicza priorytetowe przypadki wyjazdów.
   Mocą nowej instrukcji, strażacy będą mogli interweniować wtedy, gdy rój znajduje się w pobliżu miejsca zamieszkania dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. Interwencja jest też dopuszczalna, gdy rój stanowi szczególne zagrożenie, np. szerszenie zbudowały gniazdo w centrum handlowym albo są bardzo pobudzone i agresywne. Był taki przypadek, kiedy rój pszczół zaatakował ludzi w jednym ze sklepów w woj.zachodniopomorskim… W innych wypadkach strażacy powinni odsyłać ludzi do prywatnych firm deratyzacyjnych bądź do pszczelarzy.
   Nowe przepisy powinny wyeliminować takie zgłoszenia do straży, jak dla przykładu, wezwanie pewnego mężczyzny, który po przyjeździe strażaków domagał się usunięcia pustych gniazd ze swojego garażu, bo… „nieestetycznie wyglądają”.

Taniec pszczół 

   Kiedy z osami i szerszeniami walczą strażacy, a walka ta przekłada się na koszty (pieniądze) – naukowcy wkładają swoje siły na badanie zachowania owadów, m.in. pszczół. I to też, te badania -kosztują. Ale efekty są znakomite. Wiemy już, jakimi zasadami kieruje się rój pszczeli, jakie panują w rodzinie pszczelej zasady społeczne (podział ról i obowiązków), co to jest królowa itp. Dowiadujemy się też, że pszczoły ostrzegają się przed niebezpieczeństwem; robią to za pomocą tańca.

   Pszczoły ostrzegają się nawzajem – informuje PAP – przed kwiatami, na których można paść ofiarą drapieżnika. Według BBC – naukowcy odkryli ten fakt, umieszczając na kwiatach martwe pszczoły i obserwując, jak zareagują na to kolejne, nowo przybyłe. Okazało się, że pszczoły nie tylko unikały potencjalnych kwiatów-pułapek, ale także, wracając do ula, przekazywały innym – za pośrednictwem pszczelego tańca – informację o niebezpieczeństwie. Tzw. pszczeli taniec jest niezwykle wyrafinowanym sposobem komunikowania się. Wracające do ula pszczoły poruszają  się w specyficzny sposób i potrząsają całym ciałem.

10 sierpnia 2009                      Stanisław Cybruch

Kategorie: 

Walka i pojednanie


Motto:
Najefektowniejszą zemstą
ludzi wyjątkowych
jest przebaczenie.

(Adolf Nowaczyński)

Będzie pojednanie?
   31 sierpnia br. w Gdańsku, odbędą się rocznicowe obchody zawarcia Porozumień Sierpniowych. Na placu Solidarności przy bramie nr 2 stoczni, po mszy świętej w Bazylice św. Brygidy, jej uczestnicy złożą kwiaty. Zapowiedzieli swój udział w tym miejscu – prezydent Lech Kaczyński i Lech Wałęsa i  prawdopodobnie wygłoszą przemówienia. Byłoby to historyczne spotkanie obu polityków, którzy kiedyś, gdy prezydentem został Lech Wałęsa – byli razem, potem rozeszli się i przez lata walczyli ze sobą nawet w Sądach. Były prezydent zastrzega jednak, że wciąż czeka na przeprosiny ze strony Lecha i Jarosława Kaczyńskich, ale nie wyjaśnił, za co mają go przeprosić. - Nie mają wyboru. Muszą przeprosić, bo narozrabiali. Nie zapominajmy, że Kaczyńscy puścili bąka i trzeba przewietrzyć tę atmosferę,przeprosić, wyczyścić albo poddać się rozprawie sądowej – stwierdził Lech Wałęsa (według PAP).
Koszmarne komary
   Nie na bąkach, a na komarach w tym roku robi się duże pieniądze. Powodzie i sprzyjająca pogoda sprawiają, że te brzęczące dokuczniki rozmnażają się w ogromnym tempie i na ogromnym terenie. Koszmarne ich uprzykrzanie powoduje niemały problem dla urlopowiczów, turystów i władz terenowych. Szczególnie władzom zależy, by nie stracić turystów i urlopowiczów, dlatego płacą każdą kwotę na środki owadobójcze przeciw komarom.Tak robią we Wrocławiu, Szczecinie, Świnoujściu, Lublinie i chyba nie tylko. Są takie instytucje, które potrafią to wykorzystać i nieźle na tym zarobić. Koszt odkomarzania przez firmę specjalistyczną, wynosi od 100 do300 złotych za hektar działki. Na pladze komarów zarabiają także producenci i sprzedawcy środków do walki doraźnej z komarami. W aptekach, produkty takie jak witamina B6 i  preparaty w sprayu,rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Klientów nie odstraszają nawet ich „słone” ceny – 13 do 21 zł za opakowanie. 

Rokita zapłaci grzywnę
   Pół roku temu, były polityk PO Jan Rokita, w samolocie Lufthansy, po wywołaniu incydentu, do którego nie chce się przyznać – krzyczał: „Ratujcie! Niemcy mnie biją!” Sprawa rozbiła się o płaszcze – jego i żony Nelli, przypięte na wolnym fotelu w klasie biznes, a więc świetle niemieckiego prawa, w niewłaściwym miejscu. Na wezwanie stewardessy, aby zabrał płaszcze – buntował się i nie reagował na polecenia.Pilot wezwał policję, a ta zrobiła, co do niej należy: zakuła Jana Rokitę w kajdanki i wyprowadziła z samolotu w Monachium.
   Jan Rokita musi zapłacić grzywnę za incydent w samolocie Lufthansy, orzekła niemiecka prokuratura. – Ta grzywna jest zasadna, bo Jana Rokitę obowiązują takie same prawa jak każdego obywatela – komentowała w TVN24, Małgorzata Kidawa-Błońska, była partyjna koleżanka Rokity.Posłanka podkreśliła, że „nie widzi tu żadnej taryfy ulgowej dla nikogo, dla Jana Rokity też”. – Państwo Rokitowie zachowali się raczej nie najlepiej – ocenił wTVN24, poseł SLD Tadeusz Iwiński. I dodał, że z całej sprawy płynie jeden wniosek: „Jak się wchodzi do samolotu,należy powściągnąć emocje„. Rokita nie zamierza poddawać się, będzie walczyć o swoje racje.
Bankructwa w Europie
   Choć Jan Rokita zapłaci grzywnę zaczyn niedozwolony prawem – nie zbankrutuje. Ale zbankrutuje w tym roku, 163 tysięcy firm, w krajach Unii Europejskiej. Bankructwa w strefie euro postępują w zastraszającym tempie – dziennie 44 firm ogłasza upadłość. Zdaniem analityków ekonomicznych firmy Eules Hermes, przez światową gospodarkę przetoczy się w tym roku największa fala upadłości. Na całym świecie liczba firm-bankrutów zwiększy się, w porównaniu z ubiegłym rokiem, o ponad jedną trzecią.
   Fala bankructw uderzy też w gospodarkę polską i oczywiście w polskich eksporterów. Polskie firmy muszą się teraz liczyć z dużym ryzykiem nieotrzymania zapłaty za swoje towary i usługi – ostrzega w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, główny analityk polskiego oddziału Euler Hermes, Tomasz Starus. Co gorsze, ryzyko trudno będzie zminimalizować. W ubiegłych latach najbardziej „niepewne” były małe i średnie przedsiębiorstwa. Teraz, nie można już liczyć nawet, na dużych i solidnych partnerów.     

Koszmarne komary
   Nie na bąkach, a na komarach w tym roku robi się duże pieniądze. Powodzie i sprzyjająca pogoda sprawiają, że te brzęczące dokuczniki rozmnażają się w ogromnym tempie i na ogromnym terenie. Koszmarne ich uprzykrzanie powoduje niemały problem dla urlopowiczów, turystów i władz terenowych. Szczególnie władzom zależy, by nie stracić turystów i urlopowiczów, dlatego płacą każdą kwotę na środki owadobójcze przeciw komarom.Tak robią we Wrocławiu, Szczecinie, Świnoujściu, Lublinie i chyba nie tylko. Są takie instytucje, które potrafią to wykorzystać i nieźle na tym zarobić. Koszt odkomarzania przez firmę specjalistyczną, wynosi od 100 do300 złotych za hektar działki. Na pladze komarów zarabiają także producenci i sprzedawcy środków do walki doraźnej z komarami. W aptekach, produkty takie jak witamina B6 i  preparaty w sprayu,rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Klientów nie odstraszają nawet ich „słone”ceny – 13 do 21 zł za opakowanie.  

Nauka – Ciekawostki

   Piraci podwodni
Nie wywieszają czarnej flagi, nie strzelają, nie zdobywają statków abordażem, ale wciąż są w pogoni za klejnotami i skrzyniami ze złotem.

   Metan płynie na Tytanie
Spowity we mgle Tytan, największy księżyc Saturna, ma więcej wspólnego z Ziemią, niż dotychczas sądzili naukowcy.

  
Odkrywanie wszechświata
Od 5 sierpnia br. Polacy mogą brać udział w przeglądzie nieba. W ramach projektu „Galaktyczne Zoo” mają pomóc w skwalifikowaniu 250 tysięcy galaktyk.

         
9 sierpnia 2009                Stanisław Cybruch
Kategorie: 
 

Polityka i Internet



Motto:Wiedz,że po mroku zawsze blask nastanie.
Wierz w to niezłomnie, że światła zapłoną.
W świecie jest zawsze ogień i spalanie,
A dym jest zawsze płomieni zasłoną.

(A. Nawoi) 

Posłowie i pacany
   Posłowie RP w dobie kryzysu, nie oszczędzają państwowych, czyli naszych pieniędzy. Jeżdżą do różnych krajów i wielokrotnie powtarzają podróże w tych samych kierunkach. Szczególnie upodobali sobie Francję, Belgię i Niemcy. Mniej lubią wyjazdy do Rosji, Ukrainy i Litwy. Ale byli także w egzotycznych stronach – w Syrii i Etiopii. Na wojaże po świecie, w 2008 roku, wydali łącznie blisko 4 miliony zł. Z pośród460 naszych wybrańców, 316 udało się przynajmniej raz w roku w służbową podróż zagraniczną.
   Znana z ciętego języka, prof. Socjologii Jadwiga Staniszkis, ma o naszych politykach,a więc i posłach, określone, rzadko używane w takim odniesieniu zdanie: Politycy są pacanami. „Jeżeli politycy będą wykonywać ruchy pozorne, to ludzie zdeterminowani – tak jak ja – rzucą się do walki, by pokazać, że rządzący nami są pacanami. I powinni zrobić miejsce dla kogoś innego” – akcentuje prof. Jadwiga Staniszkis. Te ostre słowa odnosi głównie do rządzących, czyli do ludzi premiera i prezydenta – podkreśla Dziennik.PL. Przypomnijmy: słowo pacan, według Słownika Języka Polskiego, to określenie pogardliwe dotyczące osoby głupiej, nieinteligentnej, naiwnej lub niemającej szerszych horyzontów myślowych, czy zainteresowań;  dureń.
Zdrowie i burdel
   Ministerstwo Zdrowia,powołując się na nieaktualne dane, sporządziło raport o planowaniu rodziny oraz o dostępie kobiet w Polsce do antykoncepcji i badań prenatalnych. – Najbardziej bulwersuje mnie fakt, że ministerstwo nie robi nic, żeby mieć własne badania.Zamiast tego powołują się na przypadkowe, często nieaktualne badania sondażowe,co najlepiej świadczy o braku woli politycznej z ich strony – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, Wanda Nowicka, dyrektor federacji Na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
   Raport Ministerstwa Zdrowia oburzył również środowisko lekarzy – czytamy w „Dzienniku.PL” .Ministerstwo – zdaniem lekarzy – oparło się na zupełnie nieaktualnych danych. Według ekspertów, podano też nieprawdziwe dane. Dziennik.PL przypomina, że dokument raportu powstał w departamencie matki i dziecka resortu zdrowia. Tym samym, który zasłynął planem walki z podziemiem aborcyjnym, przez rejestrowanie wszystkich ciężarnych kobiet.

  
Trzeci dzień strajku generalnego pielęgniarek w radomskim szpitalu; cierpią na tym chorzy, którzy płacą składki zdrowotne na utrzymanie służby zdrowia. A służba zdrowia, mimo kryzysu gospodarczego, żąda wyższych wynagrodzeń, choć trzeba przyznać – pielęgniarkom należą się one.

   Nie boję się tego powiedzieć, w TVP panuje burdel – tak o walce politycznej w telewizji publicznej i zwolnieniu dziennikarza Wiktora Batera, który oskarża TVP o cenzurę, mówi Wirtualnej Polsce, senator niezrzeszony, Tomasz Misiak. Internet i hakerzy    Niedawno radziłem znajomemu,aby sprawdził zabezpieczenia komputerowe przed ewentualnymi wizytami hakerów i innych niepożądanych gości. Powiedział mi, że nie musi sprawdzać, gdyż ma świetny program, który robi to za niego. W dodatku jego syn ukończył studia informatyczne, więc nie ma powodu bać się jakichś niemiłych, czy wrogich wizyt na stronach swojego kompa. Wydały mi się te wyjaśnienia zupełnie wystarczające i  przekonywające. Bo kto jak kto, ale spec od informatyki, na pewno najlepiej się zna na wszelkich, najnowszych zabezpieczeniach komputerowych.    A tu przypadkiem czytamy w Dzienniku.PL: 20-letni haker z Choszczna, wpadł w ręce policji. To właśnie on zaatakował strony Episkopatu Polski, skąd wykradł dane pielgrzymów. Ale to tylko wierzchołek góry. Haker włamywał się do komputerów instytucji publicznych ponad 50 razy. Na koncie ma nawet ABW”. I co? Jednak na złodziei internetowych nie ma siły; nie boją się żadnych zabezpieczeń – potrafią je sprytnie ominąć.

   Oto nasz rodzimy internetowy oszust, znalazł sposób łatwego zarobku. 1rtv.pl – ten adres zelektryzował wielu Polaków. Dobry sprzęt elektroniczny można było kupić pod tym adresem dosłownie za pół ceny. Kusiły reklamy w „Fakcie” i „Super Expressie„. Uwierzyło w nie ponad 100 osób. Oszust zarobił na nich 400 tysięcy złotych.
   Przy okazji, warto wiedzieć, że według raportu Komisji Europejskiej, Polska jest w ogonie państw o najniższym dostępie do szerokopasmowego internetu i daleko nam do państw liczących się w konkurencji w ramach Unii Europejskiej, w dziedzinie technologii cyfrowych. Gorzej od nas wypadają w Europie, tylko Rumunia i Bułgaria.
Medycyna i zdrowie 
   Badacze medycyny zapowiadają:
Nowa metoda regeneracji trzustki wyleczy cukrzycę. Wystarczy użyć „żywego przełącznika” zmieniającego funkcje komórek.
Architektura wirusa HIV

  
Naukowcy rozszyfrowali całą przestrzenną architekturę i strukturę genomu wirusa wywołującego AIDS. Ale ciągle jeszcze o HIV wiemy stosunkowo niewiele, i on jest wciąż przedmiotem badań.

Żarówki do lamusa
   Tradycyjna żarówka przechodzi do lamusa.Najpierw znikną 100-watowe – od 1 września zakazana będzie ich produkcja na terenie całej Unii Europejskiej. Potem na polecenie Unii – systematycznie rok po roku, będą wycofywane żarówki o słabszej mocy, aż do 2012 roku – kiedy dotychczasowe żarówki zupełnie znikną ze sklepów.

8 sierpnia 2009         Stanisław Cybruch

Kategorie:

Posucha w mediach

    W polityce panuje teraz posucha. Brakuje doniesień mediów o jakichś wyjątkowych wybrykach lub drażliwych wypowiedziach, albo o niestosownych zachowaniach naszych ulubieńców z pierwszych stron gazet. Janusz Palikot zamilkł, Jarosław Kaczyński także. Nawet poseł Stefan Niesiołowski nie ma nic do powiedzenia przed kamerami TV. Być może każdy z nich czmychnął gdzieś w ustronne miejsce na wypoczynek, po trudach rocznych zmagań w publikatorach, na temat swoich przeciwników ideowych.
   Można by nawet uwierzyć w posuchę polityczną, bo skwar leje się z nieba od jakiegoś czasu i być może wysuszył co nieco gotującą się wodę sodową pod „czachą” niektórych (według Daukszewicza). Ale słyszymy oto, że częstochowska prokuratura odmówiła wszczęcia dochodzeń w sprawie doniesienia posła PO, Janusza Palikota, na temat rasistowskiej wypowiedzi dyrektora Radia Maryja,Tadeusza Rydzyka, a także w sprawie doniesienia posła PiS w sprawie podobnej wypowiedzi szefa MSZ, Radosława Sikorskiego.

Biały brudas

  Prokuratura uznała,
że wypowiedź o. Rydzyka nie ma charakteru znieważenia osoby lub grupy ludności z powodów rasowych, a zestawiając poszczególne zwroty tej wypowiedzi, uznano, że zamiarem o. Rydzyka nie było znieważenie czarnoskórego zakonnika, gdyż nie sposób dopatrzeć się w jego wypowiedzi, pogardy lub chęci poniżenia tej osoby. Natomiast w sprawie rzekomej wypowiedzi rasistowskiej ministra Radosława Sikorskiego, nie jest znane jakiekolwiek jego wystąpienie, w którym znajdowałby się tego typu akcent i nie ma danych wskazujących, czy w ogóle taka wypowiedź padła z ust Sikorskiego. – Nawet, jeśli przyjąć, że wypowiedź taka była miała, to miała ona charakter żartobliwy, więc trudno stwierdzić, aby motywem był zamiar znieważenia lub poniżenia rasy czarnej
poinformował PAP, Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury okręgowej.
   Przypomnijmy: 12 lipca na Jasnej Górze w ramach 17. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja o. Rydzyk przedstawił publicznie czarnoskórego misjonarza, mówiąc m.in.: „Kochani, jeszcze Murzyn! Boże, gdzieś ty się nie mył? Boże… On się nie mył wcale. Zobaczcie”. Doniesienie Janusza Palikota i dwóch osób prywatnych w tej sprawie – dotyczyło znieważenia zakonnika. Natomiast minister Radosław Sikorski miał podobno znieważyć prezydenta USA, Baraka Obamę – również z powodu przynależności rasowej, kiedy to w listopadzie 2008 r.podczas półoficjalnych spotkań żartował, że Obama ma polskie korzenie, bo jego dziadek zjadł kiedyś w Afryce polskiego misjonarza.
   Poseł PO, Janusz Palikot, nie zgadza się z decyzją częstochowskiej prokuratury, która odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie słów o. Tadeusza Rydzyka: ”Kochani, jeszcze Murzyn! Boże, gdzieś ty się nie mył”. Skomentował tę decyzję w TVN24krótko: Jeśli to nie jest obraźliwe, to czy nie jest obraźliwe powiedzenie o Tadeuszu Rydzyku, że jest białym brudasem? I zapowiedział złożenie zażalenia na decyzję prokuratury w sprawie jego wniosku.

Korupcja i reklama

   Kiedy słyszymy o przekrętach korupcyjnych w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego i sprzedawaniu licencji pilota, przechodzą nam ciarki i dreszcze. Każda podróż samolotem wywołuje dziś uzasadnione obawy i zaniepokojenie, czy lecimy z prawdziwym pilotem, czy z amatorem? Czy pilot zdobył licencję, bo zdał egzaminy (a powinien zdać kilkanaście), czy dostał ją za pieniądze? Trwa śledztwo w sprawie korupcji w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego w Warszawie; zarzuty usłyszało już osiem osób, w tym szefowa komisji egzaminacyjnej. Ale to nie uspokaja nikogo, kto ma zamiar lecieć samolotem, bo przecież iluś lewych pilotów lata…

   Znacznie lepiej dzieje się w niemieckiej Lufthansie. Firma ta obiecuje, że będzie zwracać pasażerom pieniądze za bilet, jeśli w miejscu, do którego lecą – w czasie ich urlopu – będzie padać. Dziennik.PL, komentuje ten temat, tytułem artykułu: Oddajcie mi pieniądze, bo na urlopie padało. Choć może to być zbyt ryzykowny pomysł na promocję latania tymi liniami, jednak czego nie robi się, gdy kryzys doskwiera aż do bólu.

Śmierć pumy?


   Po kilku tygodniach przerwy - znowu pojawiła się puma. Widziało ją kilka osób. Tym razem w Chełmnie, w woj. kujawsko-pomorskim. Na nogi postawiono sztab antykryzysowy i ściągnięto kamerę termowizyjną. Jak to się stało, że zastrzelona przez myśliwych puma odżyła? Historia na ten temat ma kilka wersji. Jedna z nich głosi, że pum, czyli dzikich kotów,było kilka – prawdopodobnie trzy albo pięć. Wszystkie uciekły z nielegalnej hodowli w Czechach. Do takich informacji dotarli dziennikarze „Dziennika Zachodniego”, powołując się na anonimowe źródło w Lasach Państwowych.

  
„Koty były, ale same zniknęły. Nikt ich nie zabił” – mówi Dziennikowi.PL Janusz Zaleski, główny konserwator przyrody. To odpowiedź na doniesienia mediów, jakoby trzy pumy zastrzelono w polskich lasach. Konserwator Zaleski potwierdza jednak, że minister środowiska wydał zgodę na użycie broni palnej.


   „Dziennik Zachodni” twierdzi, że dzikie koty, które widziano w różnych częściach Polski, to pumy. Dwa koty podobno krążyły po lasach czeskich, trzy zaś przedostały się do Polski. Janusz Zaleski, Główny Konserwator Przyrody w randze podsekretarza stanu, który od początku pilotuje ze strony rządowej sprawę tajemniczych „bestii”, przyznaje, że historia o pumach, które uciekły z hodowli, jest tylko jedną z zakładanych wersji.

Nielegalne hodowle dzikich zwierząt są w Europie, zdarzają się też ucieczki z nich. W Polsce wybuchła panika i ludzie widzieli to, co chcieli. Mamy wiarygodne opinie leśniczych i myśliwych, znających się na dzikich zwierzętach, iż faktycznie mogły to być pumy, ale to nie jest pewne – wyjaśnił Janusz Zaleski.

             
         7 sierpnia 2009                 Stanisław Cybruch

Kategorie: 
 

Widziane przez dziurę…


             Motto:
        
         Dobry styl polega głównie na tym,
         że ma się coś do powiedzenia.
        
(Artur Schopenhauer)


   Od początku br. rząd poszukuje oszczędności w celu ratowania deficytu budżetowego. Jakkolwiek udało się kilka miliardów złotych zaoszczędzić w ministerstwach i skłonić, parlament i prezydenta do zaciśnięcia pasa w wydatkach na ten rok – to i tak wciąż jeszcze brakuje pieniędzy na załatanie dziury w budżecie. Minister Finansów Jacek Rostowski, zapewniał w końcu czerwca br., że tegoroczny deficyt zostanie zwiększony o 9 mld zł do kwoty 27 mld zł. Ale zdaniem analityków ekonomicznych, pisze Bankier.pl – może on być nawet dwa razy wyższy.


    Premie w rządzie
   Tymczasem Dziennik.pl, z 2 sierpnia 2009 podaje, że zarówno premier Donald Tusk, jak i prezydent Lech Kaczyński, nie szczędzą hojności w wydawaniu środków na różne wątpliwej potrzeby zakupy. Dla przykładu,urzędnicy Donalda Tuska zamówili dla Kancelarii Premiera ponad 600 kg drobiu, 1420 kg wieprzowiny i prawie 500 kg wołowiny. Do gospodarstwa pomocniczego KPRM trafi, więc 80 opakowań golonki peklowanej, 80 całych kurczaków, 120 kg słoniny, 70 kg ozorów wołowych, 100 kg parówek, 120 kg polędwiczek wieprzowych i 80 kg kiełbasy śląskiej.

   4sierpnia br., w artykule „Kryzys wszędzie, ale nie w rządzie”, czytamy w Dzienniku.pl: Premier Donald Tusk szuka oszczędności, gdzie może, a równocześnie jego ministrowie przekazują miliony na nagrody dla swoich pracowników.W pół roku wydali już ponad 3,5 miliona złotych. Rekordzistą jest wicepremier i szef resortu gospodarki Waldemar Pawlak, który wyłożył na nagrody 1,5 miliona złotych i nagrodził 863 pracowników, średnio po 1,7 tys. zł. Jego kolega klubowy, minister rolnictwa Marek Sawicki, na nagrody dla 108 pracowników,wypłacił średnio po 2,7 tys. zł. Równocześnie w tym czasie, na premie pracownicze, prezydent Lech Kaczyński wydał 3 mln zł.
Premie prezydenckie

   Lech Kaczyński wydał na 305 premii ponad 3,3 mln zł. Dostało je prawie 700 osób z jego kancelarii, Biura Bezpieczeństwa Narodowego i Biura Ochrony Rządu. Każdy pracownik otrzymał prawie 5 tys. zł. Najwyższe premie dostali pracownicy Kancelarii, dla których na 305 nagród poszło 1,6 mln złotych – pisał w lipcu br. „Fakt„.Łącznie w Kancelarii prezydenta pracuje320 urzędników. Ich średnie wynagrodzenie, według „Faktu”, wynosi ponad8000 złotych brutto.

   Prezydent nagrodził też 90 pracowników podległego mu Biura Bezpieczeństwa Narodowego, na którego konto wpłynęło 467,7 tys. złotych. Ponad 120 tys. zł premii dostali pracownicy gospodarstwa pomocniczego przy Kancelarii Prezydenta (to mała „firma”,prowadząca m.in. prezydencką aptekę). 236 nagród (1,1 mln zł) poszło na konta funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu.

  Krytycznie patrzy na kwestię nagród biuralistów rządowych i prezydenckich, ekonomista Marek Zuber i podkreśla, że tak nie powinno być. „W czasie, gdy tysiące ludzi w Polsce, z powodu kryzysu tracą pracę, a rząd forsuje przepisy, które pozwalają na zmniejszanie pensji”, ten sam rząd nagradza swoich pracowników specjalnymi premiami.

Skarby w morzu

   Zasłużyli natomiast na nagrody poszukiwacze skarbów zatopionych u wybrzeży Timoru Wschodniego (państwo na wyspie Timor w Archipelagu Malajskim). Niemieccy specjaliści zlokalizowali przypadkowo piracki okręt z tonami złotych monet na pokładzie, o którym od dawna krążyły legendy. Okręt ten pływał wokół Indonezji na początku XIX wieku. Podróżujący nim piraci, napadali na statki handlowe i skutecznie łupili je z cennych ładunków. Poszukiwacze niemieccy szacują, że w rękach piratów w chwili zatonięcia okrętu, mogło być około dwóch ton złotych monet, o wartości około 50 mln funtów. Niemcy,którzy na ślad wraku wpadli przypadkiem, jeszcze do niego nie dotarli i nie wiadomo, kiedy dotrą. Potrzebują do tego specjalnej – drogiej licencji, a poza tym sytuacja polityczna w tym rejonie jest bardzo niespokojna i niebezpieczna.

W piaskach pustyni

  Także austriacka ekspedycja poszukiwawcza, pod kierunkiem Michaela Eisenrieglera, na mongolskiej pustyni Gobi, odnalazła kilka spośród 64 skrzyń, które pewien buddyjski mnich ukrył w latach30. XX wieku, przed zniszczeniem. Kiedy Mongolia była w latach 30. satelitą Związku Radzieckiego – władze brutalnie niszczyły dawne tradycje i zabytki narodowe. I gdy zaczęto burzyć buddyjskie klasztory, jeden z mnichów klasztoru Danzan Rawdżaa, położonego 400 km na południe od Ułan Bator, postanowił gromadzone przez wieki przedmioty, umieścić w 64 skrzyniach i ukryć je w piaskach pustyni. O miejscu ukrycia skarbu powiedział w tajemnicy jedynie swojemu wnukowi. Dopiero teraz udało się trafić na „ślady” tamtego skarbu.

Śnieg i kosmici

   Jak zwykle w sezonie ogórkowym i także w tym roku, nie brakuje w mediach treści z pogranicza sensacji. Otóż „Super Express” pisze: „Kiedy Polska zmaga się z falą upałów i gwałtownych burz – nad Amerykę Południową nadciągnęła najprawdziwsza zima. W gorącej stolicy Argentyny – Buenos Aires i większości okolicznych prowincji – słupki rtęci spadły poniżej zera, a ulice zasypał śnieg, którego Argentyńczycy dotychczas oglądali jedynie w telewizji”. Prawdziwe płatki białego puchu lecące z nieba, widziano tu ostatni raz 90 lat temu. 

   Ufolog Grzegorz Brożek z Libiąża (woj. małopolskie), ostrzega: „Kosmici znowu zaatakują”. Ten wybitny badacz – jak podaje Super Express”jest przekonany, że pozaziemskie istoty nie tylko będą lądowały rolnikom na polach i niszczyły plony, ale zaczną porywać ludzi! Pod koniec lipca br. opisywano tajemniczą historię Michała Walendy, rolnika z Kobylej Woli na Mazowszu, na którego polu zbożowym w nocy pojawiły się kręgi. Mężczyzna jest przekonany, że to kosmici zniszczyli mu plony, i zapowiada zemstę: Jak ich złapię, to im dokopię!… – To nic nie da – twierdzi Grzegorz Brożek, który od lat tropi UFO. – Już dwa razy zostałem przez nich porwany – przekonuje. Jacy są? – Mają metaliczny kolor i 1,20 do 1,40 metra wzrostu, duże głowy bez uszu, duże oczy i porozumiewają się telepatycznie.

6 sierpnia 2009         Stanisław  Cybruch

Kategorie:


Przyjaciel człowieka


            Motto:
            Człowiek człowiekowi –wilkiem.
              (Arthur Schopenhauer)

Inteligentny Ramzes
   Wczoraj stacja TVN pokazała inteligentnego owczarka niemieckiego, Ramzesa psa, który zaginął właścicielce, ale sam zgłosił  na policję w Wieluniu, swoje zaginięcie. Rano, gdy policjanci wchodzili do pracy, przemknął do budynku policyjnego i przysiadł w poczekalni. Wchodzących policjantów witał, leżąc z uniesionym pyskiem.  Właścicielka Ramzesa nie kryła radości z odnalezienia się psa. Dziękowała policjantom za pomoc. Okazało się, że jego ojciec służył kiedyś w policji.
Pies i kot
   W prehistorycznych czasach człowiek udomowił dzikie zwierzęta i wykorzystywał je dla swoich potrzeb. Najwcześniej oswoił psa i kota. Szybko zrozumiał, że pies może mu w różny sposób pomagać. Zaczął, więc brać psa na polowania i bronić się z jego udziałem, przy ataku wroga. Pies pomagał strzec osad ludzkich i stał się jego bliskim przyjacielem. Później zaczęto hodować psy i koty dla przyjemności. Z towarzyszy człowieka – pies i kot stały się raczej maskotkami, maskotkami hodowanymi na masową skalę, całkowicie zależnymi od nas.
              Nasz przyjaciel

         
Mieszka w budzie, w nocy szczeka,
               Przyjacielem jest człowieka.
   Dziś pies jest nie tylko naszym wspaniałym przyjacielem, czy obrońcą, ale np. w policji – patroluje teren, dba o porządek i bezpieczeństwo podczas imprez masowych, potrafi błyskawicznie dopaść i obezwładnić przestępcę, pomaga wykrywać złodziei, narkotyki, materiały wybuchowe, broń palną, zwłoki (także pod ziemią i w wodzie), wskazuje drogę ucieczki i miejsce ukrycia przestępców, identyfikuje sprawców kradzieży, napaści, dealerów narkotykowych, odnajduje zaginionych ludzi, itp. Pies ratuje ludzi zagrożonych utonięciem, wykrywa pod warstwą śniegu ofiary lawiny i obecność człowieka pod gruzami katastrofy budowlanej lub trzęsienia ziemi. A pies- przewodnik jest wielką pomocą dla osób niewidomych.
   Natomiast pies towarzyszący niesie osobom niepełnosprawnym ruchowo – nieocenioną pomoc w codziennych czynnościach. Potrafi – po dostosowaniu mieszkania do możliwości psa – otwierać lodówkę i podać wybrany produkt, a następnie wyrzucać opakowanie dokosza, odebrać telefon, pomagać w robieniu zakupów, gasić i zapalać światło, podać wózek, otwierać i zamykać drzwi za właścicielem, ciągnąć wózek na ulicy, pomagać w korzystaniu z łazienki, wkładać i zdejmować ubrania, wyjmować i chować przedmioty w szafie, używać dzwonka do drzwi, szczekać w celu wezwania pomocy, a nawet serwować kawę w specjalnym pojemniku!
   Nie tylko pies służy potrzebom człowieka, ale i inne zwierzęta, np. krowa, koń, gołąb pocztowy,pszczoła miodowa, jedwabnik morwowy. Zwierzęta udomowione – bydło, trzoda chlewna, owce, kury – stanowią źródło mięsa, mleka, skór, wełny. Konie, wielbłądy, woły wykorzystuje się do pracy. Inne zaś wykorzystywane są w celach medycznych, np. pijawki służą w celach terapeutycznych. W ogrodach zoologicznych, wiele zwierząt, pełni ważną rolę dydaktyczną.
Samica wieloryba

Człowiek i zwierzę
Człowiek człowiekowi,
Jaki jest – nie powiem…
Wiadomo: homo homini,
Jak może tak świni.
A zwierzę? Zwierzę człowiekowi
- To wcale nie blaga
- Jak może – pomaga. (
cyb)

   Dużo wiemy o inteligencji ssaków i pomocy ludziom udzielanej przez delfiny. „Morskie ssak ito wyjątkowo wdzięczne i sympatyczne stworzenia – pisze Dziennik.pl 2 sierpnia br. Choć potrafią być bardzo groźne, przeważnie wzbudzają wiele ciepłych uczuć”.  Zadziwiającą inteligencję i szybkość kojarzenia faktów wykazała samica wieloryba Beluga Mila, podczas konkursu dla nurków pływających bez akwalungu, konkursu, który odbywał się w Parku Polarnym we wschodnich Chinach. Kiedy 26-letnia kobieta Yang Yun, biorąca udział w konkursie, zanurkowała w basenie z arktycznie zimną wodą i nagle z powodu niskiej temperatury doznała czasowego paraliżu kończyn – poszła na dno niczym kamień.
   Zainteresowało to pływającą w basenie wielorybicę. Beluga Mila, widząc bezwładną postać ludzką – podpłynęła do kobiety i  delikatnie wypychała ją ku powierzchni. – „Zaczęłam się dusić i tonęłam głębiej i głębiej. Sądziłam, że to koniec – że umrę. I nagle poczułam niesamowitą siłę, która pchała mnie do góry” – opowiadała po uratowaniu Yang Yun. Organizator imprezy podkreślił: „Beluga Mila zauważyła kłopoty Yang Yun wcześniej niż my”. I dodał: „Mila, na co dzień pracuje i żyje z ludźmi, jest bardzo wrażliwa. Yun zawdzięcza jej życie„.  

 
Wieloryby Beluga były pierwszymi morskimi ssakami, które nauczono współpracy z człowiekiem. Ich cechą charakterystyczną są mięśnie, które pozwalają im się uśmiechać – akcentuje dziennik.pl.

5 sierpnia 2009                           Stanisław Cybruch

Kategorie:   

Przyjaciel człowieka




            Motto:
            Człowiek człowiekowi – wilkiem.
            (Arthur Schopenhauer)



Inteligentny Ramzes


   Wczoraj stacja TVN pokazała inteligentnego owczarka niemieckiego, Ramzesa psa, który zaginął właścicielce, ale sam zgłosił  na policję w Wieluniu, swoje zaginięcie. Rano, gdy policjanci wchodzili do pracy, przemknął do budynku policyjnego i przysiadł w poczekalni. Wchodzących policjantów witał, leżąc z uniesionym pyskiem.  Właścicielka Ramzesa nie kryła radości z odnalezienia się psa. Dziękowała policjantom za pomoc. Okazało się, że jego ojciec służył kiedyś w policji.

Pies i kot

   W prehistorycznych czasach człowiek udomowił dzikie zwierzęta i wykorzystywał je dla swoich potrzeb. Najwcześniej oswoił psa i kota. Szybko zrozumiał, że pies może mu w różny sposób pomagać. Zaczął, więc brać psa na polowania i bronić się z jego udziałem, przy ataku wroga. Pies pomagał strzec osad ludzkich i stał się jego bliskim przyjacielem. Później zaczęto hodować psy i koty dla przyjemności. Z towarzyszy człowieka – pies i kot stały się raczej maskotkami, maskotkami hodowanymi na masową skalę, całkowicie zależnymi od nas.
              
        Nasz przyjaciel

          
Mieszka w budzie, w nocy szczeka,
            Przyjacielem jest człowieka.
  
Dziś pies jest
nie tylko naszym wspaniałym przyjacielem, czy obrońcą, ale np. w policji – patroluje teren, dba o porządek i bezpieczeństwo podczas imprez masowych, potrafi błyskawicznie dopaść i obezwładnić przestępcę, pomaga wykrywać złodziei, narkotyki, materiały wybuchowe, broń palną, zwłoki (także pod ziemią i w wodzie), wskazuje drogę ucieczki i miejsce ukrycia przestępców, identyfikuje sprawców kradzieży, napaści, dealerów narkotykowych, odnajduje zaginionych ludzi, itp. Pies ratuje ludzi zagrożonych utonięciem, wykrywa pod warstwą śniegu ofiary lawiny i obecność człowieka pod gruzami katastrofy budowlanej lub trzęsienia ziemi. A pies- przewodnik jest wielką pomocą dla osób niewidomych.
   Natomiast pies towarzyszący niesie osobom niepełnosprawnym ruchowo – nieocenioną pomoc w codziennych czynnościach. Potrafi – po dostosowaniu mieszkania do możliwości psa – otwierać lodówkę i podać wybrany produkt, a następnie wyrzucać opakowanie dokosza, odebrać telefon, pomagać w robieniu zakupów, gasić i zapalać światło, podać wózek, otwierać i zamykać drzwi za właścicielem, ciągnąć wózek na ulicy, pomagać w korzystaniu z łazienki, wkładać i zdejmować ubrania, wyjmować i chować przedmioty w szafie, używać dzwonka do drzwi, szczekać w celu wezwania pomocy, a nawet serwować kawę w specjalnym pojemniku!
   Nie tylko pies służy potrzebom człowieka, ale i inne zwierzęta, np. krowa, koń, gołąb pocztowy,pszczoła miodowa, jedwabnik morwowy. Zwierzęta udomowione – bydło, trzoda chlewna, owce, kury – stanowią źródło mięsa, mleka, skór, wełny. Konie, wielbłądy, woły wykorzystuje się do pracy. Inne zaś wykorzystywane są w celach medycznych, np. pijawki służą w celach terapeutycznych. W ogrodach zoologicznych, wiele zwierząt, pełni ważną rolę dydaktyczną.

Samica wieloryba

Człowiek i zwierzę

Człowiek człowiekowi,

Jaki jest – nie powiem…
Wiadomo: homo homini,
Jak może tak świni.
A zwierzę? Zwierzę człowiekowi
- To wcale nie blaga
- Jak może – pomaga. (
cyb)

   Dużo wiemy o inteligencji ssaków i pomocy ludziom udzielanej przez delfiny. „Morskie ssaki to wyjątkowo wdzięczne i sympatyczne stworzenia – pisze dziennik.pl 2 sierpnia br. Choć potrafią być bardzo groźne, przeważnie wzbudzają wiele ciepłych uczuć”.  

 Zadziwiającą inteligencję i szybkość kojarzenia faktów wykazała samica wieloryba Beluga Mila, podczas konkursu dla nurków pływających bez akwalungu, konkursu, który odbywał się w Parku Polarnym we wschodnich Chinach. Kiedy 26-letnia kobieta Yang Yun, biorąca udział w konkursie, zanurkowała w basenie z arktycznie zimną wodą i nagle z powodu niskiej temperatury doznała czasowego paraliżu kończyn – poszła na dno niczym kamień.

   Zainteresowało to pływającą w basenie wielorybicę. Beluga Mila, widząc bezwładną postać ludzką – podpłynęła do kobiety i  delikatnie wypychała ją ku powierzchni. – „Zaczęłam się dusić i tonęłam głębiej i głębiej. Sądziłam, że to koniec – że umrę. I nagle poczułam niesamowitą siłę, która pchała mnie do góry” – opowiadała po uratowaniu Yang Yun. Organizator imprezy podkreślił: „Beluga Mila zauważyła kłopoty Yang Yun wcześniej niż my”. I dodał: „Mila, na co dzień pracuje i żyje z ludźmi, jest bardzo wrażliwa. Yun zawdzięcza jej życie„.  

 
Wieloryby Beluga były pierwszymi morskimi ssakami, które nauczono współpracy z człowiekiem. Ich cechą charakterystyczną są mięśnie, które pozwalają im się uśmiechać – akcentuje dziennik.pl.

5 sierpnia 2009                           Stanisław Cybruch
 
  Kategorie:


Cenę wystawią wyborcy

  
   Platforma Obywatelska, choć nie wykonuje nośnych propagandowo zapowiedzi wygłaszanych publicznie w kampanii wyborczej 2007, ma się wciąż dobrze w sondażach. A prezydent Lech Kaczyński nie ukrywa, że chciałby mieć takie poparcie społeczne jak premier Donald Tusk. Obaj mają ogromne pragnienie osiągnięcia podobnego celu – zdobycia intratnego stołka na najwyższym podium w państwie. Lech Kaczyński jest już wprawdzie na tym stołku… ale notorycznie choruje na drugą kadencję. Donald Tusk zaś choruje odkąd przegrał z Kaczyńskim.
   Premier Donald Tusk zrozumiał wreszcie, że dłużej już nie można jechać na sondażach. Trzeba ruszyć do pracy i zacząć realizować, choćby namiastkę obietnic. Zapowiada właśnie taką rychłą pracę… W szczęśliwym do niedawna żeglowaniu po morzu zaufania społecznego – trafił na rafę. Kryzys finansowo-gospodarczy zrobił mu wielki „STOP” na drodze do wymarzonego celu – zdobycia prezydentury. A w kryzysie trzeba, podobnie jak na wzburzonym morzu – dobrze, skutecznie, trafnie manewrować sterami. Kryzys zmusił rząd do szukania oszczędności w wydatkach i pokrycia brakujących środków na łatanie deficytu budżetowego. W ramach cięcia wydatków ostatnio zapowiedziano, m.in. zwolnienie 18 tys. pracowników administracji rządowej. Ale nie tylko to…
   Otóż Polacy to ponoć najbardziej chory naród na świecie. Media podniosły larum, że ludzie masowo symulują, bo nie chce im się pracować. Do badań zjawiska ruszył ZUS. Skontrolował 135 tysięcy osób na zwolnieniach. Stwierdzono, że co dziewiąta skontrolowana chora osoba była zdolna do pracy. Orzecznicy ZUS-u zbadali, więc zasadność wydawania zwolnień lekarskich. Okazało się, że nie wszyscy chorzy są naprawdę chorzy. W efekcie prawie 16 tysięcy osób straciło prawo do zasiłku.
   Premier Donald Tusk zlecił w tej sytuacji nadzwyczajną kontrolę. Obejmie ona: lekarzy, którzy wystawili rekordową liczbę zwolnień oraz chorych, którzy często idą na zwolnienia. Cel? ZUS chce powstrzymać wypłaty na lawinowo rosnące zasiłki chorobowe… ludziom zdrowym. Wczoraj kontrolerzy zaczęli odwiedzać chorych i lekarzy. Pod lupę biorą zwłaszcza: lekarzy, którzy wystawili rekordową liczbę zwolnień a także chorych, korzystających często z krótkich zwolnień, biorących zwolnienia od różnych lekarzy albo na różne choroby i tych, którzy byli już złapani na lewych zwolnieniach.
   A Ministerstwo Zdrowia sprawdzi, czy pomysł szukania oszczędności na pacjentach jest zgodny z prawem. Prezes NFZ Jacek Paszkiewicz, nieoczekiwanie skreślił z listy tzw. świadczeń nielimitowanych, balonikowanie chorych z zawałem serca. Kardiolodzy są zszokowani tym pomysłem. Balonikowanie jest jedną z najskuteczniejszych metod ratowania życia chorych z zawałem.
   Problem zwolnień lekarskich jest bardzo ważny, bowiem w pierwszym kwartale bieżącego roku Polacy spędzili na zwolnieniach 44 mln dni. Takiej absencji chorobowej nie było w Polsce jeszcze nigdy. W I kwartale 2007 r.chorowaliśmy 33,1 mln dni, a w tym samym okresie 2008 roku – 34,7 mln dni. Choroby pracowników kosztowały ZUS w bieżącym roku ok. 2 mld 100 mln zł, to prawie o 600 mln więcej niż w zeszłym roku o tej porze.
   Jaka jest przyczyna epidemii zwolnień.Zdaniem ekspertów Polacy uciekają na zwolnienia, bo wtedy nie można ich wyrzucić z pracy. Ale też pracodawcy wysyłają pracowników na zwolnienia. Unikają w ten sposób wypłacania im pensji, gdyż robi to ZUS. Dla firmy, która ma przestój i nie ma zamówień, to świetny sposób na minimalizowanie kosztów… Ale jest w tym ważnym zagadnieniu pewne „Ale ?”… Niestety, nikt nie zakłada, że faktycznie chorujemy. Wśród skontrolowanych w tym roku 67 tys. zwolnień, tylko niecałe 11 proc. z nich było fikcyjnych.


  Kolejnym problemem społecznym, z którym rząd postanowił się zmierzyć, jest perspektywiczne zabezpieczenie finansowania ZUS. Są dwa pomysły rządu w tej kwestii.
 

Pierwszy – to rok urlopu na 50. urodziny pracowników, za który zapłacą: pracodawca i ZUS, a drugi – to wydłużeniu czasu pracy zatrudnionych – do 70 roku życia. W pierwszym przypadku – rząd planuje wprowadzenie rocznego urlopu na 50. urodziny, aby dać szansę pracownikom na zdobycie nowych kwalifikacji lub podreperowanie zdrowia, a w zamian pracownicy będą musieli harować do ukończenia 70 roku życia.

   Dlaczego ludzie mieliby pracować dłużej? Zdaniem rządu, reforma systemu emerytalnego jest konieczna, bo w Polsce cały czas przybywa emerytów, a dzieci rodzi się bardzo mało.
Dziś na jednego pracującego przypada 1,7 osoby niepracującej, a z czasem sytuacja może się pogorszyć i każdy pracujący będzie musiał utrzymać dwie osoby. Wydłużenie czasu pracy o 5 lat oznacza dla ZUS – o 5 lat krótszy okres wypłacania emerytur.

    Które z zapowiadanych teraz spraw zostaną ostatecznie wykonane – zobaczymy. Należy jednak patrzeć na to z rezerwą.
Premier Donald Tusk wie o tym dobrze: wcielanie w życie niepopularnych pociągnięć administracyjnych przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi, może go kosztować zbyt drogo. Cenę wystawią wyborcy.

4 sierpnia 2009                Stanisław Cybruch

Kategorie: 


Sezon ogórkowy


   W wakacje zawsze panuje sezon ogórkowy. Zwalnia bieg życie polityczne, stacje radiowe i telewizyjne serwują mało atrakcyjne programy, prasa podaje różne „sensacyjne” wiadomości, które mają podnieść spadającą poczytność gazet. Sezon ogórkowy. Ten pospolity dziś frazeologizm pojawił się bardzo dawno i miał ścisły związek nie tylko ze spadkiem poczytności gazet, ale z posuchą w życiu kulturalnym, spowodowaną letnimi wyjazdami artystów na wypoczynek (zamierała wówczas praca teatrów), no i oczywiście z porą zbioru ogórków.
   „Super Express”, słynący z „sensacyjnych” wiadomości, podał wczoraj, że Powstańcy biorący udział w obchodach 65. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego udaremnili zamach na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dzięki ich szybkiej reakcji BOR zatrzymał mężczyznę, który groził, że zabije Lecha Kaczyńskiego. Niedoszły zamachowiec od dawna był poszukiwany listem gończym. Dzień wcześniej ta sama gazeta podała – tak już chyba całkiem z braku innych „sensacji”: prezydent Lech Kaczyński (60 l.) ma awaryjny plan, na wypadek przegranej w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Głowa państwa szykuje się do powrotu do swojego rodzinnego Sopotu. Kamienica, w której mieści się 128-metrowe gniazdko prezydenta, (warte 1 mln zł – dod. S.C.) właśnie jest remontowana. Pewnie lepiej byłoby dla gazety, żeby na stałe pozostał w stolicy.
   Z politycznych spraw warto zauważyć nośny temat: Jak zdobyć pieniądze na pokrycie zakupu leków dla najbiedniejszych emerytów i na zasiłki dla dzieci? Senator PO Jan Rulewski, dał taką oto odpowiedź: Opodatkować Coca-Colę i obciążyć akcyzą ekskluzywne samochody i quady. Satyryk Krzysztof Daukszewicz skomentował to wDZIENNIKU.PL”: Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma pod czachą trochę więcej fantazji niż zdrowego rozsądku. I dalej pociągnął swoją myśl: Miejmy nadzieję, że to już ostatnie pomysły tego typu, które promuje pan senator. Sądząc po jego wyjaśnieniach, że każdy, kto prowadzi dom, zna się na budżecie – można wnioskować, że jest kontynuatorem myśli Lenina, który twierdził, że każda kucharka może rządzić.   
   Prasa Zachodnia pisze,w rubrykach sensacyjnych, że premier Włoch Silvio Berlusconi, przyciśnięty do muru przez media – ugiął się i publicznie przyznał, że korzystał z usług prostytutek. Jednocześnie, ten największy grzesznik w Europie, liczy na boskie przebaczenie! Po ostatnich erotycznych skandalach postanowił porzucić sprośne życie i odpokutować swoje winy! Wkrótce wyrusza na pielgrzymkę do San Giovanni Rotondo. W kościele Matki Bożej Łaskawej zamierza kajać się przed relikwiami Ojca Pio i błagać, by święty oczyścił go ze skutków wyuzdania.
   A to już prawdziwa sensacja: najniebezpieczniejszym państwem świata jest Wielka Brytania. Liczbą przestępstw popełnionych z użyciem przemocy,wyprzedziła uważaną dotąd za najniebezpieczniejsze państwo świata – Republikę Południowej Afryki. Drugie miejsce w tym niechlubnym rankingu zajmuje inne bogate państwo Unii - Austria. Na Wyspach Brytyjskich, na 100 tysięcy mieszkańców popełnianych jest 2034 przestępstw, w Austrii - 1677, a w RPA1609.
   Mieliśmy już w naszej historii superagentów. Teraz znów niespodzianie – jak podaje wczorajszy „DZIENNIK.PL”pojawił się polski superagent, który w dodatku rozbił europejską mafię. Ukradli 6,5 miliona euro, skopiowali 15 tysięcy kart płatniczych, działali w 12 różnych krajach. A rozpracował ich policjant z Polski. I to mimo, że akurat w Polsce mafiosi nie kradli. Policja w całej Europie nie może wyjść z podziwu dla naszego rodaka.

   Na koniec trochę wesołości. Kuba Wojewódzki, komentując tydzień w magazynie „Polityka”, wyśmiał ranking „Rzeczpospolitej”, która opublikowała listę polskich autorytetów dla dzisiejszej młodzieży – wyśmiał, choć zajął w nim bardzo wysokie – drugie miejsce. Pierwsze miejsce zajął Jerzy Owsiak a trzecie Szymon Majewski. Kuba Wojewódzki napisał w rubryce „Mea pulpa”: „Jeszcze tylko Misiek Koterski i Dorota Gardias, i wolne miejsce po Leszku Kołakowskim obsadzone”.    Iwona Guzowska – posłanka Platformy Obywatelskiej, której pasją jest jeździectwo – chce nazwać swojego konia… Palikoń. Janusz Palikot już się zgodził – donosi tygodnik „Wprost”. 

 

 „DZIENNIK.PL” wczoraj napisał: W środku nocnego szaleństwa w klubie, podchodzi do ciebie młoda dziewczyna i pyta, czy – „Lubisz szybki seks?”, i z torebki wyciąga prezerwatywę. To nie poszukiwaczka mocnych wrażeń, a partyworkerka. Takie osoby coraz częściej można spotkać w polskich nocnych klubach. Rozmowy o seksie to ich zawód.

   I jeszcze dwie malutkie pigułki horroru. Europoseł PO, Sławomir Nitra, przedwczoraj jechał autostradą niemiecką na biegu wstecznym, wioząc samochodem swoją rodzinę. Przyłapany w dramatycznych okolicznościach przez niemieckie służby drogowe, przyznał się do winy. Naszemu dziennikarzowi powiedział: Popełniłem wykroczenie. Żałuję. Czy będzie miał trudną rozmowę z władzami swojej partii – nie zdradził. Ale to, być może mały kaliber horroru. Większy zatrzymałem na koniec. Wścibscy paparazzi wyśledzili w lesie kobietę z nożem. Ponieważ są ekspertami od robienia zdjęć „zza krzaka” znanych publicznie osób, tym razem trafili na takąż właśnie. A było co „złapać” w okienko aparatu: Bluzeczka z krótkim rękawem, upięte włosy, na nogach tenisówki, a w ręku…nóż. Czyżby postanowiła wyrównać z kimś polityczne rachunki? – pyta podchwytliwie „Super Express”. I uspokaja: Nie. To posłanka PiS, była minister sportu Elżbieta Jakubiak (43 l.), zbierała grzyby. Ufff… Mężczyźni już nie muszą się bać, że wrócą z lasu bez jakichś swoich atrybutów…

3 sierpnia 2009                   Stanisław Cybruch
Kategorie: 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Milionerka z PiS musi szukać nowej pracy"

"Kontrowersyjne nagranie z policjantem"

"Morawiecki kłamał?"